Archiwa tagu: grunge

Kurt Cobain – Montage Of Heck: The Home Recordings

kurt cobain montage of heck the home recordingsW przypadku tego wydawnictwa będzie krótko, zwięźle i na temat.

Lubię Nirvanę. W moim życiu był okres, w którym niemiłosiernie katowałem „Nevermind”, „Incesticide” i troszkę później „In Utero”. Do dziś praktycznie bezkrytycznie podchodzę do tych wydawnictw (chociaż zdaję sobie sprawę, że krytyczne recenzje mają bardzo dużo racji) i uznaję unplugged Nirvany za jeden z lepszych jakie kiedykolwiek powstały. Czytaj dalej Kurt Cobain – Montage Of Heck: The Home Recordings

Whatever Nevermind / In Utero: In Tribute

W zasadzie nie lubię coverów. Rzadko zdarza się aby dorównywały one oryginałom. Prześcignięcie ich zdarza się jeszcze rzadziej. Sama idea coverowania jest często pójściem na łatwiznę: po co tworzyć własną muzykę skoro można zagrać coś co już zostało kiedyś nagrane? Najlepiej jeszcze aby było to wierną kopią oryginału… To już w ogóle grzech największy kiedy zespół nie dorzuca własnej interpretacji tylko robi ordynarne muzyczne ksero.

Dlatego do wyżej wymienionych wydawnictw podchodziłem sceptycznie. Jak się okazuje – niesłusznie. Zwłaszcza że oba klasyki Nirvany wzięły na warsztat zespoły praktycznie u nas nieznane (niektórzy znają pewnie takie składy jak Kylesa czy Torche), których członkowie na początku lat 90tych srali jeszcze w pieluchy lub w ogóle nie było ich jeszcze na świecie. Czytaj dalej Whatever Nevermind / In Utero: In Tribute

Soundgarden – Badmotorfinger

soundgarden badmotorfingerOstatnio zastanawiałem się, który z dwóch genialnych albumów Soundgarden lubię bardziej: Badmotorfinger czy też może Superunknown? Po bardzo długim rozpatrywaniu wad/zalet, za/przeciw, plusów/minusów wniosek był jednoznaczny: mimo całego geniuszu tego drugiego i tak wolę jego poprzednika;) A dlaczego? Powodów jest kilka np. najbardziej podstawowy – czas trwania. Badmotorfinger do krótkich krążków nie należy (lekko poniżej 58 minut) ale do Superunknown trochę mu brakuje (ponad kwadrans). Niby 15 minut to nie dużo ale w wypadku muzyki ten czas robi wielką różnicę. I tak jak na S napięcie pod koniec opada i krążek można by troszkę skrócić tak na B nie ma praktycznie chwili oddechu i momentów na przeciąganie na siłę. Wszystko jest tu przemyślane i sprawnie ułożone. Czytaj dalej Soundgarden – Badmotorfinger

Screaming Trees – Dust

screaming trees dustWydany w 1996 roku Dust jest ostatnim studyjnym albumem w dyskografii Screaming Trees. Przez wielu fanów krążek ten uznawany jest za najlepszy w całym dorobku zespołu. Ja mam oczywiście inne zdanie;) Dust trafił do mojej kolekcji płyt jako pierwszy. Od razu nieziemsko mi się spodobał. A dlaczego? Z prostej przyczyny – to świetny album: przebojowy, łatwostrawny, przyjemny. Jakiś czas później zostałem właścicielem Uncle Anesthesia i w tym momencie Dust stracił fotel lidera. UA zdecydowanie bliżej do stylu „wyjściowego” formacji. Chociaż i ten krążek odbiegał dość mocno od właściwej sceny grunge z Seattle to tutaj jeszcze bardziej się to pogłębiło. Dust jest jeszcze lżejszy i bardziej „normalnorockowy”. Jeśli odetniemy się od grunge’owych skojarzeń i skupimy się na samej muzyce to droga do zakochania się w tym krążku jest szeroko otwarta. Całość rozpoczyna się podobnie jak dwa poprzednie wydawnictwa zespołu Czytaj dalej Screaming Trees – Dust

Stone Temple Pilots – Purple

stone temple pilots purpleDo opisania tego krążka zabieram się od dobrych kilku miesięcy. Do tej pory nie wiedziałem od czego zacząć, z której strony ugryźć ten krążek. Zasadniczo nadal nie jestem przekonany zatem zacznę od tego co pierwsze rzuca się w oczy czyli od okładki;) Trzeba przyznać, że jej twórca wykazał się prawdziwym kunsztem i finezją a efekt jego pracy jest kumulacją brzydoty, tandety i kiczu. Jedno jednak trzeba przyznać – na regale z setkami płyt ta zdecydowanie się wyróżnia. A jak to wygląda pod względem muzycznym? Mnie Purple nie rusza tak mocno jak Core ale muszę przyznać, że Stone Temple Pilots stworzyli ładny kawałek dobrego gitarowego grania. Moim zdecydowanym faworytem na krążku jest „Interstate Love Song” – utwór, który nie ma wiele wspólnego z grunge’em a nawet z ciężkim rockiem. Gdyby ten kawałek powstał w obecnych czasach to miałby ogromne szanse masową promocję w mediach. Czytaj dalej Stone Temple Pilots – Purple

