Jeszcze jakiś czas temu na nowy materiał od U2 czekało się z zapartym tchem. Odliczało się dni do premiery a gdy nadszedł już „ten dzień” leciało się na złamanie karku do sklepu po swój egzemplarz płyty. Czasy się zmieniły, entuzjazm i huraoptymizm związany z nadchodzącą premierą kolejnych albumów U2 na przestrzeni ostatnich lat systematycznie malał. W przypadku Songs Of The Innocence nie było go wcale… Dlaczego? A to z tego względu, że zespół „zapomniał” powiadomić swoich fanów o nadchodzącej premierze. „Obdarował” natomiast nowym materiałem użytkowników iPhone’a 6 i serwisu iTunes. Trudno tutaj nawet użyć słowa „obdarować” – użytkownicy dostali nowy materiał grupy z przydziału – czy tego chcieli czy nie. Jeszcze jakiś czas temu Bono piętnował wszelkiego rodzaju koncerny jako wielkie zło tego świata – teraz sam stał się trybikiem w tej maszynie. Czy udostępnienie za darmo nowego albumu było ukłonem w stronę fanów, którzy są z zespołem od niepamiętnych czasów? Czy może taki sposób promocji był spowodowany świadomością, że nagrany materiał jest po prostu przeciętny a nie da się przez cały czas funkcjonować na renomie wyrobionej daaaawno temu? Fakt faktem – U2 to nadal sprawnie działająca instytucja(w końcu przyznanie tytułu „najlepszego zespołu świata” do czegoś zobowiązuje!), która na koncerty przyciąga ogromne rzesze fanów. Problem w tym, że pod względem studyjnym (z mniejszymi lub większymi wyskokami) zespół ten stacza się po równi pochyłej od ponad 20 lat. W identycznej sytuacji jest z resztą Metallica. Różnica polega na tym, że Hatfieldowi i spółce nawet za bardzo nie chce się nagrywać niczego nowego. Za to Bono ze swoją świtą niezbyt często (ale jednak!) raczy nas nowymi albumami. Nie wiadomo w sumie, który wariant jest lepszy. Słuchając Songs Of Innocence skłaniam się ku wariantowi milczenia. Nowe dziecko U2 jest najzwyczajniej w świecie czerstwe, miałkie i nijakie. Dotyczy to zarówno muzyki, której brakuje jakiegokolwiek pazura jak i wokalu – Bono znajduje się bardzo daleko od dobrej formy. Oczywiście zdarzają się momenty lepsze/łatwiej wpadające w ucho jak np. „Song For Someone” czy „Iris (Hold Me Close)”. Nie są to jednak utwory wybitne tylko raczej banalne, na tle reszty wyróżniają się „przebojowością” i chwytliwymi refrenami. Przyzwoity poziom i pozytywne wspomnienie dawnych czasów przywołują chyba tylko „Raised By The Wolves” i „Cedarwood Road”. Nawet one nie prezentują poziomu, do którego przyzwyczaiło nas U2. Oczywiście Songs Of Innocence da się słuchać ale nie sprawia to w nawet 1/100 takiej frajdy jak np. w przypadku War, The Unforgettable Fire czy też Joshua Tree a przecież chyba nie tego po tym zespole oczekujemy? Ktoś powie: ekipa U2 nagrała już dzieła wybitne i nikomu niczego nie musi udowadniać. Faktycznie – nie musi… Nikt nie zmusza również członków zespołu do nagrywania kolejnych płyt, odcinania kuponów od sławy i rozmieniania się na drobne. A chyba inaczej Songs Of Innocence nie można nazwać. Na płycie Bono śpiewa „this is the song for someone”… Niestety na pewno nie dla mnie ani dla coraz większego grona fanów zespołu, którym pozostaje już tylko odkopywanie albumów grupy sprzed ponad 20 lat oraz pojedynczych utworów z lat późniejszych. Ciekawe czy ktokolwiek zwróciłby uwagę na SOI gdyby nagrał to zespół nieznany? Jakie wtedy byłyby oceny tego materiału? I czy ktokolwiek bawiłby się w jego ocenianie czy recenzenci doszliby do wniosku, że szkoda na to czasu?
Moja ocena -> 5/10
Widzę, że lista rozczarowań u Ciebie będzie dłuższa u mnie 😀
Ja jestem mniej krytyczny wobec U2, może dlatego że nie wychodzę z założenia, że nowe dzieła należy odnosić do tych klasycznych. „Songs Of Innocence” ma swój urok, choć nie jest to dzieło wybitne. Tak po prostu U2 bardziej poszło w stronę indie rocka, szukając gdzieś w okolicach Coldplay. Pewnie już nie nagrają takich ballad jak w przeszłości, a o czaderskich numerach typu „Vertigo” można pomarzyć, jednak nie sądzę, aby odcinali kupony. Oni chyba nadal chcą się czuć potrzebni… tylko robią to inaczej niż kiedyś.
P.s.
Pewnie za miesiąc wrzucę tę płytę do rozczarowań, bo słuchałem kilka razy i to wstępnie o niej napisałem we wrześniu, na razie się do końca nie potwierdza. Nie jest najgorzej, ale po U2 puszczę cokolwiek innego, to po kilku minutach uświadamiam sobie, że na kapeli Bono „wyłączyłem się”. Przypadek? 😛
nie rozumiem tej płyty, nie rozumiem jak oni mogli coś takiego nagrać, nie jestem wielką znawczynią U2 ale wiem, że to jest nisko….
http://naganegatywnie.wordpress.com/