Są rzeczy, które odgrzewane smakują lepiej. Rzeczy, które z każdym kolejnym odgrzaniem nabierają szlachetności, wyrazistości i coraz to lepszego, bardziej wyrafinowanego smaku. Najlepszym przykładem dla tej tezy może być bigos. Kolejnym mogłyby być np. kluski ziemniaczane. Potwierdzeniem dla powyższej teorii z pewnością nie mogłaby być twórczość Fear Factory.
Zespół ten na początku lat 90tych „uformował” swój niepowtarzalny styl i opierając się na nim brnie przez muzyczny rynek już od ponad 20 lat. Po drodze trafiały się im albumy genialne („Demanufacture”), świetne („Obsolete”) jak i te gorsze („Transgression”).
Ogólnie rzecz ujmując tendencja była spadkowa z jednorazowym wyskokiem w postaci „Mechanize”, który przywracał wiarę w to, że jeszcze może być bardzo dobrze. Niestety „The Industrialist” szybko sprowadził słuchaczy na ziemię. „Genexus” niczego w tej kwestii nie zmienia… Jest to klasyczne odgrzewanie kotletów. I to o tyle gorsze od poprzednika, że tam potrafił się przydarzyć powiew świeżości w postaci bardzo oryginalnego i mocno odbiegającego od dotychczasowej twórczości „God Eater”.
„Genexus” nie przynosi żadnych powiewów. I co z tego, że płyty słucha się całkiem znośnie, bez większego znużenia i zażenowania skoro w głębi duszy mamy świadomość, że wszystko to już było i to co najmniej kilkukrotnie? I co najważniejsze: na zdecydowanie wyższym poziomie. Po przesłuchaniu najnowszego dziecka FF w głowie pozostaje niewiele: raczej pojedyncze fragmenty, riffy czy wokale Bella niż utwory jako całość.
Z płyty na płytę drażni natomiast coraz więcej rzeczy. Przede wszystkim chodzi tu o wyżej wspomnianą wtórność i przewidywalność. Są tu też momenty, w których słuchanie Bella sprawia ból – głównie w czystych partiach. Denerwują również duże podobieństwa i nawiązania do przeszłości. Przykład na szybko: „Protomech” to taka marna kopia „Powershifter” z „Mechanize”.
„Genexus” zawiera (bardzo nieudany swoją drogą) utwór „Expiration Date”. Tytuł nawiązuje chyba do sytuacji, w której obecnie znajduje się zespół. Na ten moment termin przydatności FF się skończył. Im szybciej dotrze to do członków zespołu tym lepiej. Im szybciej tchną nowego ducha w swoją twórczość tym lepiej dla nich (a że to potrafią udowodnili na „Mechanize”).
Fabryka w obecnej konwencji powinna zostać zamknięta. Zespół ten uwielbiam za stare lata i darzę olbrzymim sentymentem ale kolejnego takiego kotleta po prostu nie chcę. A sam „Genexus” to taka płyta z serii: przesłuchać i zapomnieć lub wracać do niej tylko przy odświeżaniu dyskografii (nawet znienawidzony przez fanów „Digimortal” prezentuje się zdecydowanie lepiej). A chyba nie o to chodzi?
Moja ocena -> 5/10
Zgadzam się z autorem. Przeciętna płyta…