Archiwum kategorii: Muzyczny

Killing Joke – Hosannas From The Basements Of Hell

killing joke hosannas from the basements of hellPo wydaniu kilku świetnych płyt pod rząd większość zespołów dalej szłaby tą drogą i tworzyła rzeczy sprawdzone – podobające się słuchaczom. Problem w tym, że Killing Joke nie należy do większości i nie jest to normalny zespół;) Po wydaniu w 2003 roku albumu świetnie przyjętego przez fanów, grupa nie odcięła kuponów tylko zamknęła się w piwnicy gdzieś w Pradze(Jaz jest zafascynowany tym miastem, ja w gruncie rzeczy też:) i nagrała najbardziej bezkompromisowe dzieło w swoim dorobku. Bezkompromisowe i jednocześnie najtrudniejsze w odbiorze. Lekko ponad 62 minuty grania zamknięte zostało w 9 utworach: najkrótszy z nich trwa 4:15, najdłuższemu niewiele brakuje do 10 minut. Otwierający Hosanny „This Tribal Antidote” nie zapowiada jeszcze w pełni tego co ma dopiero nadejść. Utwór jest w miarę normalny jak na twórczość KJ. Czytaj dalej Killing Joke – Hosannas From The Basements Of Hell

Mastodon – The Hunter

mastodon the hunterPiąty album w dorobku Mastodona i jednocześnie piąty dowód na to, że zespół nie da się w łatwy sposób zaszufladkować. Po progresywnym Crack The Skye z 7 rozbudowanymi, powiązanymi utworami wydali coś zupełnie innego. Mamy tutaj 13 zdecydowania krótszych i niepowiązanych ze sobą utworów. Mastodon poszedł tutaj w kierunku muzyki łatwiej przyswajalnej dla szerszego grona odbiorców. Utworów w starym stylu jest mało, właściwie 2: Blasteroid i Spectrelight. Reszta jest zdecydowanie łagodniejsza, nie ma praktycznie „wydzierki”, są same czyste wokale. Zespół szuka chyba nowego grona odbiorców, stara gwardia na ten album może zareagować różnie. Podobnie jak nowi zagłębiając się w poprzednie wydawnictwa grupy (szczególnie jak od razu po Hunterze posłuchają np. Remission:) Czytaj dalej Mastodon – The Hunter

Kult – MTV Unplugged

kult mtv unpluggedHey swoim występem bez prądu zawiesił poprzeczkę na baaardzo wysokim poziomie. Myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy. Zwłaszcza, że dobrych kapel nadających się do tego typu przedsięwzięć nie mamy na pęczki. A jednak. Kult dał radę. Nawet bardzo. Koncert jest genialny. A żeby nie było, że jestem gołosłowny to proszę bardzo moje argumenty:

  • świetny dobór repertuaru – dużo utworów, których na koncertach raczej nie grają czyli np. Umarł mój wróg, Berlin, Mędracy, kawałki z Taty Kazika, mało twórczości z najnowszych „dzieł”;
  • ciekawe aranżacje – świetna szybka część 1932 Berlin, moim zdaniem najlepszy na płycie W czarnej urnie (na Tacie się nie wyróżnia, tu jest genialny), zupełnie inna Arahja; Czytaj dalej Kult – MTV Unplugged

Kult – Hurra!

kult hurraKilka świetnych utworów w starym stylu, dynamicznych, od razu wpadających w ucho i kojarzących się z Kultem (Maria ma syna – przypomina klimatem Kastę Pianistów, Amnezja ze świetnym tekstem, trochę prostacka i naiwna Marysia, połamany i bardzo oryginalny Nie mamy szans) . Do tego kilka średniawek (My chcemy…, Skazani itp.) oraz kilka totalnych gniotów (Idiota…, Karinga – utwór wychwalany przez członków zespołu pod niebiosa, w sumie w Białej Księdze Kultu wszystkie nowe kawałki opisują jako świetne…). Tak oto przedstawia się nowe wydawnictwo mojej ulubionej polskiej kapeli. Jakby wyrzucić z 3-4 utwory, skrócić kilka innych to wyszedłby z tego całkiem ciekawy album. W obecnej formie jest z zdecydowanie za długo i zbyt monotonnie w drugiej części albumu, po 8-9 utworze człowiek jest już zmęczony i chętnie wrzuciłby coś innego, żywszego. Czytaj dalej Kult – Hurra!

Deftones – Diamond Eyes

deftones diamond eyesPrzed premierą albumu muzycy zapowiadali powrót do korzeni czyli granie w stylu Adrenaline i Around The Fur. Moim zdaniem Deftonesi słowa za bardzo nie dotrzymali. Co wcale nie oznacza, że album jest słaby. Diamond Eyes jest genialne. Bardziej od dwóch pierwszych albumów czuć tu Saturday Night.. i White Pony (chociaż elementy z debiutu i jego następcy też są wyczuwalne). Jedyny ból jest taki, że utworów mamy tu tylko 11 (przy czym reprezentują one taki poziom, że każdy z nich nadawałby się na singiel). Po lekko ponad 40 minutach zadajemy sobie pytanie „co to już koniec?”. W sumie poprzednie wydawnictwa były podobnej długości jeśli nie brać pod uwagę utworów instrumentalnych i innych udziwnień. Na Diamond Eyes takich kawałków nie spotkamy. Mamy tu samo „gęste”, którego świetnie się słucha. Czytaj dalej Deftones – Diamond Eyes