Niby lubię Testament, mam w domu dyskografię tej kapeli (oprócz Demonic, którego nie lubię:). Ale przyznam się bez bicia, że z mojej całej thrashowej rodziny (do której należy jeszcze Big 4, Overkill, Exodus, Heathen i Kreator) to właśnie twórczość Chucka B. i jego ekipy znam najsłabiej. Niby ich każdy krążek ma na koncie kilkanaście/kilkadziesiąt odsłuchów ale nie mogę powiedzieć, że wszystkie utwory znam na pamięć, znacznej części nawet nie kojarzę po tytułach. Z jednej strony liczyłem na to, że Dark Roots Of Earth ten fakt odmieni. Z drugiej, znając życie, nie nastawiałem się jakoś specjalne. W tym czasie testamentowy balonik był pompowany niczym nasz rodzimy – siatkarski przed wyjazdem do Londynu. Ci, którzy liczyli „na złoto” raczej się zawiedli, ja – człowiek bez wygórowanych oczekiwań nie czuję w sumie nic. Dark Roots Of Earth ani mnie nie rozczarował ani nie zachwycił. Co jest najfajniejsze w nowym wydawnictwie thrashowej legendy? Hmmmm. Okładka. Mroczna, bardzo ciekawa. A muzyka? Do tego tematu można podejść na 2 sposoby. Oceniać „na metalowo” lub „na thrashowo”. W pierwszej opcji krążek wypada nawet dobrze. W drugiej jest zdecydowanie gorzej (np. w porównaniu z 2 ostatnimi płytami Overkilla, Slayerem czy Exodusem). Nie ma sensu skupiać się na poszczególnych utworach, dla mnie na plus wyróżnia się ostatni na płycie „Last Stand For Independence” i mała ilość growlowania. A reszta? Nie jest zła, fajnie się tego słucha ale na koniec nic nie pozostaje w głowie. Drugie przesłuchanie… To samo. Kolejne i kolejne i kolejne tylko minimalnie poprawiają sytuację. Nie ma tu killera z prawdziwego zdarzenia, utworu, który kopałby po dupie(do tego miana kandyduje utwór ostatni ale do chociażby „Come And Get It” Overkilla nie ma startu). Jest niby „True American Hate” ale nie przekonuje mnie on w 100%, trochę nie rozumiem całego szumu wokół tego utworu. Jest natomiast na DROE kilka rzeczy, które mnie denerwują. Przykłady? Refren w „Native Blood” – rzecz rozjechana, nie trzyma się kupy. Niemiłosiernie ciągnie się „Cold Embrace” – ballada sama w sobie niezła ale ewidentnie za długa. I na koniec: brzmienie. Audiofilem nie jestem, nie mam „zboczonego” ucha ale w porównaniu z Electric Age Overkilla czy Exhibit B Exodusa coś tu nie gra. Szczególnie we wspomnianym wcześniej refrenie „Native Blood” gdzie to wszystko jest płaskie niczym sportsmenki z igrzysk olimpijskich. Te dwa krążki od konkurencji (i kupa innych) brzmią zdecydowanie potężniej, tutaj to kuleje. Żeby nie było: wcale nie uważam, że DROE to słabe wydawnictwo. Testament nagrał album poprawny, ale po takim zespole można się było spodziewać czegoś więcej, zwłaszcza po tych super/hiper/mega zapowiedziach. Dwa poprzednie krążki (z naciskiem na The Gathering) są zdecydowanie lepsze. Co ciekawe, słuchacze podzielili się na dwa skrajne obozy: wyznawców, którzy album wychwalają pod niebiosa i grupę rozczarowanych – mieszających płytę z błotem. Ja stoję gdzieś z boku, po środku z lekkim wskazaniem na tych drugich. A DROE raczej dołączy do kilku innych testamentowych wydawnictw, do których wybitnie często nie wracam. Szybki, agresywny, bardziej „thrashowy” thrash od konkurencji zdecydowanie lepiej mi podchodzi.
Moja ocena -> 7/10
To jak już się pewnie domyślasz, ja należę do tej pierwszej grupy. Co do killera to nowy Kreator też nie ma moim zdaniem jednego megaprzeboju, który jakoś specjalnie się wybija, ale nie zmienia to faktu, że „Phantom Antichrist” to świetna płyta.
No Phantom zdecydowanie bardziej mi podchodzi, jest jakby bardziej żywy i dynamiczny. Po przeczytaniu Twojej recenzji domyśliłem się w której jesteś grupie;) A nowy album Baroness masz już obadany?:)
Nie. Posłuchałem kilku kawałków na yt, ale na więcej nie miałem jeszcze czasu.
Ja natomiast mam zupełnie inną opinię. Moim zdaniem DARK ROOTS OF EARTH to kapitalny materiał. Porwał mnie bez reszty i odczułem tu też sporo ze starej szkoły. Czy jestem wyznawcą? Może, ale dobrze mi z tym :->. Krążek wymiótł. Warto dać mu więcej szans.
Oczywiście dałem mu kilka kolejnych szans. Nawet kilkanaście bo krążek leci u mnie dość często. Fajnie się go słucha ale brakuje mi „tego czegoś” czym aż kipi na albumach Overkilla. Tu tego nie widzę i to już raczej się nie zmieni. Ale przyznam szczerze, że na chwilę obecną DROE znam najlepiej z całej dyskografii grupy.
Zgodzę się, co do Overkill. Wszak Electric Age to rzeczywiście album z dobrym kopytem, ale ja go stawiam mniej więcej na równi z nowym dziełem Testament. To mimo wszystko dwa różne wymiary metalu, ale też chyba nadające ton thrash metalowi, bo jakoś młodzież nie może się przebić. Natomiast trochę gorzej oceniam wspominany wcześniej krążek Kreatora…
Overkill zasadził soczystego kopa kapelom thrashowym wydając Ironbound. W tym roku poprawił Electric Age’m. Ale faktycznie to zupełnie inne podejście do thrashu niż Testament. Blitz i spółka mogą teraz podać rękę ekipie Exodusa bo tworzą podobne klimaty (chociaż Holt z zespołem robią to bardziej brutalnie). Testament natomiast trudno porównać mi z czymś z tej thrashowej elity ostatnich lat. Ni to Meta, ni Megadeth, Slayer też nie, tym bardziej Anthrax, chyba zostaje Kreator. Chociaż im dłużej słucham Phantom Antichrista tym więcej rzeczy mnie tam denerwuje: za duży rozmach i pompa w kilku miejscach.
Stare składy trzymają się bardzo dobrze więc na razie młodzież jest niepotrzebna, strach pomyśleć co zostanie z gatunku po przejściu czołówki na emeryturę… (chociaż jak się patrzy na Blitza czy Holta to bardzo daleko im jeszcze do tego, wg ZUSu mogą piłować do 67lat;).
Dodałem Cię do moich RSSów, fajnie piszesz o krążkach, które lubię więc dodawaj systematycznie nowe wpisy – chętnie poczytam.
Dzięki. Ogarnę niebawem funkcje na wordpressie i odpłacę się podobnym. Podoba mi się taki sposób dyskusji o muzyce. Poza tym mam wrażenie, że fale, na których nadajemy są podobne. Stay metal.