Archiwum kategorii: Muzyczny

Queen – Queen II

queen iiAlbum zdecydowanie inny od debiutu. Brak tu tego rockowego pazura, są za to moim zdaniem zapędy teatralno-operowe. Taka sztuka z wielką pompą. Już intro – Procession zapowiada, że będziemy mieli do czynienia z inną muzyką niż na poprzedniczce. Największe wrażenie na mnie robi piękna fortepianowa miniatura „Nevermore” (świetnie połączona z poprzedzającym ją „The Fairy Feller’s Master-Stroke”). Fajnie brzmi chyba najbardziej znany utwór z tego albumu – „Seven Seas Of Rhye” oraz bardzo spokojny, trochę senny „Some Day One Day”. Poza tymi kawałkami mam lekki problem z tą płytą. Niby wszystko fajnie gra, utwory są dobre ale czegoś mi w nich brakuje, chyba właśnie tego rockowego zadzioru znanego chociażby z debiutu. Czytaj dalej Queen – Queen II

Queen – Queen

queenDebiut i jednocześnie jeden z moich ulubionych albumów w dyskografii zespołu. Nie jest to jeszcze do końca ta Królowa, którą znamy z najlepszych albumów ale przebłyski późniejszego stylu spokojnie można wyłapać. Queen jest chyba najbardziej niedocenianą płytą grupy: świetnych utworów tu nie brakuje a systematycznie są one pomijane na wszelkiego rodzaju składankach z przebojami. Z tego co pamiętam to na jakimś konkretnym wydaniu Greatest Hits I pojawia się „Keep Yourself Alive”. Zatem żeby poznać pozostałe świetne kawałki trzeba się wysilić i posłuchać całego albumu. Poza utworem wymienionym przed chwilą najbardziej w uszy rzucają się „Great King Rat”, „Liar” (oba kawałki najbardziej przypominają późniejszy styl grupy) oraz „My Fairy King” – świetny utwór z piękną fortepianową końcówką, miód na uszy:) Czytaj dalej Queen – Queen

Lou Reed & Metallica – Lulu

luluJakiś czas się wzbraniałem. Mówiłem sobie: po co? Denerwować się? Psuć sobie humor? Marnować półtorej godziny? Ale w końcu się zebrałem w sobie i posłuchałem… Dlaczego nie ma tutaj zdjęcia albumu na moim Pianocrafcie? Bo nie kupiłem tego chłamu, posłuchałem go w internecie. Zastanawiam się czym kierowali się artyści nagrywając to ekhm „dzieło”. Podczas gdy thrashowe legendy nagrywają genialne płyty (przykłady? Exodus – Exhibit B, Overkill – Ironbound, Megadeth – Endgame bo 13tka nie jest do końca gatunkowa, Anthrax – Worship Music, Slayer też nie zbacza z wytyczonego wiele lat temu szlaku) Metallica odcina kupony, rozmienia się na coraz drobniejsze, jedzie na nazwie i popularności. Czytaj dalej Lou Reed & Metallica – Lulu

Alice In Chains – Dirt

alice in chains dirtW czasach studenckich, na jednej z imprez przewinął się „wielki” fan grunge. Chyba z godzinę podniecał się Nevermindem, innymi płytami Nirvany już nie tak bardzo, mówił jaki to z niego „grandżowiec”. „A Dirt znasz?” – w końcu nie wytrzymałem i zapytałem:) No i okazało się, że „wielki fan” gatunku nie ma zielonego pojęcia o istnieniu Alice In Chains (i innych kapel, z nazwy kojarzył tylko Pearl Jam). Kilka miesięcy później nasz bohater znów pojawił się na studenckiej imprezie. Przez ten czas doszedł do wniosku, że Nirvana to syf straszny i tylko Dirt i AIC się liczą, że Dirt to najlepsza płyta jaką w życiu słyszał. Może taka drastyczna zmiana, mówienie o najlepszej płycie w życiu i jechanie po Nirvanie to przesada ale nie zmienia to faktu, że Dirt jest wybitny. Wg mnie zjada Nevermind na śniadanie a Staley wokalnie bije na głowę Kurta. Czytaj dalej Alice In Chains – Dirt

Kult – Ostateczny Krach Systemu Korporacji

kult ostateczny krach systemu korporacjiOstatni album Kultu, z którego wszystkie utwory znam po tytule, mniej (lub) więcej znam tekst i który słucham od początku do końca bez żadnego wysiłku, zmęczenia czy zażenowania. OKSK jest chyba najbardziej rozstrzelonym stylistycznie dziełem w dorobku zespołu. Brakuje tu chyba tylko muzyki sakralnej i country. Już na starcie dostajemy obuchem w łeb. Skrecze, gitary jak w jakiejś ciężkiej kapeli metalowej. Takiego wejścia Kult wcześniej (ani później) nie miał. Z grubej rury (po robiącym pozory fajnym i spokojnym intro) dają jeszcze w „Poznaj Swój Raj” i „Ja Wiem To”. A poza tym co? 4 single, wśród nich chyba najbardziej rozpoznawalny utwór grupy czyli „Gdy Nie Ma Dzieci” i genialna „Dziewczyna Bez Zęba Na Przedzie”. A żeby cały czas nie było tak ciężko i poważnie to dostajemy 2, no w sumie 3 kawałki z jajem: „Fever, Fever, Fever”, „Jatne” (świetny pod względem muzycznym) i „Idź Przodem”. Czytaj dalej Kult – Ostateczny Krach Systemu Korporacji