Pearl Jam – Riot Act

pearl jam riot actRiot Act jest jedyną płytą Pearl Jam, która jest mi totalnie obojętna. Nawet nie chodzi o to, że jej nie lubię, po prostu nie wywołuje u mnie żadnych emocji. Wracam do niej tylko przy okazji odświeżania całej dyskografii zespołu. W całości z własnej, nieprzymuszonej tym procederem, woli nie słuchałem jej od wielu lat. Oczywiście nie brakuje tu fajnych momentów. Całość rozpoczyna się bardzo przyjemnym i spokojnym „Can’t Keep”. Tuż potem dostajemy „Save You” – utwór bardzo dynamiczny, wyrazisty, taki koncertowy killer. Później ciekawie jest jeszcze w szantowym, bujanym, przebojowym „I Am Mine” i żywym „Green Disease” z bardzo fajnym początkiem. Do tego dochodzi „Arc” – lekko ponad minuta dźwięków wyjętych rodem z Into The Wild. Niby nie jest to nic wielkiego. Ot, takie zawodzenie Eddiego ale u mnie ten „utwór” wywołuje Czytaj dalej Pearl Jam – Riot Act

Alice In Chains – The Devil Put Dinosaurs Here

alice in chains the devil put dinosaurs hereOj, to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Zasadniczo nadal nie jest ale mój układ z nową płytą Alicji zaczyna robić się coraz bardziej klarowny. Niechęć powoli zostaje zastępowana przez szacunek i zrozumienie. Ale początki były trudne. Zacznijmy od tytułu: gdy muzycy ujawnili go byłem zaskoczony. Może nawet nie zaskoczony. Rozczarowany? Zdziwiony? Poważna kapela z ponad 20letnim stażem i robi sobie jakieś jaja? Dopiero jakiś czas później przeczytałem wyjaśnienie o co chodzi i nabrało to jakiegoś głębszego sensu. Druga sprawa – albumowe zapowiedzi w postaci „Hollow” i „Stone”. Mimo kilku podejść na YT nie udało mi się ich wysłuchać do końca. Zatem The Devil Put Dinosaurs Here start miał co najwyżej przeciętny. Ale z sentymentu do starych czasów i szacunku do zespołu i tak nabyłem krążek w dniu premiery. Czytaj dalej Alice In Chains – The Devil Put Dinosaurs Here

Foo Fighters

foo fightersNigdy nie czułem jakiegoś większego parcia na poznanie tego co Grohl tworzył po czasach Nirvany. Aż tu pewnego razu trafiłem w pewnej sieciówce na jeden z późniejszych albumów Foo Fighters w atrakcyjnej cenie. Krążek nie był ani rewelacyjny ani rewolucyjny ale było tam kilka bardzo dobrych momentów no i jako całokształt album miał w sobie coś ciekawego. Zatem postanowiłem zapoznać się z resztą twórczości Grohla i spółki. Dziś – gdy znam już wszystkie płyty FF bez żadnego zawahania typuję debiut jako moją ulubioną i najlepszą. A dlaczego? A no dlatego, że po prostu jest to ponad 40 minut bardzo fajnego grania. Już od pierwszych dźwięków debiutu – od wejścia gitar na kilometr śmierdzi tu rockowymi latami 90tymi: takim amerykańskim, garażowym, brudnym graniem. Gdy pierwszy raz usłyszałem „Alone+Easy Target” to doszedłem do mniej więcej takiego wniosku: Czytaj dalej Foo Fighters

Nirvana – Incesticide

nirvana incesticideIncesticide nie jest pełnoprawnym studyjnym albumem Nirvany. Jest to zbiór B-side’ów, coverów, przeróbek i rzeczy wcześniej niewydanych. Czyli takie odgrzewanie kotletów i polowanie na kasę fanów? Niekoniecznie bo tak naprawdę mamy tu do czynienia z bardzo ciekawym materiałem. Zacznijmy od coverów. Na warsztat zespół wziął „Turnaround” Devo oraz „Molly’s Lips” i „Son Of A Gun” The Vaselines. Utwory te nie odbiegają drastycznie od nagrań oryginalnych, ubrane zostały tylko w nirvanowe szaty i dostały gitarowego kopa. „Turnaround” brzmi jakby był nagrywany w warunkach domowych, z dalszej odległości. W „Molly’s Lips” zmieniono trochę tekst. Dzięki tym coverom dotarłem do ich pierwowzorów – te mimo lekkiej archaiczności są całkiem ciekawe i taki „Son Of A Gun” fajnie brzmi w wersji z damskim wokalem. Czytaj dalej Nirvana – Incesticide