Jakub Ziołek – jeden z najbardziej aktywnych artystów polskiej sceny niezależnej. Repertuar bydgoszczanina rozpoczyna się w okolicy rocka płynnie przechodząc w folk, muzykę improwizowaną, elektronikę, ambient, noise. Praktycznie za każdym razem gatunki te spotykają się w obrębie jednego wydawnictwa lub nawet pojedynczego utworu tworząc niesamowicie eklektyczną formę. Czytaj dalej Zimpel / Ziołek
Archiwa tagu: electronica
Lunatic Soul – Fractured
Praktycznie od zawsze uznawałem Lunatic Soul za swego rodzaju nieślubne dziecko Mariusza Dudy, który w tym samym czasie jest w stałym i stabilnym związku z Riverside. Jednak w końcu trzeba było uświadomić sobie, iż Lunatic Soul to pełnoprawny projekt a nie odskocznia. Zbliżająca się premiera „Fractured” była do tego najlepszą okazją. Czytaj dalej Lunatic Soul – Fractured
Jean Michel Jarre – Oxygene 3
40 lat po premierze pierwszej części i prawie 20 po drugiej, Jean Michel Jarre wydaje domknięcie trylogii „Oxygene”. Chęć uczczenia jubileuszu czy zwyczajny skok na kasę fanów?
Na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat francuski artysta sukcesywnie obniżał loty czego najlepszym przykładem mogą być chociażby 2 ostatnie albumy. Duet „Electronica” w znaczny sposób odbiega od twórczości, do której przez lata przyzwyczaił nas JMJ. Czytaj dalej Jean Michel Jarre – Oxygene 3
Riverside – Eye Of The Soundscape
Ciężko pisać o „Eye Of The Soundscape” w kontekście nowego albumu Riverside chyba, że weźmiemy pod uwagę tylko fakt niedawnej premiery.
Materiał, który został zebrany na 2 płytach to swego rodzaju kompilacja i to też nie do końca bo zawiera rzeczy starsze, które już znamy, jak i nagrane zupełnie niedawno, które dopiero teraz ujrzały światło dzienne.
Zatem mamy tu utwory znane z bonusowych krążków z dwóch ostatnich albumów zespołu („Night Session” i „Day Session”). Czytaj dalej Riverside – Eye Of The Soundscape
Akurat – Nowy Lepszy Świat
W czasach liceum miałem krótki ale dość intensywny epizod związany z Akurat. Systematycznie jeździłem na obozy żeglarskie do Myśliborza, w 2001 roku ktoś zabrał ze sobą „Pomarańczę”. I tak przez 2 tygodnie katowaliśmy ten album.
Po powrocie do domu przez jakiś czas debiutancki album Akurat towarzyszył mi prawie codziennie. Druga fala „fascynacji” krążkiem nastąpiła rok później – ponownie na żaglach. Po powrocie do domu entuzjazm systematycznie opadał aż „Pomarańcza” wylądowała w kącie. Czytaj dalej Akurat – Nowy Lepszy Świat
Wes Borland – Crystal Machete
Bez jakiejkolwiek promocji, rozgłosu i hucznych zapowiedzi w wersji solowej zadebiutował Wes Borland. Przyczyny takiego akurat zachowania mogły być różne. Po przesłuchaniu „Crystal Machete” każdy może wysnuć swoje wnioski na ten temat. Jedno natomiast jest pewne: najbardziej ekscentryczny z członków Limp Bizkit w wersji solowej to coś totalnie innego niż muzyka, którą tworzył ze swoją kapelą macierzystą. Czytaj dalej Wes Borland – Crystal Machete
Jean Michel Jarre – Electronica 1: The Time Machine
W swoim życiu miałem etap (swoją drogą całkiem długi) fascynacji twórczością Jeana Michela Jarre’a. Zaczęło się to wszystko w okolicach 1998 roku i trwało ładnych parę lat.
