Często po meczach polskiej reprezentacji w piłce nożnej w Internecie pojawia się pewien mem z nosaczem. Ten sam mem idealnie obrazuje wieloletnią sytuację w przypadku każdego nowego albumu Kultu, bo tutaj również „niby człowiek wiedzioł, a jednak się łudził”. Jednak każdorazowo informacja o nadchodzącym premierowym wydawnictwie wywołuje pewnie u większości fanów Kultu szybsze bicie serca oraz nadzieję na powrót do świetnej formy twórczej jeszcze z ubiegłego wieku. Niestety sytuacji nie ułatwia sam zespół nagrywając kolejne „takie sobie” albumy. Ten najnowszy i poprzedni „Wstyd” dzieli najdłuższa, pięcioletnia przerwa.
W tym czasie pod szyldem Kultu ukazały się tylko dwie części koncertówki „Made In Poland” oraz zapis występu z Pol’And’Rock Festival. Kazik natomiast wzbił się na wyżyny nagrywając wraz z Kwartetem ProForma bardzo udaną trzecią część utworów Taty Kazika oraz znacznie obniżył loty solową „Zarazą”. W czasie tych 5 lat doszło również do sporych roszad w składzie zespołu. Nie mniej jednak prawie 60 miesięcy to sporo czasu na stworzenie solidnego materiału, na który chyba wszyscy czekamy.
Przedpremierowe informacje na temat nadchodzącego wydawnictwa mogły wywołać ambiwalentne odczucia. Sam tytuł – „Ostatnia Płyta” mógł wiele sugerować. Jednak ostatecznie okazał się on być swego rodzaju chwytem marketingowym, ponieważ Kult wcale nie planuje zakończenia działalności. Po opublikowaniu tracklisty dociekliwe oczy fanów z pewnością zauważyły nietypową numerację utworów, która mogła sugerować żart ze strony muzyków lub stanowić jakiś głębszy sens.
Z kolei nie trzeba było być w ogóle spostrzegawczym aby zobaczyć w spisie utworów takie kwiatki jak „Szok Szok Disco Pop” czy „Zulus Czaka Czeka Na Bura”. I tak jak ten drugi nawiązuje do powieści i serialu sprzed lat, tak dla tego pierwszego nie ma logicznego wytłumaczenia i wzbudza on ironiczny uśmiech.
Tuż po opublikowaniu zawartości krążka ukazał się pierwszy utwór promujący je. „Wiara” jest bardzo dosadnym najazdem na kler, który jednak w obliczu m.in. dokumentów Sekielskich nie robi aż tak dużego wrażenia. Bardziej niż sam tekst uwagę przykuwa forma jego zaprezentowania, ponieważ w zwrotkach Kazik zbliża się do krzyku.
I to by było na tyle jeśli chodzi o okres przed premierą, ponieważ „Wiara” była jedynym utworem udostępnionym przez ukazaniem się albumu. Po tym jak „Ostatnia Płyta” ujrzała światło dzienne okazało się, że numeracja na trackliście nie jest dziełem przypadku ani też żartem muzyków tylko celowym zabiegiem ponieważ pomiędzy utwory wpleciono notatki z kazikowego pamiętnika obejmujące początki zespołu Poland. Przez taki zabieg spis utworów rozjeżdża się do absurdalnej liczby „31” a czas trwania przebija 70 minut.
Pamiętnikowe opowieści nie są długie – trwają od kilku do kilkudziesięciu sekund i przy pierwszym przesłuchaniu stanowią miły dodatek, bo przedstawiają stosunkowo nieznane fakty z początków zespołu. I tu fragmentem kluczowym jest „przy pierwszym” ponieważ przy każdym kolejnym słuchanie tych wspomnień irytuje i najchętniej chciałoby się je usunąć lub ominąć, co przy tak nieszczęśliwym ułożeniu jest wyjątkowo uciążliwe.
Ale odstawmy spis utworów na bok, podobnie jak i początkowe, średnio pozytywne nastawienie i skupmy się na samej muzyce. „Ostatnia Płyta” przynosi 16 nowych utworów. Zatrudnienie nowych muzyków w miejsce tych, którzy odeszli z zespołu mogłoby sugerować wprowadzenie nawet nie nowej jakości, ale powiewu świeżości do wieloletniego zastoju. Jednak od wielu płyt mam wrażenie, że ilość członków zespołu jest odwrotnie proporcjonalna do jakości tworzonej muzyki.
