Archiwa tagu: rock

Rage Against The Machine

rage against the machineDwa dni temu – 3 listopada – minęło 20 lat od wydania debiutu Rage Against The Machine. Album ten poznałem stosunkowo późno. W 1992 roku byłem jeszcze małym smarkiem, pewnie na etapie smerfnych hitów. Albo nie! Byłem już wtajemniczony w Queen i takiej wersji się trzymajmy:) W każdym razie pierwszy kontakt z zespołem przypadł na liceum w okolicach 2000 roku. Wtedy to w mediach królował kawałek „Guerilla Radio”. Pożyczyłem od znajomego The Battle Of Los Angeles na kasecie i się zakochałem. Gdy album się przejadł sięgnąłem po Evil Empire (i znów kaseta od tego samego znajomego). Po pewnym czasie TBOLA i EE znałem już na pamięć ale skończyły się opcje. Internet nie był jeszcze tak rozwinięty jak dziś, debiutu nie można było sobie posłuchać od ręki na YT. Czytaj dalej Rage Against The Machine

Kazik – Czterdziesty Pierwszy

kazik czterdziesty pierwszyZmęczenie materiału, kryzys wieku średniego czy kie licho? Takie były moje pierwsze przemyślenia po usłyszeniu tego albumu. Z każdym kolejnym przesłuchaniem było coraz lepiej ale nie zmienia to faktu, że wobec Czterdziestego Pierwszego mam mieszane uczucia. Tak jak jeszcze Melassy dawało się w miarę słuchać w całości i trzymało się to kupy tak tutaj mam bardzo dużo “ale”. Po pierwsze: ilość materiału. Mamy tu 24 utwory, łącznie ponad 2 godziny grania. Problemu nie byłoby gdyby materiał był równy. Ale nie jest. Cholernie nie jest. Utwory na prawdę fajne przeplatają się ze średniakami i gniotami. Panuje tu stylistyczny burdel. Momenty typowo “solowokazikowe” mieszają się ze stylistyką jego albumów z coverami Waitsa i Weilla. Tekstowo też bywa różnie. Czytaj dalej Kazik – Czterdziesty Pierwszy

The Police – Synchronicity

police synchronicityDla jednych to dzieło wybitne, najlepsza pozycja w dyskografii i piękne zakończenie kariery zespołu. Dla mnie to po prostu jeden z kilku genialnych krążków ekipy Stinga. Ale nie pozbawiony wad. Pierwszą i jednocześnie największą jest utwór „Mother”. Nie wiem – może się nie znam, mam kulawe ucho ale to coś cholernie mnie irytuje, drażni, nie wiem co autor miał na myśli i po co to zostało umieszczone na tym świetnym krążku. Traktować to jako żart muzyczny? Na szczęście mądrzy ludzie wymyślili możliwość przełączania utworów i z tej opcji skrzętnie korzystam. Drugi minus? Już zdecydowanie mniejszy i nawet troszkę naciągany – „Every Breath You Take” – utwór od wielu lat molestowany w wszelkiego rodzaju mediach. Sam w sobie fajny ale przez tę nachalność już się chyba wszystkim przejadł… Koniec wad – przechodzimy do plusików. Czytaj dalej The Police – Synchronicity

Pearl Jam

pearl jamPearl Jamowe awokado spotkało się raczej z mieszanym/średnimi ocenami fanów jak i krytyki. Faktycznie – z jednej strony – nie jest to ich szczytowe osiągnięcie, album na miarę Ten. Z drugiej – jest to zdecydowanie ich najbardziej wyrazisty i żywiołowy krążek wydany w tym millenium. Brzmieniem zawstydza Binaural, pod każdym względem bije na głowę przeciętny Riot Act i jest bardziej niegrzeczny i energiczny niż Backspacer. Momentami Vedder z ekipą brzmi tutaj nie jak pan po 40tce tylko jak młodzieniec pełen agresji i gniewu na otaczający go świat. Przykłady? Już na starcie: “Life Wasted”, momentami “World Wide Suicide”, w całości najmocniejszy na płycie “Comatose”. Mocny start, nie? Później album troszkę zwalnia(z przerwą na niezłego buta w “Big Wave”) ale nie do poziomu niektórych “smutów” z Backspacera. Czytaj dalej Pearl Jam

Kult – Salon Recreativo

kult salon recreativoSalon Recreativo to pierwszy album Kultu, którego nie wciągam w całości bez żadnych zastrzeżeń. Tych „ale” uzbierało się tu nawet całkiem sporo. Ale zacznijmy od pozytywów. Chronologicznie? Proszę bardzo. „Dla Twojej Miłości” – bardzo sympatyczne intro, wprowadzenie do tego wydawnictwa. Minusem tego utworu jest czas jego trwania – track jest zdecydowanie za długi, ucięty o połowę sprawiałby o wiele lepsze wrażenie. Zwłaszcza, że (tak jak napisałem wcześniej) traktować go należy tylko i wyłącznie jako intro – nie jako pełnoprawny numer bo w tej roli się to nie sprawdza. „Brooklyńska Rada Żydów” – mimo, że stosunkowo młody to jednak kultowy klasyk, utwór nośny, szybko wpadający w ucho z „kontrowersyjnym” teledyskiem, którego nie chcieli puszczać w tv:) Czytaj dalej Kult – Salon Recreativo