Przyznam szczerze, że z większymi przerwami ta fascynacja trwa do dziś. W sumie nic dziwnego bo artysta na swoim koncie ma kilka dzieł wybitnych, o których ciężko zapomnieć. W mojej głowie nadal siedzi „Oxygene”, „Oxygene 7-13”, „Magnetic Fields”, „Equinoxe”, „Zoolook”, czy nawet „Odyssey Through O2”, od którego w moim przypadku wszystko się zaczęło. Czytaj dalej Jean Michel Jarre – Electronica 1: The Time Machine
The Prodigy – The Day Is My Enemy
Wspominasz z sentymentem czasy kiedy to w radiu i tv królowały „Voodoo People”, „Their Law” lub „Poison”? W 1997 roku darłeś się wraz z Keithem Flintem do dźwięków „Breathe”, „Firestarter” lub „Fuel My Fire”? Jeśli tak to lepiej na nowo zaprzyjaźnij się z „Music For The Jilted Generation” i „The Fat Of The Land” bo najnowszy album The Prodigy z pewnością nie dostarczy Ci podobnych doznań.
Przyznam szczerze, że utwory zapowiadające „The Day Is My Enemy” jakoś specjalnie mnie nie poruszyły. „Nasty” oraz kawałek tytułowy przeleciały bez echa – na zasadzie „ni to ziębi, ni parzy”. „Wild Frontier” oraz „Wall Of Death” jakimś cudem przegapiłem. Ciężko powiedzieć, że nie mogłem się doczekać premiery krążka bo tak nie było. Czytaj dalej The Prodigy – The Day Is My Enemy
The Chemical Brothers – Further
Przełom wieków to czas mojej wielkiej fascynacji Chemicznymi Braćmi. W zasadzie to nic dziwnego bo chyba prawie wszyscy słuchali w tamtym czasie m.in. „Hey Girl, Hey Boy”. Po pewnym czasie uczucie przygasło, nie podkręcały go kolejne wydawnictwa duetu no i ostatecznie cała twórczość duetu poszła w odstawkę bo zmieniłem obiekt zainteresowań (prawdopodobnie był to powrót do grunge lub metalu;). Przyznam się szczerze, że premierę Further przegapiłem. A gdy już się dowiedziałem to podobnie jak w przypadku poprzednich 2-3 albumów raczej przesłuchałem z „obywatelskiego” obowiązku niż zainteresowania. Podobnie było z zakupem tego krążka – primo: uzupełnił dyskografię, w której była luka, secundo: kosztował niecałe 12zł z przesyłką z Anglii:) Długo leżał na półce i się kurzył ale w końcu dostał drugą szansę. Można powiedzieć, że szansę tę wykorzystał bo zmieniłem zdanie na jego temat. Niewątpliwym atutem Futher jest znikoma obecność wokali Czytaj dalej The Chemical Brothers – Further
Kosheen – Damage
Trzeci album w dorobku Kosheen ma jedną podstawową wadę – cierpi na nadmiar bogactwa. To tak się da? Otóż da się: 16 utworów trwających łącznie ponad 70 minut to zdecydowanie za dużo. I tak jak pierwsza część albumu wgniata w fotel tak końcówka krążka nie wywołuje już praktycznie żadnych emocji. Ale zacznijmy od początku. Gdybym miał przyrównać Damage do dwóch poprzednich albumów Kosheen to zdecydowanie bliżej mu do Resist chociaż też nie do końca. Damage jest zdecydowanie bardziej ułożony, mniej inwazyjny, łatwiej wpada w ucho i bardziej nadaje się do radia czy tv. Zasadniczo z Resist było podobnie ale trafiały się tam też rzeczy bardziej dobitne: mało medialne ale mające ogromną moc. Tutaj tego nie ma a sam krążek jest grzeczny. Chociaż samo otwarcie w ogóle tego nie zapowiada bo początek utworu tytułowego ciężko uznać za granie popularne i trudno w ogóle zgadnąć, że to akurat ten zespół. Czytaj dalej Kosheen – Damage