Najnowszy album jednego z naszych najlepszych „produktów” eksportowych został już rozłożony na czynniki pierwsze w dziesiątkach innych recenzji. Nie ma zatem sensu powielać wszystkiego co już zostało napisane i u mnie będzie inaczej – na zasadzie zimnej analizy:)
Zacznijmy od plusów. Niewątpliwie jednym z największych jest wydanie takie samo jak to miało miejsce w przypadku „SONGS”. Dwa krążki „Love, Fear And The Time Machine” umieszczone są w bardzo ładnym digipaku z bardzo oryginalnymi i nietuzinkowymi grafikami Travisa Smitha. Gość już wcześniej przyzwyczaił nas do tego, że odwala kawał porządnej roboty – tak jest i tym razem. Drugi wielki plus – krążek „Day Session”. Pierwsze, bardzo luźne skojarzenie: „Metanoia” Porcupine Tree. Niecałe 30 minut grania snuje się niespiesznie w bardzo przyjemny sposób umilając czas spędzony przy wykonywaniu innych czynności np. czytania, sprzątania, pisania itp. Czytaj dalej Riverside – Love, Fear And The Time Machine