Archiwa tagu: metal

Testament – Dark Roots Of Earth

testament dark roots of earthNiby lubię Testament, mam w domu dyskografię tej kapeli (oprócz Demonic, którego nie lubię:). Ale przyznam się bez bicia, że z mojej całej thrashowej rodziny (do której należy jeszcze Big 4, Overkill, Exodus, Heathen i Kreator) to właśnie twórczość Chucka B. i jego ekipy znam najsłabiej. Niby ich każdy krążek ma na koncie kilkanaście/kilkadziesiąt odsłuchów ale nie mogę powiedzieć, że wszystkie utwory znam na pamięć, znacznej części nawet nie kojarzę po tytułach. Z jednej strony liczyłem na to, że Dark Roots Of Earth ten fakt odmieni. Z drugiej, znając życie, nie nastawiałem się jakoś specjalne. W tym czasie testamentowy balonik był pompowany niczym nasz rodzimy – siatkarski przed wyjazdem do Londynu. Czytaj dalej Testament – Dark Roots Of Earth

Godsmack – Awake

godsmack awakeWeekend ma to do siebie, że człowiek może się w końcu trochę poobijać. Podczas kanapowego popołudnia miałem ochotę na coś czego od baaaardzo dawna nie słuchałem. Coś ciężkiego ale jednocześnie łatwostrawnego. No i wpadł mi do głowy pewien krążek. Ale podczas jego poszukiwań trafi mi pod rękę Awake Godsmacka. Jak ja tego dawno nie słuchałem. Będzie już ładnych parę lat. Pamiętam jak jeszcze w liceum dorwałem ten album: była to miłość od pierwszego wejrzenia:) Coś na zasadzie: wow! Jak można grać tak ciężko a jednocześnie tak fajnie?! Jak się okazuje: można, podczas wieloletnich eksperymentów i poszukiwań wynalazłem wiele innych kapel, które robią to jeszcze lepiej ale do dziś Awake Godsmacka darzę ogromnym sentymentem. Czytaj dalej Godsmack – Awake

Black Sabbath – Paranoid

black sabbath paranoidRok 1970 był szczęśliwy dla fanów metalu. Dlaczego? A chociażby dlatego, że to właśnie wtedy ekipa Black Sabbath „popełniła” 2 filary tego gatunku. Najpierw był miażdżący debiut, kilka miesięcy później jego kontynuacja. Przez ten okres nie zmieniło się zbyt wiele, rewolucji nie było zatem Paranoid wybitnie od debiutu nie odbiega. Chociaż pojawiają się tu eksperymenty. Pierwszym z nich jest piękny „Planet Caravan”, który nie ma zbyt wiele wspólnego z gatunkiem, który muzycy serwowali nam do tej pory. Nie zmienia to faktu, że kawałek jest genialny, coverowała go m.in. Pantera. Drugi eksperyment to instrumentalny „Rat Salad” – ot taka zabawa na perkusji. Czytaj dalej Black Sabbath – Paranoid

Baroness – Yellow & Green

baroness yellow greenZ niecierpliwością czekałem na ten album. Można powiedzieć, że odliczałem dni do premiery spędzając samą końcówkę na aktywnym wypoczynku w Tatrach. Mój apetyt podsyciły 2 wypuszczone do sieci utwory: „Take My Bones Away” i „March To The Sea”. Człowiek wrócił z gór, patrzy… A tu stream Yellow & Green pojawił w internecie. Ale poczekałem i pierwsze przesłuchanie odbyło się dopiero z krążków. Na początek Yellow. Rozpoczyna się delikatnym, instrumentalnym wprowadzeniem. Później mamy 2 świetne, wcześniej wymienione utwory, znane sprzed premiery. Czuć tu klimaty poprzednich wydawnictw. Ale utwór nr 3 się kończy, zaczyna się track 4 i tu szok. Totalna zmiana klimatu. „Little Things” jest bardzo spokojny, piękny i jednocześnie cholernie smutny i przygnębiający. Czytaj dalej Baroness – Yellow & Green

Metallica – St. Anger

metallica st angerWiększość ludzi go nienawidzi, miesza z błotem, opluwa jadem, obrzuca gównem itp. A ja idę pod prąd i St. Anger bardzo lubię. Gdy człowiek odetnie się od myśli, że to Metallica, zespół, który nagrał klasyki thrashu, to od razu krążek lepiej wchodzi. Ciekawy jestem jak oceniliby płytę krytycy gdyby nagrała to inna kapela. Wracamy do tematu. St. Anger to ponad 75 minut czystego gniewu, agresji. Wszystko to podane jest na surowo, garażowo (ach ten Lars walący w śmietniki zamiast bębnów:). Album działa świetnie jako odmóżdżacz, mnie świetnie odstresowuje. Święty Gniew sunie niczym pociąg Intercity, królują tu głównie szybkie/bardzo szybkie tempa(np. „Frantic”, „Dirty Window”, ekspresowy „Purify”), czasem tylko zwalniamy na chwilę (np. „Some Kind Of Monster”). Czytaj dalej Metallica – St. Anger

