Macie czasami wrażenie, że usłyszeliście w życiu już wszystko co mogłoby was zainteresować i już nic nie będzie w stanie was zaskoczyć a wasza kolekcja płyt poszerzy się ewentualnie tylko o nowe wydawnictwa ulubionych artystów? A tu SRU! I nagle pojawia się coś nowego co totalnie burzy waszą koncepcję… Mi taka sytuacja zdarzyła się już co najmniej kilkukrotnie. Ostatnio właśnie w przypadku Converge. Nazwa zespołu przewijała się w moim muzycznym życiu kilka razy. Pierwszy raz bodajże przy zestawieniu concept albumów wszech czasów. Ktoś umieścił ich „Jane Doe” na pierwszym miejscu. Później WIMP kilkukrotnie sugerował mi twórczość tego zespołu. W końcu złamałem się i odpaliłem. Nie wiem czemu wybór padł akurat na „Axe To Fall” – pewnie ze względu na niesamowitą okładkę;) Pierwsza przygoda z tym dziełem trwała może 5 minut. Więcej nie dałem rady. Drugie podejście było może o kilka minut dłuższe. Kolejnych przez długi czas nie było w ogóle. Kilka miesięcy temu przemogłem się i przesłuchałem całość. Kilkukrotnie. No i coś zaskoczyło. Ale zacznijmy od początku. Converge tworzy muzykę specyficzną. Tak cholernie specyficzną, że początkowo przerosła nawet mnie mimo, że lubię różne nietuzinkowe wynalazki;) W internecie ich twórczość określa się jako hardcore punk, metalcore, mathcore i hardcore. A jak to się przekłada na dźwięki zawarte na „Axe To Fall”? Otwierający album „Dark Horse” nie do końca zapowiada nadchodzący pogrom. Początek jest nawet delikatny. Po chwili pojawiają się „matematyczne” riffy gitarowe i normalny wokal. Nic oryginalnego. Aż do refrenu. Tu następuje erupcja: gitarowa ściana dźwięków, wspierana perkusyjną kanonadą i wokalistą wydobywającym z siebie dźwięki, które nawet ciężko określić. Ale tak jak już wspomniałem – to jeszcze nic. Następna dwójka to takie granie w skumulowanej dawce. To właśnie przy „Reap What You Saw” odpadłem przy pierwszym przesłuchaniu, przy drugim w czasie utworu tytułowego. Początkowo oba te kawałki mogą uchodzić za kakofonię ale po kilkukrotnym przesłuchaniu łatwo odnaleźć w nich drugie dno i głębszy sens. Nie lada sztuką jest również wydobycie z gitar takich pokręconych dźwięków i napieprzanie w gary w takim tempie. O wokalnych popisach nawet nie będę wspominał. W podobnym tonie utrzymany jest kolejny w spisie „Effigy”. Odrobinę wytchnienia po pogromie stara się przynosić „Worms Will Feed / Rats Will Feast” ale ewidentnie robi to w nieudolny sposób. Z tym, że w wolniejszym tempie;) Na właściwe tory wracamy już w kolejnym utworze i tkwimy na nich praktycznie do prawie samego końca krążka. Gdzieś tam w międzyczasie dostajemy normalny „Damages”, który można by podpiąć pod inny nurt gdyby nie wokal. Na deser otrzymujemy „Cruel Bloom” oraz „Wretched World”. W tym pierwszym gościnnie udziela się Steve Von Till z Neurosis i czuć to w klimacie utworu: początkowy spokój przerwany zostaje nagle w sposób typowy dla jego kapeli macierzystej. „Wretched World” ma ukoić zmysły i być balsamem na rany odniesione w czasie słuchania poprzednich utworów. Wychodzi mu to co najmniej dobrze ale dawka jest zdecydowanie za mała;) Co ciekawe – po przesłuchaniu „Axe To Fall” pozostaje u słuchacza duży niedosyt. Taki, który od razu chcemy zaspokoić następnym przesłuchaniem (oczywiście już na etapie gdy przekonamy się do tej muzyki;). Krążek ten to ekstremalna mieszanka różnych emocji i dźwięków. Wszechobecna furia przeplata się tu z wybuchami agresji i gniewu. Wszystko to podane jest w sposób ciężkostrawny, do którego trudno się przekonać. Ale gdy nam się to już uda to odkryjemy, że pod warstwą chaosu, kakofonii i brudu kryje się drugie – wartościowe dno. Mi osobiście ten proces zajął dużo czasu ale nie żałuję – było warto i dziś „Axe To Fall” często gości w moim odtwarzaczu. Na koniec dodam, że ten album jest jednym z łatwiejszych w dyskografii Converge;)
Moja ocena -> 9/10