The Arouser – Edmontonia

arouser edmontoniaKiedy pierwszy raz usłyszałem Edmontonię poczułem się jak gdybym odkrył zaginione utwory Michaela Brooka ze ścieżki dźwiękowej do Into The Wild. Niestety owe utwory na soundtracku do dzieła Seana Penna się nie znalazły – ekipa The Arouser stworzyła muzykę do filmu, który nigdy/jeszcze nie powstał. Możemy jedynie wyobrażać sobie jaki byłby obraz do dźwięków zawartych na Edmontonii. Ja widzę właśnie coś w rejonach Wszystko Za Życie: wolność, dzika przyroda, tereny niedotknięte niszczycielskim działaniem człowieka, odcięcie się od szarej rzeczywistości, niesamowita przygoda na łonie natury. Niestety w dzisiejszych czasach trudno wyrwać się z trybików systemowej maszyny i tak na prawdę wylogować się chociaż na chwilę z codziennego świata. Na szczęście w łapki wpadła mi właśnie Edmontonia, która obok soundtracku do Into The Wild najlepiej sprawia, że człowiek chociaż po części czuje się jak gdyby był nie tu tylko gdzieś w oddali, odcięty od szarej codzienności i pogoni za nie wiadomo czym. Taka np. „Isabelline” to dla mnie bezchmurny, lipcowy, bardzo wczesny ranek gdzieś na szlaku w Tatrach. Otwierający album „Heliotrope” to z kolei nagroda za dostanie się do punktu docelowego wyprawy czyli wysoki szczyt z pięknymi widokami na otaczające doliny. „Rufous” jest pożegnaniem z mijającym dniem, słońcem zachodzącym nad granią. Do tych typowo tatrzańskich skojarzeń dochodzą jeszcze obrazy z Into The Wild. I już jestem w siódmym niebie a raczej w wyobrażeniach na łonie natury. I właśnie ta łatwość w wyobrażaniu sobie obrazów podczas słuchania albumu The Arouser jest w tym krążku najpiękniejsza.Człowiek choć na chwilę zapomina o tym, że mieszka w wielkiej płycie i gdzieś w marzeniach wędruje po terenach, na których chciałby aktualnie być. Na prawdę niesamowita sprawa – spróbujcie sami;)

Moja ocena -> 9/10

Jedna myśl nt. „The Arouser – Edmontonia”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *