Archiwa tagu: industrial

Chat Pile – God’s Country

chat pile gods countryCzy zastanawialiście się kiedyś jakby to było gdyby muzyka mogła pachnieć? Ja sam czuję letnią bryzę i łąkę pełną kwiatów słuchając niektórych utworów np. The War On Drugs. Jednak życie nie składa się z samych przyjemności i po drugiej stronie barykady stoi (a właściwie płynie) wywalona kanaliza, ścieki, zsypy w wieżowcach czy toitoi na Woodstocku. I właśnie mniej więcej tak pachniałby „God’s Country”. Czytaj dalej Chat Pile – God’s Country

Fear Factory – Aggression Continuum

fear factory aggression continuum„Genexus” i „Aggression Continuum” dzieli najdłuższa, bo sześcioletnia przerwa wydawnicza.  W tym czasie w zespole pojawiło się wyjątkowo dużo złej krwi, czego efektem było odejście Burtona C. Bella jeszcze przed premierą albumu. Zanim „Aggression Continuum” ujrzał światło dzienne, działy się jeszcze tak dziwne rzeczy jak Czytaj dalej Fear Factory – Aggression Continuum

Cruentus – Every Tomorrow

cruentus every tomorrowZastanawialiście się kiedyś jaki byłby efekt połączenia grania industrialnego z djentem? Jak brzmiałaby hybryda Meshuggah i Fear Factory? Jeśli tak to już nie musicie się wysilać bo z pomocą przychodzi szczeciński Cruentus.

W zasadzie wstyd się przyznać, że uchodząc za”prawie” rodowitego Szczecinianina o zespole usłyszałem dopiero przy okazji premiery „Every Tomorrow”. Czytaj dalej Cruentus – Every Tomorrow

Killing Joke – Pylon

killing joke pylonJak zwykle zbyt długo przyszło fanom Killing Joke czekać na nowy album grupy. W Polsce to oczekiwanie było może niezbyt wyczuwalne bo (nie wiedzieć czemu) zespół ten nie jest w naszym kraju wybitnie popularny i chyba niestety to się już nie zmieni.

Sytuacja ta jest o tyle dziwna, że wbrew pozorom Polacy mają gust muzyczny, który coraz mocniej przebija się przez morze syfu promowanego przez środki masowego przekazu. I dzięki temu w zestawieniach sprzedażowych obok tandety można spotkać Davida Gilmoura, Marka Knopflera, Porcupine Tree, Stevena Wilsona solo, Riverside i mnóstwo innych wartościowych wydawnictw. Czytaj dalej Killing Joke – Pylon

Fear Factory – Genexus

fear factory genexusSą rzeczy, które odgrzewane smakują lepiej. Rzeczy, które z każdym kolejnym odgrzaniem nabierają szlachetności, wyrazistości i coraz to lepszego, bardziej wyrafinowanego smaku. Najlepszym przykładem dla tej tezy może być bigos. Kolejnym mogłyby być np. kluski ziemniaczane. Potwierdzeniem dla powyższej teorii z pewnością nie mogłaby być twórczość Fear Factory.

Zespół ten na początku lat 90tych „uformował” swój niepowtarzalny styl i opierając się na nim brnie przez muzyczny rynek już od ponad 20 lat. Po drodze trafiały się im albumy genialne („Demanufacture”), świetne („Obsolete”) jak i te gorsze („Transgression”). Czytaj dalej Fear Factory – Genexus

Fear Factory – Transgression

fear factory transgressionZ Fear Factory jest podobny problem jak z rosyjskim gazem. Ktoś od czasu do czasu przykręca kurek… Ekipa FF systematycznie przeplata wydawnictwa świetne z takimi, które świadczą o dość znacznym spadku formy. Transgression z pewnością nie należy do grupy „świetnych”. Ale mam też mieszane uczucia odnośnie wrzucenia go do tego drugiego kotła „tak po prostu”. Album dość wyraźnie dzieli się na dwie części: pierwsza wypada dobrze, momentami nawet bardzo dobrze, druga zdecydowanie słabiej. Nad całością wisi brzemię tego nieszczęsnego przykręconego kurka – w porównaniu chociażby z Archetype czy Obsolete Transgression brzmi grzecznie, jest wygładzony, bardziej stonowany. Brakuje tu tej mocy i ciężaru z kilku wcześniejszych krążków. Ma to też swoją „zaletę”(?) – album stał się o wiele bardziej przystępny dla przeciętnego odbiorcy. Kilka z utworów tutaj zawartych od biedy można by puścić w mediach bez strachu, że słuchacze nas przeklną. Czytaj dalej Fear Factory – Transgression