Fear Factory – Obsolete

fear factory obsoleteAlbumem Demanufacture zespół postawił sobie poprzeczkę niesamowicie wysoko. Może nawet za wysoko bo przez 17 lat od premiery tego krążka nie udało im się nagrać niczego lepszego. Jest nawet problem ze znalezieniem czegoś równie dobrego. Moim zdaniem tylko Obsolete można porównywać z albumem z 1995 roku. Oba krążki bardzo lubię, Obsolete jest chyba tylko minimalnie gorszy od swojego poprzednika. Przez 4 lata dzielące te wydawnictwa nie nastąpiła jakaś znacząca rewolucja (FF nie zaczęli nagrywać techno;) i nadal mamy tu do czynienia z rasowym industrialem. Są jednak pewne różnice. Osobiście widzę to tak: na Obsolete nie ma takich muzycznych hardkorów jak „Flashpoint” czy „New Breed” Czytaj dalej Fear Factory – Obsolete

Mastodon – Crack The Skye

mastodon crack the skye7 utworów = 50 minut muzyki = najbardziej przekombinowany album w historii Mastodona. I niby wszystko jest ok. Całkiem fajnie się tego słucha, bez zmęczenia, dużo tu fajnych momentów. Ale krążek się kończy i człowiekowi nie pozostaje z niego w pamięci praktycznie nic. Tak jak w przypadku wcześniejszych wydawnictw (no i od biedy późniejszego The Huntera) już w czasie pierwszego przesłuchania coś wpadało w ucho, coś innego nie bardzo i ogólnie byłem w stanie mniej więcej zidentyfikować kawałki po tytułach tak po Crack The Skye nie miałem żadnych odczuć. Po kilkudziesięciu odsłuchach krążek ten nadal jest mi obojętny i mam problemy z rozpoznaniem niektórych utworów. Nie mówię, że album jest zły bo nie jest. Czytaj dalej Mastodon – Crack The Skye

Fear Factory – Demanufacture

fear factory demanufactureNie mogę sobie przypomnieć w jakich okolicznościach rozpoczęła się moja przygoda z FF, co mnie nakierowało na ten zespół. Jedno jest pewne: zacząłem od Demanufacture i album kojarzy mi się z graniem w GTA: San Andreas czyli wychodziłoby na to, że poznałem ich w okolicach 2005 roku. Pierwsze przesłuchanie było dla mnie szokiem – taka miłość od pierwszego wejrzenia. Do dziś darzę Demanufacture największym sentymentem i uważam, że to najlepszy krążek w dorobku FF. Uwielbiam stąd praktycznie wszystko: od lekkiego covera „Dog Day Sunrise” po hardcory typu „Flashpoint” czy „New Breed”. Już otwarcie albumu w postaci utworu tytułowego daje słuchaczowi solidnego kopa, którego co chwilę powtarza w dalszej części krążka. Czytaj dalej Fear Factory – Demanufacture

Kylesa – Spiral Shadow

kylesa spiral shadowPodczas gdy Mastodon i Baroness wyszły z cienia i stały się na swój sposób popularne (szczególnie Mastodon w ostatnich latach, Baroness już troszkę mniej), Kylesa nadal pozostaje „w cieniu” i jest w miarę niszowa. Co nie zmienia faktu, że dla chcącego nic trudnego – poszukiwacze z pewnością w końcu trafią na kapelę, która powstała w 2001 roku w Savannah – amerykańskim zagłębiu sludge’a. Kylesa ma na koncie 5 albumów. Moja przygoda z zespołem zaczęła się parę miesięcy temu – podczas grzebania w serwisie Sputnik Music Kylesa „wyskoczyła” mi w zespołach grających podobnie do Baroness. Posłuchałem kilku utworów na yt no i nie ma co ukrywać – wpadło w ucho. Od kilku dni jestem szczęśliwym posiadaczem ich najnowszego dziecka z 2010 roku – Spiral Shadow. Czytaj dalej Kylesa – Spiral Shadow

Soulfly – Dark Ages

soulfly dark agesWydając Prophecy Max przeniósł muzykę swojego zespołu na wyższy poziom. Na Dark Ages ta droga jest kontynuowana i mamy tu do czynienia z czymś o wiele bardziej ambitnym i ciekawszym niż miało to miejsce chociażby na soulfly’owej „trójce”. Krążek zaczyna się utworem tytułowym, który jest intrem płynnie przechodzącym w następny na płycie „Babylon” – kawałek bardzo chwytliwy (z tym swoim „on and on and on and on….”). Początek świetnie wprowadza słuchacza w to co znajduje się w dalszej części tego wydawnictwa. A mamy tu m.in. najbardziej wyróżniające się: „Carved Inside” (rzecz mega szybka, mająca w sobie to co w Soulfly’u najlepsze), „Arise Again” (sytuacja podobna jak w przypadku utworu wymienionego przed chwilą), Czytaj dalej Soulfly – Dark Ages