Oj, to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Zasadniczo nadal nie jest ale mój układ z nową płytą Alicji zaczyna robić się coraz bardziej klarowny. Niechęć powoli zostaje zastępowana przez szacunek i zrozumienie. Ale początki były trudne. Zacznijmy od tytułu: gdy muzycy ujawnili go byłem zaskoczony. Może nawet nie zaskoczony. Rozczarowany? Zdziwiony? Poważna kapela z ponad 20letnim stażem i robi sobie jakieś jaja? Dopiero jakiś czas później przeczytałem wyjaśnienie o co chodzi i nabrało to jakiegoś głębszego sensu. Druga sprawa – albumowe zapowiedzi w postaci „Hollow” i „Stone”. Mimo kilku podejść na YT nie udało mi się ich wysłuchać do końca. Zatem The Devil Put Dinosaurs Here start miał co najwyżej przeciętny. Ale z sentymentu do starych czasów i szacunku do zespołu i tak nabyłem krążek w dniu premiery. I w tym momencie moje negatywne nastawienie zaczęło powoli mijać. Pierwsze co rzuca się w oczy to całkiem ciekawe wydanie nawiązujące do ich albumu bez tytułu. Tu też krążek dostajemy w kolorowym pudełku – tym razem czerwonym. Barwa nie jest przypadkowa o czym możemy się przekonać przeglądając zawartość książeczki – czasem pudełko bardzo się przydaje. Pierwsze przesłuchanie przeleciało jakoś bez echa. Kilka następnych podobnie, z tym że zmieniłem zdanie na temat „Hollow” i „Stone”. Z krążka wchodzą o wiele lepiej niż z YT. A reszta? Jedno co rzuca się w uszy to fakt, że już od pierwszych dźwięków słychać, że to Alicja a nie inny zespół. Ich styl w każdym momencie albumu jest rozpoznawalny i wiemy, że to gra ekipa Cantrella. The Devil Put Dinosaurs Here jest albumem niesamowicie równym ale… Moim zdaniem krążek jest za długi: 12 utworów trwa łącznie ponad 67 minut. Nie ma tu jakichś chamskich dłużyzn ale kilka utworów na pewno by nie straciło gdyby troszkę je przyciąć. No ale trudno – jest jak jest. Drugie „ale”: brakuje tu takiego rasowego przeboju, który stałby się klasykiem obok np. takiego „Would?”. Nawet na poprzednim krążku były rzeczy, które już po pierwszym przesłuchaniu wpadały w ucho i człowiek je później nucił pod nosem. Tu jest z tym problem. Deficyt tego zjawiska mógłby być zastąpiony przez specyficzny, schizofreniczny klimat z beztytułowego albumu. Ale tego też tu nie czuć(chociaż w utworze tytułowym znalazłoby się kilka fragmentów, które można by pod to podciągnąć). To jaki właściwie jest TDPDH? Według mnie mamy tu takie połączenie mniej chwytliwych momentów Black Gives Way To Blue z ich EPkami czyli graniem na spokojnie ale też nie do końca bo najdelikatniejszej trójce: „Scalpel”, „Hung On A Hook” i „Choke” nie brakuje rockowego, bardziej drapieżnego pazura. No i do np. takiego „Nutshell” im daleko – mimo tego, że prezentują naprawdę wysoki poziom. Z resztą tak jak cały krążek – równy, porządny, bez odchyłów na minus ale i bez fajerwerków na plus. Ale podobno tak miało być więc muzykom należy się szacunek, że zdecydowali się na taki krok. Jedno jest pewne: The Devil Put Dinosaurs Here nowych fanów Alicji raczej nie przysporzy. Ale ludzie, którzy są z zespołem od lat raczej będą zadowoleni po głębszym poznaniu. Ja z każdym przesłuchaniem jestem coraz bardziej chociaż zdania o tym, że kilku rzeczy tu brakuje, nie zmienię;)
Edit: każde kolejne przesłuchanie sprawia, że TDPDH wchodzi lepiej i lepiej i lepiej… Także nawet w razie zrażenia się przy pierwszym kontakcie warto dać temu krążkowi więcej szans. U mnie podskoczył on o oczko wyżej.
Moja ocena -> 8/10
Nie dorównuje tylko Dirt