Archiwa tagu: rock

The Police – Ghost In The Machine

police ghost in the machinePrzedostatni album ekipy Stinga to rzecz niesamowicie nierówna. Na krążku najjaśniej świecą „Spirits In The Material World” oraz „Invisible Sun”. Są to jedne z najlepszych utworów w dorobku The Police. Pierwszy nerwowy, drugi stoi na przeciwnym biegunie – aż bije od niego spokojem, opanowaniem. Fajnie rozwija się tu napięcie. Na plus w obu kawałkach działa ich budowa i klimat wyróżniający je od reszty. Znam parę osób, które trafia szlag gdy słyszą „wesołkowatą” odsłonę The Police. Fakt faktem – nie jest to szczególnie ambitne ani wysublimowane. Ale jak cholernie szybko wpada to w ucho i nie chce wypaść. Taki „Too Much Information” wwierca się w głowę już przy pierwszym przesłuchaniu i za nic w świecie nie chce jej opuścić. Zdecydowanie „za dużo informacji”;) Podoba sytuacja ma miejsce w przypadku „Rehumanize Yourself” chociaż ten utwór nie ma aż takiej siły rażenia jak jego poprzednik. Czytaj dalej The Police – Ghost In The Machine

The Doors – L.A. Woman

doors la womanL.A. Woman i debiut The Doors dzielą kalendarzowe 4 lata. Niby okres bardzo krótki ale różnica w wokalu Morrisona kolosalna. Nie wiem ile Jim musiał przez ten czas przelać przez siebie m3 alkoholu i wrzucić na ruszt innych używek. Osoba nieświadoma chyba miałaby problem z dojściem do wniosku, że jest to jeden i ten sam wokalista. Ale nie ważne – liczy się to, że Morrison w jednym i w drugim przypadku robi ogromne wrażenie. Tak jak cały L.A. Woman czyli ostatnie pełnoprawne wydawnictwo The Doors. Dla mnie ten krążek to przede wszystkim „Love Her Madly” – jeden z moich ulubionych normalnych utworów tej grupy w ogóle. Pisząc „normalnych” mam na myśli „piosenkowych”, łatwostrawnych w przeciwieństwie do np. genialnego „Not To Touch The Earth”, który to już jest nie dla wszystkich. W „Love Her Madly” panuje taki pozytywny klimat, ja to widzę mniej więcej tak: Czytaj dalej The Doors – L.A. Woman

Alien Ant Farm – ANThology

alien ant farm anthologyANThology to właśnie ta drugą płyta, którą przypadkiem ponownie „odkryłem” w zeszły weekend. Alien Ant Farm poznałem w identyczny sposób jak pewnie większość ludzi czyli przez cover „Smooth Criminal” Jacksona. Później doszedł do tego „Movies” – utwór z jajcarskim teledyskiem oraz „Wish” pojawiający się w soundtracku do THPS 3. I na tym skończyła się moja przygoda z zespołem. Był to 2001 roku, płytę kupiłem chyba z 5 czy 6 lat później zamawiając hurtowe ilości albumów ze Stanów. Początkowo miała iść na sprzedaż ale po przesłuchaniu doszedłem do wniosku, że ANThology zostaje u mnie. W przeciwieństwie do opisywanego wczoraj P.O.D. AAF kilkukrotnie gościł w mojej „jamaszce”. Kiedy ostatni raz? Nie pamiętam ale w tym roku na pewno nie. Zatem jak wygląda pierwsza znana płyta zespołu 12 lat po premierze? Czytaj dalej Alien Ant Farm – ANThology

Dire Straits

dire straitsGdyby zapytać przeciętnego fana Dire Straits jaki jest jego ulubiony album grupy to pewnie w 9 na 10 przypadków usłyszelibyśmy odpowiedź: Brothers In Arms. Gdyby ktoś zadał to pytanie mojej skromnej osobie to odpowiedź nie byłaby jednoznaczna. Jedno jest pewne: na 100% nie byłby to BIA. A który mógłby być? Tu w zależności od dnia: raz debiut, raz Love Over Gold. I dziś słów kilka o tym pierwszym;) To, że Knopfler jest gitarowym geniuszem to chyba nie podlega żadnej dyskusji, nie? Jest też ciekawym wokalistą. I obie te rzeczy: gra i głos prezentują bardzo wysoki poziom już na samym starcie – od debiutu. A ten rozpoczyna się na prawdę świetnie. „Down To The Waterline” to jeden z moich ulubionych utworów Dire Straits w ogóle. Rozpoczyna się spokojnym wprowadzeniem by lekko po 50 sekundach przejść w granie właściwe. Czytaj dalej Dire Straits

Foo Fighters

foo fightersNigdy nie czułem jakiegoś większego parcia na poznanie tego co Grohl tworzył po czasach Nirvany. Aż tu pewnego razu trafiłem w pewnej sieciówce na jeden z późniejszych albumów Foo Fighters w atrakcyjnej cenie. Krążek nie był ani rewelacyjny ani rewolucyjny ale było tam kilka bardzo dobrych momentów no i jako całokształt album miał w sobie coś ciekawego. Zatem postanowiłem zapoznać się z resztą twórczości Grohla i spółki. Dziś – gdy znam już wszystkie płyty FF bez żadnego zawahania typuję debiut jako moją ulubioną i najlepszą. A dlaczego? A no dlatego, że po prostu jest to ponad 40 minut bardzo fajnego grania. Już od pierwszych dźwięków debiutu – od wejścia gitar na kilometr śmierdzi tu rockowymi latami 90tymi: takim amerykańskim, garażowym, brudnym graniem. Gdy pierwszy raz usłyszałem „Alone+Easy Target” to doszedłem do mniej więcej takiego wniosku: Czytaj dalej Foo Fighters

