Archiwa tagu: recenzja

Biohazard – Uncivilization

biohazard uncivilizationUncivilization to pierwszy krążek grupy nagrany w nowym milenium i jednocześnie „debiutancki” bo otwierający nowy etap w historii grupy. Różnice między typowym hardcore’owym New World Disorder a bardziej ekstremalnym Uncivilization są odczuwalne (i pogłębiają się jeszcze bardziej na kolejnym krążku). Jest to chyba pierwszy album Biohazarda, który zebrał tak skrajne oceny. Jedni się nim zachwycają, inni zarzucają, że np. za dużo tu gości itp. itd. Faktycznie – jest tu ich pełno. Ale czy to minus? Mi oni jakoś wybitnie nie przeszkadzają. No może oprócz ekipy z „Last Man Standing” ale tego utworu nie lubię w całości. Poza tym na krażku jest ciekawie. Momentami nawet bardzo. Czytaj dalej Biohazard – Uncivilization

A Perfect Circle – Thirteenth Step

perfect circle thirteenth stepDrugi album A Perfect Circle znacząco różni się od debiutu. Jest zdecydowanie spokojniejszy, bardziej subtelny, inny. Już po okładce widać, że będziemy mieli do czynienia z czymś różniącym się od Mer De Noms. Tu dominuje biel i jasne kolory, tam wszystko tonęło w mroku. Otwarcie też jest inne. Na debiucie zespół poczęstował nas przebojowym, chwytliwym numerem. Tu natomiast mamy trwający prawie 8 minut „The Package”. Świetny, niespokojny utwór mieszający lekkie z ciężkim. W ogóle się nie nudzi i bardzo szybko przelatuje. Otwarcie jednak nie zapowiada tego co będzie się działo za chwilę. Dwa kolejne utwory to geniusz w czystej postaci, mogę ich słuchać godzinami. Czytaj dalej A Perfect Circle – Thirteenth Step

A Perfect Circle – Mer De Noms

perfect circle mer de nomsNa początku był Tool. W okolicach 2002 roku zobaczyłem w TV teledysk do kawałka „Schizm” i tak się zaczęło. Kilka miesięcy później znałem już całą twórczość grupy. Po kilku latach było mi mało więc zacząłem szukać. Nie musiałem się zbytnio wysilać żeby trafić na A Perfect Circle – supergrupę w której za mikrofonem stał Maynard James Keenan. Twór ten powstał z inicjatywy Billy’ego Howerdela – technicznego m.in. Toola. Kupiłem w ciemno ich debiut(wtedy już kilkuletni), odpaliłem krążek i…. byłem zachwycony. Nie jest to to co prezentuje macierzysta kapela MJK – i dobrze! A Perfect Circle jest lżejszy, łatwiej przyswajalny ale równie ciekawy. Zamiast kilku długich kobył ledwie mieszczących się na cd mamy tu 12 w miarę krótkich utworów, Czytaj dalej A Perfect Circle – Mer De Noms

Soulfly – Prophecy

soulfly prophecyRok 2004, końcówka liceum – właśnie wtedy zaczęła się moja przygoda z Soulfly’em. Wcześniej kojarzyłem Sepulturę z kilku kawałków ale nowszy twór Maxa znałem tylko z nazwy. Przesłuchałem krążka i tu szok! Jak genialnie można połączyć bardzo dobre ciężkie granie ze spokojną muzyką świata. Do dziś darzę ten album olbrzymim sentymentem. Prophecy jest pierwszym w pełni poukładanym krążkiem zespołu. Wcześniejsze wydawnictwa mają dużo dobrych momentów ale nie brakuje tam też tych słabszych, zapychaczy z rapującymi „ziomkami” itp. Tu to wszystko prezentuje się o wiele lepiej – o klasę wyżej. Czytaj dalej Soulfly – Prophecy

Manic Street Preachers – Journal For Plague Lovers

manic street preachers journal for plague loversWczoraj szukając albumu, który opiszę jako następny, trafiłem na krążek, którego nie słuchałem już od bardzo dawna. Tak właśnie – chodzi o wydawnictwo ze zdjęcia:) Z Manic Street Preachers pierwszy raz zetknąłem się jeszcze w ubiegłym wieku. Słuchałem wtedy Szczecińskiej Listy Przebojów i tam w 1998 roku pojawił się ich utwór „If You Tolerate This Your Children Will Be Next”. Utwór fajny, zgrałem go nawet na kasetę. W ich twórczość się nie zagłębiałem a o samym utworze jakiś czas później zapomniałem. Moja przygoda z MSP się skończyła. Aż tu nagle okazało się, że w 2009 roku odbędzie się pierwsza (i niestety jedyna nad czym bardzo ubolewam do dziś…) edycja Szczecin Rock Festival a MSP będzie jedną z głównych gwiazd. Czytaj dalej Manic Street Preachers – Journal For Plague Lovers

