Archiwa tagu: thrash

Acid Drinkers – Rock Is Not Enough

acid drinkers rock is not enough„Rock to za mało – daj mie mietal” rzecze ekipa Acid Drinkers. Czy ta deklaracja przekłada się na zawartość krążka? Raczej nie bo Rock Is Not Enough w znaczący sposób nie odbiega od tego co zespół robił do tej pory. Krążek nie spotkał się z wielkim hurraoptymizmem i gorącym przyjęciem. Zarzucano mu miałkość, wtórność, jałowość. Czy słusznie? Raczej nie bo jak już napisałem – nie odbiega znacząco od tego co zespół robił wcześniej. Fakt faktem – nie jest to z pewnością szczytowe osiągnięcie ekipy Acidów ale w zasadzie niczego mu nie brakuje. Mamy tu mocarną petardę na otwarcie w postaci „E.E.G.O.O.”. Jednak prawdziwy pocisk znajduje się dopiero w dalszej części krążka. „When You Say to Me „Fuck You” Say It Louder” to takie połączenie TGV z buldożerem – z ekspresową prędkością niszczy wszystko na swej drodze. Mamy tu rasowe „slayerowe” tempo i bałaganiarskie solówki. Czytaj dalej Acid Drinkers – Rock Is Not Enough

Machine Head – Through The Ashes Of Empires

machine head through the ashes of empiresW grudniu 2003 roku ukazał się album dzięki któremu poznałem Machine Head. Z natury jestem bardzo skromną osobą ale jedno nie ulega wątpliwości – w przypadku muzyki mam „świetną intuicję co do złotych strzałów w ciemno”;) Jak w wielu innych przypadkach tak i tu spodobała mi się okładka. Taka mistyczna, tajemnicza, na swój sposób magiczna. Całe szczęście, że na MH trafiłem 10 a nie 12 lat temu bo wtedy, po kontakcie z Superchargerem, moja znajomość z zespołem szybko by się skończyła i pewnie po Through The Ashes Of Empires w ogóle bym nie sięgnął. Ale wyszło tak jak wyszło i dzięki temu moja przygoda z ekipą Flynna trwa do dziś. Nie zmienia to faktu, że Superchargera staram się omijać szerokim łukiem;) Wracamy do TTAOE. Bez wątpienia jest to materiał, który wgniata w fotel. Album zaczyna się i kończy w epicki sposób. Otwierający krążek „Imperium” poraża rozmachem Czytaj dalej Machine Head – Through The Ashes Of Empires

Megadeth – Endgame

megadeth endgameKariera Megadeth to swego rodzaju sinusoida tudzież inne matematyczne – wykresowe ustrojstwo. W każdym razie te prawie 30 lat na scenie to pasma wzlotów i upadków. Po 4 pierwszych typowo thrashowych płytach nastąpił etap kombinowania, zmiany brzmienia. Jedne eksperymenty wyszły zespołowi całkiem dobrze, inne zdecydowanie gorzej. Co by nie było – dla fanów stylu wyjściowego ekipy Megadeth był to ciężki okres. Zalążki zmian tego stanu można było odczuć w nowym milenium. Przełamanie nastąpiło w 2009 roku wraz z premierą Endgame – moim zdaniem najlepszego krążka od czasów Rust In Peace. Oczywiście każdy z albumów mieszczących się między nimi ma swoje plusy ale nie jest to zdecydowanie to co w ekipie rudego lubię najbardziej. A tu Endgame wywołuje uśmiech na twarzy już od pierwszych sekund. Czytaj dalej Megadeth – Endgame

Slayer – South Of Heaven

slayer south of heavenJeśli o jakiejkolwiek płycie Slayera można mówić w kontekście względnego spokoju i delikatności to zdecydowanie będzie to South Of Heaven – najlżejszy przedstawiciel „wielkiej trójcy” zespołu. Mój błąd przy jej poznawaniu polegał na tym, że nie poznawałem jej chronologicznie. Najpierw był Reign In Blood a następnie Seasons In The Abyss. I to nie SITA ale właśnie SOH jest dla mnie zgrabnym połączeniem dwóch pozostałych. Na początku wspomniałem o spokoju i delikatności – oczywiście nie brakuje tu dynamicznych petard. Na czoło stawki wysuwa się „Silent Scream” z bardzo życiowym tekstem, który przynajmniej mnie porusza o wiele bardziej niż n-ta opowieść o seryjnym mordercy czy innym psychopacie. Drugim pociskiem jest tu „Ghost Of War”, który rozpoczyna się od bardzo oryginalnego zabiegu: Czytaj dalej Slayer – South Of Heaven

Slayer – Christ Illusion

slayer christ illusionSlayer od zawsze był kontrowersyjny, od zawsze szokował. Ale w pewnym momencie dochodzimy do punktu, w którym ta cała otoczka przestaje spełniać założenia wyjściowe i bardziej śmieszy niż podnosi ciśnienie. Tak właśnie – chodzi o okładkę do Christ Illusion. Swego czasu narobiła niezłego zamieszania na świecie. W niektórych krajach w ogóle zakazano sprzedaży tego albumu. W innych natomiast sprzedawano go w opakowaniu zastępczym. Fakt faktem – osoby religijne to dzieło może szokować czy nawet obrażać. Mnie – człowieka o luźnym podejściu do tego tematu – to w ogóle nie rusza a jeśli już to wzbudza uśmiech politowania dla tej wykalkulowanej, taniej prowokacji ze strony zespołu. Przechodzimy do zawartości krążka. Tu już nie ma żadnych kontrowersji – po 3 innych albumach, które niespecjalnie lubię, wrócił stary, dobry Slayer. Czytaj dalej Slayer – Christ Illusion

