Zastanawialiście się kiedyś jaki byłby efekt połączenia grania industrialnego z djentem? Jak brzmiałaby hybryda Meshuggah i Fear Factory? Jeśli tak to już nie musicie się wysilać bo z pomocą przychodzi szczeciński Cruentus.
W zasadzie wstyd się przyznać, że uchodząc za”prawie” rodowitego Szczecinianina o zespole usłyszałem dopiero przy okazji premiery „Every Tomorrow”. A tymczasem Cruentus powstał jeszcze w ubiegłym wieku i przez niecałe 20 lat trwania kariery wydał 3 pełnoprawne albumy wliczając najnowszy. Ilość może i nie powala ale też nie dziwi ze względu na polskie realia gdzie poza mainstreamem bardzo często konieczne jest pogodzenie muzycznej pasji ze standardową pracą „na etacie”. Taka jest smutna prawda. Jest ona o tyle przygnębiająca, że Cruentus w niczym nie ustępuje przedstawicielom sceny zagranicznej. Ba! Ma kilka atutów sprawiających, że nad niektórymi z nich ma dużą przewagę.
Twórczości szczecinian wcześniej nie znałem zatem mogłem do niej podejść „na świeżo” – bez żadnych odniesień czy uprzedzeń. Pierwsze co rzuca się w uszy to brzmienie: dla fana metalu cudowne i uzależniające. Praktycznie od pierwszych dźwięków „Shutter” album wgniata słuchacza w fotel przywołując oczywiste i bardzo pozytywne skojarzenia z filarami gatunków, o których wspomniałem na początku.
Pierwsze kilkadziesiąt sekund „Incorporation” i „The Proximate” to przecież Meshuggah i to w najlepszym wydaniu. Podobieństw do Szwedów jest tu zdecydowanie więcej jednak pierwsze skrzypce zdecydowanie gra tu industrial, futurystyczna technologia: zimna i bezduszna. Oczywiście „Every Tomorrow” przynosi też kilka chwil oddechu. Całkowicie instrumentalny, ambientowy „Augmentation” to kilka minut przerwy pomiędzy ścianą dźwięków atakującą słuchacza.
W tym momencie warto zwrócić uwagę na drugi aspekt rzucający się „w uszy” już na samym początku – produkcję. „Every Tomorrow” brzmi bardzo dobrze. Zespół wraz z całym zapleczem podszedł do zadania bardzo profesjonalnie i efekt ich prac naprawdę robi duże wrażenie. Instrumenty doskonale się tu uzupełniają bez konkretnej dominacji. Dzięki temu możemy wyłapać wiele smaczków.
I tu pojawia się trzeci aspekt, na który warto zwrócić uwagę – warsztat. Członkowie Crunetusa prezentują światowy poziom. Kroku dotrzymuje im wokal zawieszony gdzieś w okolicach sceny hardcore. W efekcie „Every Tomorrow” jest albumem niesamowicie solidnym i profesjonalnym, który miałby duże szanse na zdecydowanie większy rozgłos gdyby powstał zagranicą a nie w naszym kraju…