Dinosaur Jr – Where You Been

dinosaur jr where you beenJeszcze jakiś czas temu upierałbym się przy tym, że to Gold Cobra od Limp Bizkit ma najbrzydszą okładkę ze wszystkich płyt zebranych w mojej kolekcji. Od kilku tygodni ma ona jednak groźnego przeciwnika w postaci Where You Been:) Z ekipą Dinosaur Jr pierwszy raz zetknąłem się w 2009 roku kiedy to premierę miał ich album Farm. Trafiłem na jego recenzję(bardzo pozytywną!) w Teraz Rocku, niesamowicie spodobała mi się okładka. Nazwę zespołu zapamiętałem, twórczości nie poznałem. Drugi kontakt to zeszły rok i premiera I Bet On Sky – ponownie w Teraz Rocku trafiłem na pochlebną recenzję więc doszedłem do wniosku, że już czas najwyższy poznać co tam ekipa J.Mascisa tworzy już od prawie 30 lat. Szybki rzut okiem na angielskiego amazona no i już tydzień później Where You Been wylądował u mnie na półce. Czemu akurat ten album? Czytaj dalej Dinosaur Jr – Where You Been

Beastie Boys – The Mix-Up

beastie boys the mix upPamiętam jak wielki szok przeżyłem gdy po raz pierwszy usłyszałem ten album. Akurat miałem chyba n-ty etap fascynacji którąś odmianą metalu lub ewentualnie klimatami grunge’owymi. W każdym razie nie śledziłem co się dzieje w klimatach Beastie Boysów i nawet nie wiedziałem, że szykują nowe wydawnictwo. Na jednym w portali pojawiła się wzmianka o tym wraz z promomixem. Odpaliłem, przesłuchałem i doszedłem mniej więcej do takiego wniosku: „no fajne, żywe podkłady, takie inne niż zwykle, bardziej podchodzące pod ich instrumentalne dokonania z poprzednich płyt, tylko po jaką cholerę wypuścili do sieci promomix w wersji bez wokali?!”. Okazało się, że jest to wersja finalna…. Tak właśnie – The Mix-Up to pierwszy w dorobku Rozbestwionych Chłopaków album z premierowym materiałem instrumentalnym. Czytaj dalej Beastie Boys – The Mix-Up

Pink Floyd – Dark Side Of The Moon

pink floyd dark side of the moonWczoraj minęło 40 lat od wydania tego albumu w Wielkiej Brytanii. Dark Side Of The Moon jest pewnego rodzaju fenomenem: jest to chyba najbardziej rozpoznawalne dzieło Floydów mimo że nie jest ich najlepszym albumem. Ma też okładkę, która uznawana jest z jedną z najlepszych w dziejach muzyki mimo że nawet u siebie w kolekcji mam kilkanaście lepszych. Czyli co? DSOTM należy do kategorii „overrated”? Zdecydowanie nie. Przez te 40 lat powstało tysiące recenzji, w których to rozpracowano i rozłożono ten krążek na czynniki pierwsze. Chyba wszystko już zostało powiedziane i napisane zatem nie ma sensu dorzucać do tego wielkiego grona kolejnej pospolitej opinii więc dziś będzie troszkę inaczej. Czytaj dalej Pink Floyd – Dark Side Of The Moon

The Doors – Waiting For The Sun

doors waiting for the sunPo dwóch świetnych albumach apetyt fanów The Doors dalej rósł. Czy Waiting For The Sun chociaż częściowo go zaspokoił? Myślę, że tak chociaż na pewno nie jest to tak wybitna pozycja jak jej poprzednicy. Najjaśniejszymi punktami tego albumu są dla mnie 2 utwory: „Spanish Caravan” oraz przede wszystkim „Not To Touch The Earth”. Pierwszy z nich to mistrzowska zabawa na gitarze, tytuł utworu nie wprowadza w błąd – od samego początku czuć tu klimat Półwyspu Iberyjskiego. Drugi kawałek to rzecz totalnie wykręcona, schizofreniczna, psychodeliczna, momentami przerażająca. Chyba trochę wyprzedziła swoją epokę. Nawet dziś – 45 lat po premierze albumu robi duże wrażenie. Czytałem gdzieś, że na płycie jest umieszczona tylko niewielka część tego co stworzyli muzycy. Ciekawe jak brzmiałby „Not To Touch The Earth” o długości np.”The End”. Czytaj dalej The Doors – Waiting For The Sun

Pearl Jam – No Code

pearl jam no codeJeszcze jakiś czas temu No Code był jednym z 2 najsłabiej przeze mnie znanych albumów Pearl Jam (zgadnijcie jaki był drugi;). Podczas któregoś z kolei powtarzania sobie dyskografii zespołu odkryłem, że jednak ma on w sobie to coś czego wcześniej mi brakowało. No Code jest dla mnie krążkiem, który otwierał nowy rozdział w historii grupy. Po grunge’owej trójcy nadeszły nowe czasy, powiew świeżości oraz przede wszystkim zmiana stylu. Starego PJ jest tu mało, grunge’u trzeba tu raczej z lupą szukać co wcale nie znaczy, że nowe wcielenie Veddera i spółki jest słabe i niewarte uwagi. Co to to nie;) Mamy tu kilka świetnych momentów. Przykłady? Proszę bardzo: 2 balladowe klasyki „Who You Are” oraz „Off He Goes”. Już na Vs zespół potraktował nas bardziej delikatnym graniem (m.in. „Daughter”). Czytaj dalej Pearl Jam – No Code