Praktycznie każdy aspekt fizycznej strony tego krążka jest dziwny i specyficzny. Jakiś czas po premierze Toxicity w sieci zaczęły krążyć nowe utwory, które ktoś zebrał do kupy i nazwał banalnie – Toxicity II. Steal This Album! jest odpowiedzią muzyków na tego pirata a sam krążek zawiera odrzuty właśnie z Toxicity plus kilka dodatkowych utworów. Okładka tego wydawnictwa emituje chamskiego – zrobionego w domu pirata. Podobnie sam krążek. Jako, że wizualnie jest to „home made” to żadnej poligrafii tu nie uświadczymy. Całość wygląda po prostu biednie ale takie było założenie. Wspomniałem, że STA! zawiera m.in. odrzuty z sesji do Toxicity. Gdy słucha się tego albumu to momentami można się nieźle zdziwić. Jakim cudem niektóre z nich nie weszły na album właściwy?! Nie znam konkretnego podziału: co nie zmieściło się na Toxicity a co jest materiałem zupełnie nowym Czytaj dalej System Of A Down – Steal This Album!
The Arouser – Edmontonia
Kiedy pierwszy raz usłyszałem Edmontonię poczułem się jak gdybym odkrył zaginione utwory Michaela Brooka ze ścieżki dźwiękowej do Into The Wild. Niestety owe utwory na soundtracku do dzieła Seana Penna się nie znalazły – ekipa The Arouser stworzyła muzykę do filmu, który nigdy/jeszcze nie powstał. Możemy jedynie wyobrażać sobie jaki byłby obraz do dźwięków zawartych na Edmontonii. Ja widzę właśnie coś w rejonach Wszystko Za Życie: wolność, dzika przyroda, tereny niedotknięte niszczycielskim działaniem człowieka, odcięcie się od szarej rzeczywistości, niesamowita przygoda na łonie natury. Niestety w dzisiejszych czasach trudno wyrwać się z trybików systemowej maszyny i tak na prawdę wylogować się chociaż na chwilę z codziennego świata. Na szczęście w łapki wpadła mi właśnie Edmontonia Czytaj dalej The Arouser – Edmontonia
Isis – Panopticon
Panoptikon (Panopticon; gr. pan = wszystko; optikos = widzieć) – nazwa więzienia, wymyślonego i zaprojektowanego przez angielskiego filozofa utylitarystę, Jeremy’ego Benthama. Niezwykłość Panoptikonu miała polegać na tym, że jego konstrukcja umożliwiałaby więziennym strażnikom obserwowanie więźniów tak, by nie wiedzieli, czy i kiedy są obserwowani (wikipedia).
Od dobrych kilku lat toczy się „zażarty” spór fanów post metalu o to, który z albumów Isis jest lepszy: Oceanic czy właśnie Panopticon. Ja, mimo całego geniuszu albumu wydanego w 2002 roku, jestem zdecydowanym zwolennikiem tej drugiej pozycji. Trzeci album w dyskografii zespołu to dalsze złagodzenie brzmienia oraz głębsze brnięcie w eksperymentowanie. Czytaj dalej Isis – Panopticon
Shots From Deneb
Shots From Deneb to polska ekipa pochodząca z Poznania. Jak to krótko, zwięźle i na temat powiedział jeden z członków zespołu: „wcześniej graliśmy rozsiani po różnych kapelach, od 2006 roku graliśmy jako The Chainguns i nagraliśmy dwie Epki: „Fire in the sky” oraz „Pnakotik”, potem nastąpiło małe przetasowanie w składzie (gitarzysta), pograliśmy parę gigów, nagraliśmy materiał, zmieniliśmy szyld i mamy LP”. Proste, nie? W internecie zespół przypisywany jest zazwyczaj do nurtu stoner/sludge. Faktycznie naleciałości z obu gatunków tu słychać ale Shots From Deneb to coś więcej. Określiłbym to jako brudny metal. Muzyka zawarta na krążku brzmi jak gdyby była nagrywana gdzieś głęboko pod ziemią w kopalni węgla, rudy albo w Morii;) Ewentualnie coś w klimatach Blade Runnera/Fallouta. Czytaj dalej Shots From Deneb
Isis – Oceanic
Przez wielu Oceanic uznawany jest za wzorzec grania post metalowego. O słuszności tego stwierdzenia można dyskutować bo w tym milenium powstało wiele naprawdę świetnych reprezentantów tego gatunku. Jedno jest natomiast pewne – Oceanic to genialne wydawnictwo. Niesamowita jest prędkość z jaką ewoluował styl Isis. Album ten od debiutu dzielą tylko 2 lata i przepaść muzyczna. Brud, ciężar i toporność, które stanowiły o sile Celestial tu są tylko dodatkiem do grania bardziej stonowanego, spokojniejszego. Oczywiście mocnych fragmentów tu nie brakuje i jest ich dość dużo ale nie są one maszyną napędzającą cały album, stanowią raczej uzupełnienie całości. Całości, której siłą są długie, rozbudowane, wielowarstwowe pejzaże muzyczne. Oceanic to 8 kompozycji, 2 z nich to rzeczy krótkie – trwające lekko ponad 2 i 3 minuty – można je traktować jako przerywniki. Czytaj dalej Isis – Oceanic
Beastie Boys – Licensed To Ill
Kiedy w 1986 roku trzej młodzi, pokręceni kolesie nagrywali swój debiutancki album chyba w najskrytszych marzeniach nie spodziewali się, że za jakiś czas krążek ten zostanie wydawnictwem kultowym, umieszczanym w wielu rankingach płyt wszech czasów. Zadanie w tamtych czasach mieli o tyle trudne, że scena hip hopowa zdominowana była przez ludność „afroamerykańską”. Aż tu nagle trzech wariatów o żydowskich korzeniach wbija się z buta na tereny nie za bardzo odkryte przez białego człowieka jednocześnie robiąc na nich niezłe spustoszenie. Licensed To Ill to połączenie genialnych bitów ze świetnymi (chociaż bardziej jajcarskimi niż poważnymi) rymami i niezwykłą kreatywnością ludzi, którzy do tej pory z niezbyt wielkim powodzeniem grali muzykę z rejonów hardcore punk. Tu typowo hip hopowe podkłady mieszają się z ciekawymi riffami gitarowymi. Czytaj dalej Beastie Boys – Licensed To Ill
Palms
Aaron Harris, Cliff Meyer, Jeff Caxide, Chino Moreno. Kojarzycie te osoby? Jeśli tak to macie ułatwione zadanie. Jeśli nie to już wyjaśniam. Pierwsi trzej panowie to ex-muzycy rozwiązanej w 2010 roku grupy Isis, Chino Moreno natomiast jest wokalistą Deftones. Razem – jako tercet – stworzyli długo oczekiwany projekt Palms. Ich debiutancki album to 7 kompozycji trwających łącznie tyle co połowa meczu w piłce nożnej + niecałe 2 minuty czasu doliczonego;) Zawartą tutaj muzykę serwisy branżowe określają jako połączenie post metalu z rockiem alternatywnym. W rzeczywistości otrzymujemy bardzo dobrze wyważoną mieszankę kapel macierzystych muzyków: delikatniejszą odsłonę Isis oraz Chino wokalnie w okolicach spokojnych utworów Deftones. Niesamowite w tym albumie jest to, że słuchając go mamy wrażenie, że jest to jednocześnie post metalowa legenda jak i ekipa Moreno. Czytaj dalej Palms
Korn – Follow The Leader
Trzeci album Korna to kolejna, zupełnie inna od poprzedników, odsłona zespołu. Follow The Leader zaczyna się bardzo oryginalnie: od dwunastu 5sekundowych cichych tracków. Czemu akurat tak? Jest kilka wersji. Jedna z nich mówi, że Jonathan nie chciał na płycie 13 utworów. Inna z kolei iż te łącznie 60 sekund to hołd dla zmarłego na raka fana zespołu. Minuta szybko mija i zaczyna się album właściwy. Tu niby wszystko się zgadza, jest ciężar, jest dudniący bas, wokal Davisowi również się nie zmienił. Ale coś jest nie tak. Tak jak debiut i Life Is Peachy były bardzo specyficzne i skierowane do określonej grupy odbiorców tak Follow The Leader zdaje się otwierać nowe horyzonty. Krążek ten wydaje się być nieziemsko przebojowy. I to nie w złym tego słowa znaczeniu (typu „przebojowe” podboje Linkin Park;) tylko jak najbardziej pozytywnym. Czytaj dalej Korn – Follow The Leader
Korn – Life Is Peachy
Po nagraniu świetnego debiutu Korn mógł pójść za ciosem i stworzyć swego rodzaju Korn#2. Mogli też zrobić coś zupełnie innego. I tak właśnie zrobili;) Już na starcie zespół atakuje słuchacza niespełna 50sekundowym kawałkiem „Twist”, w którym Davis pokazuje swoje umiejętności w scatowaniu. W dalszej części Jonathan zaprezentuje jeszcze m.in. czysty śpiew, krzyk, wrzask, szept, płacz. Czyli zróżnicowanie pod tym względem mamy tu duże. Pod względem muzycznym również chciaż głównie jest tu ciężko i przytłaczająco. Life Is Peachy jest bardziej zbrutalizowane niż debiut Korna. Całość brzmi potężniej i zdecydowanie mocniej. Chociaż spokojnych fragmentów tu nie brakuje. Krótkim przerywnikiem w muzycznej rzeźni jest tu jazzujący instrumental „Porno Creep” oraz cover War – „Lowrider”. Mamy tu jeszcze jedną przeróbkę – „Wicked” z repertuaru Ice Cube’a. Czytaj dalej Korn – Life Is Peachy
Cult Of Luna – Eternal Kingdom
„Ekipa Isis kończąc swoją działalność zrzekła się jednocześnie tronu na rzecz Kultu Księżyca” – mniej więcej takie stwierdzenie znalazłem pod koniec zeszłego roku na jednej ze stron zajmujących się muzyką gitarową. Isis uwielbiam zatem jeśli Cult Of Luna przejął po nich pozycję lidera to koniecznie musiałem zobaczyć co tam też sobą ten zespół reprezentuje. Na pierwszy rzut – zupełnie w ciemno – poszedł ich album z 2008 roku czyli właśnie Eternal Kingdom. Dlaczego akurat ten? Z racji ceny i ogólnej bardzo łatwej dostępności;) Pierwszy kontakt z muzyką tutaj zawartą był dla mnie olbrzymim szokiem połączonym ze zniesmaczeniem i wielkim rozczarowaniem. Kolejne przesłuchania sukcesywnie zmieniały pierwsze – bardzo złe wrażenie. Przyznam szczerze, że nie pamiętam kiedy ostatnio miałem takie trudności z początkowym przyswojeniem zawartości płyty Czytaj dalej Cult Of Luna – Eternal Kingdom