Anthrax – Sound Of White Noise

anthrax sound of white noiseCzym różni się Anthrax z 1990 roku od tego z 1993? Praktycznie wszystkim. 1990 rok to Persistence Of Time – ostatni album wydany przed odejściem Belladonny z zespołu. Krążek thrashowy, jeden z ciekawszych w ich dorobku. 3 lata później Anthrax to zespół z Bushem na wokalu, grający muzykę, która zdecydowanie różni się od ich gatunku wyjściowego. Co nie oznacza, że Sound Of White Noise to nieudany potworek. Wręcz przeciwnie – to kawał bardzo dobrego grania – zdecydowanie najlepsze wydawnictwo z „czasów” Busha. A sam wokalista?? Może nie ma takiej skali jak Belladonna ale doskonale daje sobie radę za mikrofonem. Chyba nawet lepiej pasuje do nowego stylu zespołu – ma bardziej „agresywny” styl, jego poprzednika w niektórych utworach bym w ogóle nie widział. Czytaj dalej Anthrax – Sound Of White Noise

Kyuss – Welcome To Sky Valley

kyuss welcome to sky valleyZasadniczo wstyd się przyznać… Ekipę Kyuss poznałem dopiero niedawno… I to w sumie przez przypadek… Na fali fascynacji sceną sludge zacząłem kopać. No i tak przy zespole Black Tusk wyszło mi, że garściami czerpią ze stoner rocka i metalu i pojawiło się tam gdzieś powiązanie z zespołem Kyuss. Z nazwy ich kojarzyłem, twórczości nie znałem. Zajrzałem na sputnikmusic, okazało się, że opisywany tu krążek ma ocenę w granicach 4,4/5. Hmmm… Coś w tym być musi. Odpaliłem YT, posłuchałem i faktycznie jest w tym COŚ. Nie wiem jak to się mogło stać, że ja – poszukiwacz dobrego grania – żyłem tyle lat w nieświadomości, nie wiedząc o istnieniu tego wydawnictwa (i jeszcze 3 innych)? Czytaj dalej Kyuss – Welcome To Sky Valley

Godsmack – Awake

godsmack awakeWeekend ma to do siebie, że człowiek może się w końcu trochę poobijać. Podczas kanapowego popołudnia miałem ochotę na coś czego od baaaardzo dawna nie słuchałem. Coś ciężkiego ale jednocześnie łatwostrawnego. No i wpadł mi do głowy pewien krążek. Ale podczas jego poszukiwań trafi mi pod rękę Awake Godsmacka. Jak ja tego dawno nie słuchałem. Będzie już ładnych parę lat. Pamiętam jak jeszcze w liceum dorwałem ten album: była to miłość od pierwszego wejrzenia:) Coś na zasadzie: wow! Jak można grać tak ciężko a jednocześnie tak fajnie?! Jak się okazuje: można, podczas wieloletnich eksperymentów i poszukiwań wynalazłem wiele innych kapel, które robią to jeszcze lepiej ale do dziś Awake Godsmacka darzę ogromnym sentymentem. Czytaj dalej Godsmack – Awake

Kult – Tata 2

kult tata 2Dawno nie było tutaj niczego o Kulcie. Zatem dziś naprawiam ten błąd – będzie słów kilka o Tacie 2. Zasadniczo mam problem z tym albumem. Z jednej strony jest piękny i niepowtarzalny, z drugiej – tak cholernie smutny i przygnębiający, że nie da się go słuchać w całości na co dzień. Jest to krążek raczej na specjalne okazje, do posłuchania „od święta”, bez ingerencji bodźców z otoczenia:) Tak jak na Jedynce dominowały utwory stworzone przez Stanisława Staszewskiego tak tutaj mamy do czynienia z mieszanką tekstów autorskich, tradycyjnych melodii, interpretacji itp. Ponownie na warsztat zostaje wzięta twórczość Gałczyńskiego: „Śmierć Poety” w świetnej, ocierającej się o metal aranżacji oraz piękna „Ballada O Dwóch Siostrach”. Czytaj dalej Kult – Tata 2

The Doors

the doorsJakiś czas temu na rolowym pojawił się przypadkiem (krótki) cykl opisujący albumy debiutanckie. Mając na tapecie Ten Pearl Jamu stwierdziłem, że swoje szczytowe osiągnięcie nagrali już na starcie. Zacząłem się zastanawiać kto jeszcze znajduje się w takiej sytuacji: z nowszych rzeczy od razu nasunął mi się m.in. Korn. Ale co ze starszymi zespołami? Z klasyką? Black Sabbath? Debiut mają świetny ale Paranoid co najmniej mu dorównuje. Led Zeppelin? Też nie bardzo – bardziej lubię II i IV. Pink Floyd? Też nie. Po kilku kolejnych nietrafionych strzałach dotarłem do The Doors. Bingo! Niby późniejsze krążki(ze szczególnym naciskiem na Strange Days i L.A. Woman, troszkę dalej Waiting For The Sun i reszta) też są świetne ale to jednak nie takie oczarowanie i zachwyt jakie miałem przy okazji poznawania debiutu. Czytaj dalej The Doors