Soulfly – Savages

soulfly savagesMax chyba nie lubi siedzieć bezproduktywnie w domu. Oprócz Soulfly’a „uwikłany” jest w kilka innych projektów. Do tego trzeba doliczyć trasy koncertowe itp. Wielkie więc było moje zdziwienie kiedy kilka miesięcy temu przeczytałem gdzieś, że jesienią można spodziewać się nowego wydawnictwa jego głównej formacji. Od czasów Conquer do nowych krążków zespołu podchodzę na starcie w miarę sceptycznie i z dystansem. Także i tym razem obyło się bez hurraoptymizmu i odliczania dni do premiery. Udostępnione w sieci utwory zapowiadające album jakoś mnie nie powaliły, wpuszczony do sieci stream również, podobnie było z pierwszymi odsłuchami własnego egzemplarza Savages. Po kilkunastu kolejnych album zdecydowanie zyskał w moich oczach. Nie jest to może dzieło, które wgniatałoby w fotel tak jak kilka poprzednich Czytaj dalej Soulfly – Savages

Annihilator – Feast

annihilator feastNigdy nie czułem zbytniej potrzeby do dogłębnego poznania dyskografii Annihilatora. Oczywiście kilkukrotnie słuchałem wszystkich krążków zespołu. Pierwsze na prawdę dają radę, dalej bywało już różnie i duża część z tych wydawnictw jest po prostu miałka (btw. jak można nazwać album Schizo Deluxe?:) W każdym razie gdy z jednego z serwisów muzycznych dowiedziałem się o nadchodzącej premierze Feast, tętno jakoś specjalnie mi nie podskoczyło. Zupełnie inaczej było w momencie gdy usłyszałem pierwszą zapowiedź krążka w postaci kawałka „Deadlock” otwierającego Feast. Utwór galopuje w niesamowitym tempie(takich obrotów nie powstydziłaby się nawet ekipa Overkill), Czytaj dalej Annihilator – Feast

Megadeth – Super Collider

megadeth super colliderMetallica kręci, błądzi, ostatnio pojawiły się informacje o tym, że nowego albumu nie należy się spodziewać przed 2015 roku. Anthrax zamiast prac nad nowym materiałem zdecydował się na EPkę z coverami. Slayer już nigdy nie będzie taki sam… Gary Holt jest bardziej skupiony na graniu z ekipą Kerry’ego Kinga niż na swoim macierzystym Exodusie. W tym samym czasie rudy ze swoją ekipą systematycznie – co 2 lata częstuje fanów nowym krążkiem Megadeth(swoją drogą – jak ten czas od Trzynastki szybko zleciał…). Podobną częstotliwość wydawniczą ze sceny amerykańskiej utrzymuje chyba tylko Overkill. Ale dziś swoje 5 minut ma Super Collider – album, którego zakup chciałem sobie odpuścić po przesłuchaniu utworu tytułowego zapowiadającego krążek. Ciężko nawet nazwać to przesłuchaniem. Mój kontakt z tym kawałkiem trwał jakieś 30 sekund. Czytaj dalej Megadeth – Super Collider

Acid Drinkers – Verses Of Steel

acid drinkers verses of steelKiedyś nie lubiłem tego albumu. Gdy zaczynałem zbieranie płyt Acidów to VOS miał być na samym końcu. Tak się złożyło, że trafiłem na niego w niskiej cenie przy okazji zakupu Fishdicka 2. Wylądował w mojej kolekcji ale na długo zagrzał miejsce na półce. Dopiero po kilku miesiącach dałem mu więcej szans. Dziś gości w odtwarzaczu zdecydowanie częściej. Nadal uważam, że nie jest to szczytowe osiągnięcie Acidów ale dostrzegam w VOS coraz więcej pozytywów i mocnych stron. Przykłady? Brzmienie: krążek przytłacza ciężarem, wgniata w fotel – jest moc:) A muzyka? Powala przede wszystkim początek: niesamowity „Fuel Of My Soul” z „rwanymi” gitarami, „In A Black Sail Wrapped” oraz „Swallow The Needle” ze świetnymi początkami no i „The Ark”. Wszystkie te kawałki (oprócz „Swallow…”) zagrane są na szybko, na bogato i z klasą. Czytaj dalej Acid Drinkers – Verses Of Steel

Cavalera Conspiracy – Blunt Force Trauma

cavalera conspiracy blunt force traumaOd jakiegoś czasu w sieciówce mającej planetę w nazwie oraz jej „konkurencji”, do której to nie mają wjazdu idioci, panuje taka nowa świecka tradycja koszykowa. Do owych koszyków trafiają płyty przecenione, w cenach mniej lub bardziej atrakcyjnych. Zazwyczaj trudno trafić tam na coś ciekawego czy bardziej znanego ale czasem zdarzają się wyjątki. A to człowiek się zdenerwuje bo ktoś trafi Absolute Dissent od Killing Joke za bodajże 9,99zł podczas gdy sam dałem za nią kilka tygodni wcześniej 49,99zł, a to innym razem samemu się coś fajnego upoluje. W ten oto sposób niedawno zostałem posiadaczem najnowszego dziecka Cavalera Conspiracy. Inflikted nie słyszałem zatem Blunt Force Trauma to mój pierwszy kontakt z tym projektem Maxa C. Płytka wylądowała w napędzie, płytka ruszyła i….. już po pierwszych kilku sekundach stwierdziłem – BFC to taki Omen 2 od Soulfly’a. Czytaj dalej Cavalera Conspiracy – Blunt Force Trauma