Megadeth – Th1rt3en

megadeth thirteenPo pierwszym przesłuchaniu lekkie rozczarowanie – łeee, nie jest to Endgame czy Rust In Peace(i wszystkie albumy od niego wstecz). Z drugiej strony – nie jest to Risk. Po kilku następnych odsłuchach diametralna zmiana – cholera ale to jest nośne. Album jest przebojowy, ale oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu. Na początek z grubej rury – 3 killery. Nie jest to może tak „czysty” thrash jak w wypadku początku Endgame ale jak nieziemsko wpada w ucho. Po tym świetnym początku zwalniamy na 2 utwory by po krótkim wstępie znów rozkręcić się w „Never Dead” – klasycznej megadethowej jeździe bez trzymanki, po której zwalniamy na trochę by za chwilę usłyszeć „Fast Lane”, po którym znów prędkość spada z punktem kulminacyjnym w „Millenium Of The Blind”. Czytaj dalej Megadeth – Th1rt3en

Machine Head – Unto The Locust

machine head unto the locustNie wiem jak ugryźć ten album. Z jednej strony jest lepiej niż na The Burning Red i Superchargerze ale słabiej niż na pozostałych ich wydawnictwach. Lecimy po kolei: „I Am Hell” – „klasztorny” wstęp, po tym mocne wejście, dalej szybka, ostra jazda, jest dobrze…. do momentu kiedy wokalnie Flynn dostaje wsparcie. Tylko po co? „Be Still And Know” – w sumie żadnych zastrzeżeń, fajna dynamiczna solówka w klimatach The Blackening. „Locust” – wokalnie mocny, muzycznie jakiś taki wygładzony w porównaniu z np. poprzednikiem. I dodatkowo te solówki. Takie pitu pitu nadające się na płytę Porcupine Tree (pierwsza) czy Megadeth (druga). „This Is The End” – całkiem fajny utwór ale trochę zajeżdża tu czasami Superchargera, no i kolejne niepotrzebne wokale dodatkowe. „Darkness Within” – kolejny kawałek w klimatach dwóch najsłabszych płyt. Czytaj dalej Machine Head – Unto The Locust

U2 – The Unforgettable Fire

u2 unforgettable fireDawno, dawno temu, kiedy to Bono nie czuł jeszcze misji i nie chciał zbawić całego świata, U2 nagrało piękną płytę. Moją ulubioną obok War. The Unforgettable Fire nie jest „skażone” taką przebojowością i popularnością jak Joshua i Achtung. Nie oznacza to wcale, że nie ma tutaj „hitów”. Już jako drugi na płycie jest Pride – jeden z najbardziej znanych utworów grupy. Reszta na wszelkiego rodzaju greatest hitsach itp. schodzi raczej na dalszy plan lub jest w ogóle pomijana. A przecież są tutaj inne genialne kawałki jak np. tytułowy z pięknym wstępem (oraz rozwinięciem i zakończeniem:). Utwór ten jest moim zdaniem jednym z najlepszych w całej twórczości U2. Szkoda, że jest tak niedoceniany. Kolejny? Proszę bardzo -„Bad”. Ponad 6 minut budowania napięcia, zero schematu, 100% geniuszu(spokojnie bije na głowę późniejsze przeboje grupy). Czytaj dalej U2 – The Unforgettable Fire

Killing Joke – Absolute Dissent

killing joke absolute dissentPytanie za 100 punktów: kiedy ostatnio Killing Joke wydał słabszy album? W 1986? No góra w 1988. Absolute Dissent nic nie zmienia – nadal po gorsze nagrania trzeba sięgać do połowy lat 80-tych. Nawet nie tyle gorsze co inne. Na „Brighter Than Than A Thousand Suns” i „Outside The Gate” zespół pobłądził w poszukiwaniu czegoś innego, no i wyszło im to średnio:) Chociaż od czasu do czasu lubię posłuchać tych albumów. Wracając do Absolute Dissent – album jest o wiele łatwiej przyswajalny niż jego poprzednik czyli „Hosannas…”. AD bliżej do Killing Joke z 2003 chociaż też nie do końca. Mamy tu trochę industrialu jak np. utwór tytułowy, chyba najlepszy na płycie Great Cull, This World’s Hell, Depthcharge(zalatuje czasami Pandemonium i utworem Whiteout) czy Endgame. Czytaj dalej Killing Joke – Absolute Dissent

Alice In Chains – Jar Of Flies

alice in chains jar of fliesZ reguły nie lubię EPek. Ni to album, ni to singiel (których też nie lubię:), krótkie to zazwyczaj, nie zdąży się jeszcze dobrze rozkręcić a tu już koniec. Jednak Jar Of Flies mam u siebie na półce. Dlaczego? Wystarczy jedno przesłuchanie by zakochać się w tych 30 minutach muzyki. Utwory z EPki momentami przypominają klimatem Mad Season. Takie „Rotten Apple”, „I Stay Away” czy „Swing On This” spokojnie mogłyby się znaleźć na „Above” i wybitnie by od reszty klimatem nie odstawały. Do tego dochodzą cudowny, spokojny „Nutshell” i dynamiczny „No Excuses” – 2 najbardziej znane utwory z wydawnictwa. Stylistycznie wszystkie kawałki odbiegają od twórczości Alice In Chains znanej z regularnych albumów. Czytaj dalej Alice In Chains – Jar Of Flies