Archiwa tagu: metalcore

Hatebreed – Weight Of The False Self

hatebreed weight of the false selfWybuch pandemii pokrzyżował plany prawdopodobnie większości zespołów na świecie. Nieuniknione było odwołanie tras koncertowych, występów na festiwalach itp. Odbiło się to również na aktywności studyjnej. Mimo tego, że czas „izolacji” sprzyjał tworzeniu nowego materiału to jednak brak możliwości jego promocji na żywo sprawiał, że bardzo dużo premier zostało przesuniętych na czas bliżej nieokreślony. Czytaj dalej Hatebreed – Weight Of The False Self

Burn The Priest – Legion: XX

burn the priest legion xxZ okazji zbliżającego się 20-lecia istnienia ekipa Lamb Of God wydała nowy album. Ale żeby nie było zbyt łatwo: zrobiła to pod szyldem Burn The Priest a album zawiera same covery. Od razu należą się wyjaśnienia. Otóż Burn The Priest to pierwsza nazwa Lamb Of God, pod którą zespół egzystował w latach 1994-1999. Covery są natomiast swego rodzaju hołdem dla zespołów, które odegrały szczególną rolę w kształtowaniu stylu grupy. Czytaj dalej Burn The Priest – Legion: XX

Converge – The Dusk In Us

converge the dusk in usConverge to taki muzyczny Zawisza, na którym zawsze można polegać. I nie są to słowa rzucone na wiatr o czym mogą świadczyć chociażby oceny albumów zespołu na rateyourmusic. Nawet muzycznym legendom przytrafiały się potknięcia i wydawnictwa zmieszane z błotem a tu (poza debiutem i splitem z Agoraphobic Nosebleed) jak wół wszystko ma średnią powyżej 3,5. Czytaj dalej Converge – The Dusk In Us

The Dillinger Escape Plan – Dissociation

dillinger escape plan dissociationSpośród całej świty, której przypięto etykietę „metalcore” lub też „mathcore” od zawsze (czyli od jakichś 2 lat;) największym szacunkiem darzyłem Converge i Dillinger Escape Plan.

Pierwszych za wyjście z ram w kierunku punkowym, drugich za wycieczki w jeszcze odleglejsze zakątki muzycznego świata. Twórczość obu grup jest wyjątkowo specyficzna i wymagała ode mnie dużo czasu aby się do niej przekonać. Czytaj dalej The Dillinger Escape Plan – Dissociation

Converge – Axe To Fall

converge axe to fallMacie czasami wrażenie, że usłyszeliście w życiu już wszystko co mogłoby was zainteresować i już nic nie będzie w stanie was zaskoczyć a wasza kolekcja płyt poszerzy się ewentualnie tylko o nowe wydawnictwa ulubionych artystów? A tu SRU! I nagle pojawia się coś nowego co totalnie burzy waszą koncepcję… Mi taka sytuacja zdarzyła się już co najmniej kilkukrotnie. Ostatnio właśnie w przypadku Converge. Nazwa zespołu przewijała się w moim muzycznym życiu kilka razy. Pierwszy raz bodajże przy zestawieniu concept albumów wszech czasów. Ktoś umieścił ich „Jane Doe” na pierwszym miejscu. Później WIMP kilkukrotnie sugerował mi twórczość tego zespołu. W końcu złamałem się i odpaliłem. Nie wiem czemu wybór padł akurat na „Axe To Fall” – pewnie ze względu na niesamowitą okładkę;) Pierwsza przygoda z tym dziełem trwała może 5 minut. Więcej nie dałem rady. Drugie podejście było może o kilka minut dłuższe. Kolejnych przez długi czas nie było w ogóle. Kilka miesięcy temu przemogłem się i przesłuchałem całość. Kilkukrotnie. Czytaj dalej Converge – Axe To Fall

Chimaira

chimairaW mojej pierwszej odsłonie przygody z Chimairą poznałem tylko dwa pierwsze albumy, resztę dopiero przy hurtowym zakupie prawie całej ich twórczości. Pamiętam jak wielki szok przeżyłem kiedy pierwszy raz przesłuchałem trzeciej pozycji z ich dyskografii. Pierwsze zaskoczenie pojawiło się zanim jeszcze krążek wylądował w odtwarzaczu – chodziło o stronę wizualną. Otóż „Chimaira”(przynajmniej w tej wersji, którą ja mam – z bonusowym krążkiem) wydana jest w czarnym pudełku. Oprócz wkładki nie ma tu praktycznie żadnej poligrafii. Okładka oraz tył są wydrukowane bezpośrednio na pudełku. Trochę mi się płyt nazbierało w mojej kolekcji ale coś takiego trafiło mi się pierwszy raz. Z jednej strony jest to bardzo ciekawe i oryginalne rozwiązanie. Z drugiej – jeśli całość gdzieś spadnie i się połamie to dupa blada. Ale z dwojga złego lepsze takie rozwiązanie niż digipaki, którym szkodzi praktycznie wszystko. Przejdźmy do muzyki. „Chimaira” to dla zespołu wielki krok naprzód w stosunku do poprzednich wydawnictw. Czytaj dalej Chimaira

Chimaira – The Impossibility Of Reason

chimaira impossibility of reasonOd tego albumu rozpoczęła się moja przygoda z Chimairą. Na kilkanaście minut przed rozpoczęciem podróży koleją na trasie Gdańsk – Szczecin doszedłem do wniosku, że muszę mieć coś do poczytania „na drogę”. Do tej pory sądziłem, że był to pierwszy numer Machiny po wznowieniu jej wydawania (ten z Madonną jako Matką Boską na okładce) ale niestety daty się nie zgadzają. Zatem nie mam zielonego pojęcia co to mogło być za czasopismo. Co by nie było – dzięki niemu poznałem „Into The Valley Of Death” Death By Stereo i właśnie „The Impossibility Of Reason” Chimairy. Recenzent rozpływał się nad „Down Again”, który określał jako mistrzowskie połączenie ekstremalnego ciężaru z pięknem klawiszu. Nie powiem – bardzo mnie to zaintrygowało. Wtedy byłem na etapie grunge-thrash zatem coś „aż tak ciężkiego” mogło być dla mnie objawieniem. I było. Później okazało się, że Chimaira wcale taka ciężka nie jest bo są inne – zdecydowanie mocniejsze w tej kwestii Czytaj dalej Chimaira – The Impossibility Of Reason

Chimaira – Pass Out Of Existence

chimaira pass out of existenceW dzisiejszych czasach dużo zespołów marzy o zainteresowaniu ze strony jakiejkolwiek wytwórni lub swoją twórczość wydaje własnym sumptem co też do łatwych zadań nie należy. Tymczasem Chimaira powstała w 1998 roku i już 3 lata później zadebiutowała u jednego z liderów ciężkiego grania – Roadrunnera. Można to uznać za dość duży sukces (no chyba, że nie?;). Ale w sumie nie ma co się dziwić bo „Pass Out Of Existence” to bardzo solidny materiał. Ale zacznijmy od początku. Chimaira to amerykańska grupa pochodząca z Cleveland(swoją drogą bardzo fajne miasto – przynajmniej było tak w 1996 roku;). Ciężko określić jednoznacznie jaki gatunek prezentuje. Ogólnie szeroko pojęty metal. Niektórzy podciągają to pod metalcore, nu metal, groove i industrial. Spotkałem się nawet z określeniem post thrash. Co by nie było – jest ciężko i brutalnie chociaż i tych lżejszych momentów nie brakuje. Pierwsze 20 kilka sekund albumu może lekko wprowadzać w błąd. Czytaj dalej Chimaira – Pass Out Of Existence