Pearl Jam – Ten

pearl jam tenMożna dyskutować, który album grunge’owy jest najlepszy. Dla jednych będzie to Nevermind Nirvany, dla innych któryś z krążków Alice In Chains, Soundgarden albo innego Stone Temple Pilots:) Jedno jest pewne – żadna z tych kapel nie pozamiatała tak na starcie jak Pearl Jam (nie liczę tu „supergrup” Mad Season i Temple Of The Dog bo niestety to tylko jednorazowe projekty). Z ekipą Veddera jest podobna sytuacja jak z opisywanymi niedawno przeze mnie Exodusem i Kornem. Zespół zadebiutował najlepszym albumem w swojej dyskografii. Później też nagrywali bardzo dobre albumy (jak i słabsze) ale żaden z nich nie był tak równy i przebojowy jak Ten. Czytaj dalej Pearl Jam – Ten

Korn (1994)

kornJak już jesteśmy w temacie nu metalu, debiutów itp. to dziś jego druga odsłona. Gdyby zrobić plebiscyt na najważniejsze wydawnictwo w tym gatunku to pewnie zdania byłyby podzielone. Jedni wybraliby któryś z albumów Linkin Park, inni coś od P.O.D, Korna, Limp Bizkit, Godsmacka albo jeszcze innej kapeli. Kwestia gustu;) Moim murowanym faworytem w tej sytuacji byłby krążek ze zdjęcia. Można się z tym zgadzać lub nie, jedna rzecz jest pewna – ze wszystkich nu metalowych tworów Korn zadebiutował najlepiej. Z zespołem tym jest podobna sytuacja jak z niedawno opisywanym tu pierwszym krążkiem od Exodusa. Korn już na starcie wydał swoje szczytowe osiągnięcie, później pobłądzili, zaczęli eksperymentować itp. Czytaj dalej Korn (1994)

Limp Bizkit – Three Dollar Bill, Yall$

limp bizkit three dollar bill yallsDziś będzie „mniej ambitnie”. Pewnie każdy zetknął się na przełomie wieków z bardzo popularną falą nu metalu. Jedni nucili sobie pod nosem to co leciało w mediach, inni wkręcili się głębiej i poznawali całą twórczość coraz to nowszych kapel powstających jak grzyby po deszczu. Trochę wody w Odrze upłynęło od tamtych czasów, ogólny entuzjazm i uwielbienie dla gatunku posypały się jak grecka gospodarka. Jedni nadal w tym siedzą, inni przerzucili się m.in. na coś co jest bardziej „trendi”. Ogólnie raczej przyjmuje się, że nu metal był/jest obciachowy i nic by się nie stało jakby go nie było. Przyznam szczerze, że w liceum słuchało się Linkin Parka, P.O.D. i kilku innych wynalazków. Nigdy jakoś wybitnie mnie to nie kręciło, człowiek zdał maturę i opuszczając LO zostawił tam też ten gatunek. Czytaj dalej Limp Bizkit – Three Dollar Bill, Yall$

Exodus – Bonded By Blood

exodus bonded by bloodJakiś czas temu pisałem już o krążku Let There Be Blood >klik<, kilka tygodni temu dotarła do mnie w końcu jego wersja oryginalna czyli Bonded By Blood z 1985 roku. W internecie krąży wiele rankingów najlepszych płyt thrashowych wszech czasów. W większości z nich ten album się znajduje, zazwyczaj w ścisłej czołówce. Czasem na pierwszym miejscu, innym razem przegrywa z Reign In Blood Slayera lub innym krążkiem. To już kwestia gustu kto co bardziej lubi. Ja natomiast wiem jedno – Bonded By Blood to zdecydowanie najlepszy thrashowy debiut w historii. I tu pewnie zaczną się krzyki: ale jak to?! Spójrzmy prawdzie w oczy: taki np. Kill’em All od Mety to bardzo dobry krążek ale zespół w pełni rozwinął skrzydła dopiero później Czytaj dalej Exodus – Bonded By Blood

Kreator – Hordes Of Chaos

kreator hordes of chaosDo Kreatora miałem już kilka podejść ale jakoś nigdy nie mogłem się do końca przekonać do tego zespołu jak i ogólnie do niemieckiej sceny thrashowej. Ostatnio za namową Dirka z „konkurencyjnego” bloga Rockomotive spróbowałem jeszcze raz. Tym razem nie chronologicznie tylko od samego końca czyli (jeszcze przez chwilę) ich najnowszego krążka Hordes Of Chaos z 2009 roku. Na początek kawałek tytułowy – niby fajny, wszystko jest na swoim miejscu ale bez wielkiej rewelacji i nie ma tu niczego co zatrzęsło by sceną thrashową. No ale utwór się kończy i po nim następuje „War Curse” – tu już jest duża moc. Niespokojne wprowadzenie, „rwany” riff, szybkie tempo, agresja. Świetna rzecz. Taka „slayerowata” zarówno muzycznie jak i wokalnie. No i tak w dalszej części wygląda ten album. Czytaj dalej Kreator – Hordes Of Chaos