Wiele lat temu muzycy w znacznie skromniejszym składzie potrafili stworzyć utwory wielowarstwowe, bogate aranżacyjne i zapadające w pamięć na lata. „Ostatnia Płyta” ma kilka bardzo fajnych momentów, ale przez większość czasu brzmi zwyczajnie przaśnie i sielsko. Idealnie na festyn z okazji urodzin sołtysa albo zakończenia żniw. Nie jestem w stanie logicznie wytłumaczyć tego, że prawie 10 muzyków z dużym doświadczeniem nie potrafi stworzyć muzyki nie wzbudzającej takiego uśmiechu politowania jak twórczość pewnego pana Sławomira, który nie tak dawno temu sam nabijał się z Kultu.
Chociaż po przesłuchaniu „Ostatniej Płyty” jestem w stanie zrozumieć lidera Bayer Full i samemu zadać sobie pytanie o to, kto tego jeszcze słucha. Muzycznie nowy album ma bardzo niewiele argumentów do samoobrony. „Chcę Miłości” w bardzo fajny sposób nawiązuje do czasów „Taty Kazika”. „Umarłem Aby Żyć” to z kolei taka mocno ugrzeczniona wersja „Poznaj Swój Raj”, całkiem udana gdyby nie wstawka z „Odą Do Radości”, po której odechciewa się słuchać dalszej części utworu. Ciekawie wypada „Opowieść Z Pandemii”, która aranżacją nawiązuje do klimatów westernowych. Niestety do klimatu muzycznego totalnie nie pasuje tutaj tekst. W zasadzie jedynie „Ziemia Obiecana” nawiązuje wyraźnie i na bardzo wysokim poziomie do dawnych czasów.
I tutaj dochodzimy do kolejnego problemu „Ostatniej Płyty”, która również i pod kątem lirycznym jest wyjątkowo nierówna bo całkiem dobre momenty, w których Kazik trafnie opisuje obecną rzeczywistość, trafiają się tu kwiatki na poziomie rozwoju intelektualnego gimnazjalisty. Przy takich fragmentach jak „Born, born, Ludwik Dorn” czy „Ten typ tak ma, eche, eche, a, ha ha ha” nie wiadomo w zasadzie co powiedzieć. Chociaż i te lepsze fragmenty już się chyba wszystkim przejadły, bo nie wywołują takich emocji jak kiedyś.
Osobną kategorię tworzą takie potworki jak „Szok Szok Disco Pop”, „Na Każde Stopy Do Europy” czy „Wyłącz Komputer”, które są typowymi zapychaczami i nabijaczami czasu trwania i album tylko by zyskał, gdyby ich nie było. I tu dochodzimy do sedna – „Ostatnia Płyta” jest zdecydowanie za długa, w wielu momentach wymuszona i pełna niepotrzebnych fragmentów, nie tylko tych pamiętnikowych. Po przycięciu i korekcie tracklisty moglibyśmy otrzymać całkiem niezłą EPkę. Jednak w obecnej formie album jest ciężki do przebrnięcia i skierowany raczej do wieloletnich fanów zespołu, którzy po każde kolejne wydawnictwo sięgają z sentymentu. I nawet u nich wywoła on raczej mieszane uczucia.
Pełna zgoda. Kult się wypalił, Kazik jako tekściarz też, chociaż Kwartet Pro Forma muzycznie go z powrotem wyciągnął na pudło. Jest świetny. A Kult? Cóż, stare płyty na półce, na koncertach to cały czas rewelacja a to co teraz wychodzi… cieniutkie.
Najlepsze płyty Kultu („Spokojnie”, „Yor Eyes”) oscylowały w okolicach 45 minut, wyjątkiem jest „Ostateczny…” – ale tam też trafiła świetna muzyka. Kto do ku..y nędzy każe im upychać pod korek?? Wg mnie mniej znaczy więcej – o ile lepszy byłby odbiór płyt z ostatnich 20 lat gdyby wywalić zapychacze i zostawić do 50 minut muzyki?? Każda płyta miałaby z miejsca 2 oczka więcej w recenzjach…