Czy jest na świecie ktoś kto na przełomie wieków w jakikolwiek sposób nie zetknął się z twórczością Dido? Pewnie po dłuższych poszukiwaniach znaleźlibyśmy kogoś takiego ale spójrzmy prawdzie w oczy – byłoby to zadanie raczej z tych trudniejszych.
Bo przecież „Stan” Eminema, z fragmentami „Thank You”, usłyszeć można było praktycznie wszędzie. Podobnie było z serialem „Roswell” promowanym przez „Here With Me”. Czytaj dalej Dido – Still On My Mind→
Do Eminema mam stosunek raczej ambiwalentny. Z jednej strony można powiedzieć, że wychowałem się na jego twórczości kiedy to w liceum ze znajomymi do oporu katowaliśmy 3 pierwsze albumy (nie licząc „Infinite”) znając na pamięć wiele fragmentów jego tekstów. Ten okres jego kariery bardzo lubię ze względu na jakość stworzonego w tym czasie materiału jak i wspomnienia związane z jego słuchaniem. Czytaj dalej Eminem – Revival→
Leżącego się nie kopie. Taka jest podobno niepisana zasada. Ale co w momencie gdy leżący sam nadstawia się pod buta krzycząc dodatkowo, że wszystko jest w jak najlepszym porządku?
Taką drogę postępowania przyjęła ekipa U2. Nie trzeba mieć sokolego wzroku aby zauważyć, że zespół od lat sukcesywnie obniża loty. Czytaj dalej U2 – Songs Of Experience→
W niektórych kręgach oczekiwanie na powrót Slowdive mogłoby zostać przebite chyba tylko przez reaktywację Queen, The Doors czy Nirvany w oryginalnym składzie.
Fakt faktem – come back po 22 latach przerwy nie jest rzeczą spotykaną na co dzień i oprócz niesamowitej radości niesie za sobą również nutkę (albo i cały zeszyt nut) zwątpienia. Czytaj dalej Slowdive→
Popełniając „Scream” Chris Cornell skazał się praktycznie na pożarcie, strzelił sobie w stopę, sam podłożył ogień pod stos, na którym się znajdował. Rzesze fanów najchętniej by go zjadły, ukamienowały, ukrzyżowały, ekskomunikowały. „Scream” został obsmarowany z każdej możliwej strony, obrzucony tonami syfu i inwektywami, które nie nadają się do cytowania.
Od całej tej fali „hejtu” (ostatnio bardzo popularne słówko) minęło już ponad 6 lat, burza ucichła i niewiele osób jeszcze o niej pamięta – część z nich pewnie zaraz sobie o niej przypomni;) Czytaj dalej Chris Cornell – Scream→
Idealnym odzwierciedleniem rozwoju kariery grupy Coldplay byłby giełdowy wykres Jastrzębskiej Spółki Węglowej.
Po debiucie na wysokim poziomie do czynienia mamy z systematycznym spadkiem, kilkoma podbitkami i gwałtownym załamaniem, po którym jest już tylko marazm i degrengolada.
Ostatnia, dość wysoka podbitka, miała miejsce w 2008 roku czyli dawno temu. Od tego czasu forma twórcza zespołu stacza się po stromej równi pochyłej. Czytaj dalej Coldplay – A Head Full Of Dreams→
Jeszcze jakiś czas temu na nowy materiał od U2 czekało się z zapartym tchem. Odliczało się dni do premiery a gdy nadszedł już „ten dzień” leciało się na złamanie karku do sklepu po swój egzemplarz płyty. Czasy się zmieniły, entuzjazm i huraoptymizm związany z nadchodzącą premierą kolejnych albumów U2 na przestrzeni ostatnich lat systematycznie malał. W przypadku Songs Of The Innocence nie było go wcale… Dlaczego? A to z tego względu, że zespół „zapomniał” powiadomić swoich fanów o nadchodzącej premierze. „Obdarował” natomiast nowym materiałem użytkowników iPhone’a 6 i serwisu iTunes. Trudno tutaj nawet użyć słowa „obdarować” – użytkownicy dostali nowy materiał grupy z przydziału – czy tego chcieli czy nie. Czytaj dalej U2 – Songs Of Innocence→
Niesamowite jak daleką muzyczną drogę przeszedł Coldplay na przestrzeni 14 lat. Debiut, mimo że ugrzeczniony i na swój sposób słodki, był jednak rockowy i zawierał dużo bardzo fajnego i pozytywnego grania. Podobnie było na drugim krążku. Z każdym kolejnym zespół coraz bardziej odjeżdżał w rejony przeze mnie średnio lubiane i raczej omijane. Apogeum tego można było odczuć na Mylo Xyloto, który od debiutu więcej dzieliło niż łączyło. Fakt faktem – na każdym z tych albumów znalazły się utwory ciekawe i trzymające poziom ale ogólnie tendencja była spadkowa. Zatem można było oczekiwać, że w końcu nastąpi odbicie i zespół stworzy coś „na starą modłę”. Ale nie… Christ Martin wraz ze swoją żoną Gwyneth Paltrow ogłosili, że są w separacji i efekty żalu artysty możemy usłyszeć właśnie na Ghost Stories. Chociaż i z tą separacją to nie do końca prawda bo najnowszy twór Coldplay powstawał od końca 2012 roku czyli jeszcze przed ogłoszeniem tej „radosnej” nowiny. Czytaj dalej Coldplay – Ghost Stories→
Szczecin polskim Seattle! Hey świetną odpowiedzią na amerykański grunge! Tak było na początku lat 90tych:) Ciekawe czy ktoś w tamtym czasie przypuszczał, że 20 lat później zespół nadal będzie istniał, będzie żywą legendą polskiej sceny muzycznej i jednocześnie tak drastycznie odbiegnie muzycznie od tego co prezentował na początku swojej działalności. W wypadku zespołu Kasi Nosowskiej jestem jak taki „chłopak na opak”. Im bardziej wszyscy zachwycają się ich twórczością tym bardziej ja kręcę nosem. Obok ich ścisłej klasyki z początku działalności najbardziej cenię sobie „stop” z 1999 roku – album, który zasadniczo został zmieszany z błotem i obrzucony kupą… Kiedyś przeczytałem nawet opinię, że „tego czegoś w ogóle nie powinno być”… Kwestia gustu – ja akurat w takiej odsłonie ekipę Hey lubię najbardziej. Dlatego właśnie w ostatnich latach nie mam za bardzo powodów do radości. Czytaj dalej Hey – Do Rycerzy, Do Szlachty, Do Mieszczan→
Dziś totalnie z innej beczki. Może będzie to mało męskie (czy coś:) ale przyznam się bez bicia – bardzo lubię ten album. Poznałem go, jak pewnie większość ludzi, na fali popularności utworu Eminema „Stan”. No ale utwór był, minął i sprawa przycichła. W okolicach 2000 roku słuchałem jeszcze systematycznie Szczecińskiej Listy Przebojów. Tam pojawiły się m.in. „Here With Me” (utwór ten na pierwszym miejscu był chyba ze 100 lat;) i „Hunter”. Utwory fajne ale były, minęły. Kilka lat później robiłem hurtowe zamówienie na amerykańskim ebayu. Znalazłem ten krążek w żenująco śmiesznej cenie bo chyba w okolicach 0,49$ (a wtedy kurs amerykańskiej waluty nie był tak wyśrubowany jak dziś). Czytaj dalej Dido – No Angel→