Od tego albumu rozpoczęła się moja przygoda z Chimairą. Na kilkanaście minut przed rozpoczęciem podróży koleją na trasie Gdańsk – Szczecin doszedłem do wniosku, że muszę mieć coś do poczytania „na drogę”. Do tej pory sądziłem, że był to pierwszy numer Machiny po wznowieniu jej wydawania (ten z Madonną jako Matką Boską na okładce) ale niestety daty się nie zgadzają. Zatem nie mam zielonego pojęcia co to mogło być za czasopismo. Co by nie było – dzięki niemu poznałem „Into The Valley Of Death” Death By Stereo i właśnie „The Impossibility Of Reason” Chimairy. Recenzent rozpływał się nad „Down Again”, który określał jako mistrzowskie połączenie ekstremalnego ciężaru z pięknem klawiszu. Nie powiem – bardzo mnie to zaintrygowało. Wtedy byłem na etapie grunge-thrash zatem coś „aż tak ciężkiego” mogło być dla mnie objawieniem. I było. Później okazało się, że Chimaira wcale taka ciężka nie jest bo są inne – zdecydowanie mocniejsze w tej kwestii a i samo „Down Again” nie jest wcale takie „och” i „ach” bo na krążku jest kilka lepszych fragmentów. TIOR męczyłem dość długo wraz z albumem debiutanckim, który poznałem chwilę później. W 2004 roku ponownie przeskoczyłem w inne klimaty i moja znajomość z Chimairą została drastycznie zakończona na jakieś 10 lat. Nawet sam nie wiem dlaczego. O zespole przypomniałem sobie przypadkiem kupując płyty na Amazonie. Serwis bardzo subtelnie zasugerował mi, że jeśli podoba mi się zespół X czy Y to z pewnością polubię Chimairę. Szybki rzut okiem na ceny (średnio po niecałe 15zł z przesyłką od sztuki) i już niecałe 2 tygodnie później większość dyskografii zespołu z Cleveland leżała u mnie na półce. „The Impossibility Of Reason” nie odbiega znacząco od tego co zespół zaprezentował 2 lata wcześniej na debiutanckim „Pass Out Of Existence”. Dalej do czynienia mamy ze zgrabnym połączeniem różnych gatunków metalu. Nowy krążek wydaje się być odrobinę bardziej dojrzały i przemyślany, chyba jest tu również mniej grania nu metalowego (chociaż to subiektywne odczucie;). Niestety album, podobnie jak jego poprzednik, cierpi na lekki nadmiar bogactwa co przejawia się znużeniem pod koniec krążka. Zwłaszcza, że układ utworów jest tutaj podobny: najmocniejsze działa wytoczone są na samym początku, niektóre z dalszych szeregów nie dotrzymują im tempa. Za to zakończenie albumu wypada zdecydowanie lepiej – chociaż jest porównywalnie długie! „Implements Of Destruction” zaczyna się od motywu przypominające instrumentalne, etniczne fragmenty twórczości Soulfly. W pewnym momencie motyw się zacina i w jego miejsce wchodzi to samo z tym, że zagrane na gitarach. W dalszej części utworu również jest ciekawie chociaż nadal uważam, że 13:30 to zdecydowanie za długo. Tyle ma „Third Eye” Toola a w nim jednak dzieje się zdecydowanie więcej. Utwór po przycięciu prezentowałby się zdecydowanie lepiej. Kosmetycznych poprawek nie wymaga natomiast otwierający album „Cleansation” częstujący słuchacza solidnym kopem na dzień dobry. Mamy tu również fajną solówkę (chociaż zdecydowanie za krótką). Świetnie prezentuje się utwór tytułowy: szybki, opętańczy, brutalny, destrukcyjny. Jest to jeden z mocniejszych fragmentów krążka. Podobnie jak następujący po nim „Pictures In The Gold Room”. Tu zniewala już sam wstęp, do którego zazwyczaj wracam kilkukrotnie zanim utwór poleci w całości. Szalone tempo zespół nakręca w „Power Trip”. Później następuje „Down Again” czyli Chimaira w wersji ugrzecznionej. Swego czasu utwór można było zobaczyć m.in. na Vivie. Ukazywał on nu metalowe i zdecydowanie lżejsze oblicze zespołu (chociaż i tu pazura nie brakowało). Jeśli ktoś kupił TIOR na bazie przesłuchania tylko tego utworu musiał się później cholernie zdziwić;) Po „Down Again” bywa różnie. Jest kilka ciekawszych fragmentów: „Pure Hatred”, „The Dehumanizing Process”, „Stigmurder”. Poza nimi jest cała reszta, która nie wyróżnia się ani na plus ani na minus. Można byłoby coś z nich wyrzucić i skrócić w ten sposób album. Problem w tym, że nie za bardzo wiadomo co miałoby pójść do odstrzału. Oprócz „Crawl”(i skrócenia „Implements Of Destruction”) nie mam innych potencjalnych kandydatów. To chyba w sumie dobrze;) TIOR jest dowodem na to, że czasem nawet sugestie sklepów internetowych bywają trafne.
Moja ocena -> 7/10