Fear Factory – Digimortal

fear factory digimortalEkipa Fear Factory się sprzedała! Rozmieniła na drobne! Jednym posunięciem zniszczyła to co budowała do tej pory! Takie i podobne teksty można było usłyszeć w muzycznym świecie po wydaniu Digimortal. A jeśli podobnych głosów w środowisku jest dużo to znaczy, że coś jest na rzeczy. Ale też nie do końca;) W porównaniu z Demanufacture czy Obsolete Digimortal wypada wręcz popowo. A to dlaczego? Głównie ze względu na wokale: growlu Bella trzeba tu szukać z lupą. Dominuje czysty lub w miarę czysty głos. No ale jakby nie patrzeć – reszta się zgadza: są industrialne elementy, maszynowe riffy i fabryczny klimat. Do tej mieszanki zespół dorzucił gigantyczną dawkę przebojowości. W efekcie otrzymaliśmy krążek, na który można patrzeć na 2 sposoby: z perspektywy poprzednich wydawnictw – i wtedy wypada to średnio lub też bez patrzenia w przeszłość – interesując się tylko tym co jest tu i teraz. I w tej opcji Digimortal prezentuje się co najmniej dobrze. Czytaj dalej Fear Factory – Digimortal

Fear Factory – Archetype

fear factory archetypeArchetype to pierwszy album Fabryki nagrany po odejściu Cazaresa. Krążek spotkał się z bardzo różnymi ocenami: od uwielbienia po zmieszanie z błotem. Ja po pierwszych odsłuchach też nie należałem do grona osób zachwyconych. Album „wszedł” mi dopiero po pewnym czasie i od tego momentu wracam do niego dość często. Archetype ma w sobie zdecydowanie więcej ciężaru niż jego poprzednik czyli Digimortal. Nadal jednak dużo tu melodyjności i lekkiego przysłodzenia. Demanufacture to to nie jest ale np. osoby, którym podobał się album Obsolete powinny być zadowolone. Bo przecież to połączenie toporności, mechanicznych riffów z lżejszymi wstawkami to znak firmowy FF, nie? Archetype odpala z grubej rury utworami „Slave Labor” i „Cyberwaste” – jednymi z najcięższych fragmentów tego wydawnictwa. Koronę w tej kategorii nosi jednak „Bonescraper” – rzecz piekielnie mocna i miażdżąca. Czytaj dalej Fear Factory – Archetype

Swans – The Seer

swans the seerWstyd się przyznać – trochę już lat na tym świecie żyję, od małego byłem „uświadamiany” muzycznie, później sam zacząłem poszukiwać, drążę tak od kilkunastu lat a o Swans usłyszałem dopiero przy okazji premiery The Seer… Wstyd tym bardziej, że ekipa ta ma już ponad 30tkę na karku czyli mniej więcej tyle samo co uwielbiany przeze mnie Killing Joke. Z początku nie planowałem w ogóle poznawać The Seer. Ale nadarzyła się okazja, dodatkowo praktycznie wszędzie recenzenci się nim zachwycają więc nie wypadało nie spróbować;) Muszę przyznać, że przesłuchanie w całości na raz(czyli tak jak się powinno) najnowszego dzieła Swans jest dla słuchacza nie lada wyzwaniem. Wyzwaniem ale i również ciekawym doświadczeniem, swego rodzaju przygodą. I to nie krótką bo albumowi brakuje tylko kilkudziesięciu sekund do pełnych 2 godzin. Zatem duuuuużo czasu – ja spożytkowałem go na poczytanie o zespole i samym The Seer. Wyszło z tego przyjemne z pożytecznym bo poznałem kilka nowych pojęć. Czytaj dalej Swans – The Seer

Killing Joke – Revelations

killing joke revelationsPo wydaniu dwóch krążków dla muzycznych „melomanów” zespół spłodził coś innego. Niby klimat się nie zmienił – dalej mamy tutaj charakterystyczne gitary i styl wypracowany wcześniej przez zespół – ale wszystko to jest jakby bardziej przystępne, łatwiejsze w odbiorze. I jednocześnie jakoś słabiej to przekonuje jako całość. Oczywiście nie brakuje tu świetnych utworów na czele z „Empire Song” (pasowałby na poprzednie krążki), „The Pandys Are Coming” (ach te połamane dźwięki), „Land Of Milk And Honey” (dynamiczny, najszybszy na płycie) oraz „Dregs” (taka mała, industrialna zapowiedź chociażby „Whiteout” z Pandemonium). Te 4 kawałki „robią” praktycznie cały album. Czytaj dalej Killing Joke – Revelations