Archiwa tagu: grunge

Nirvana – Nevermind

nirvana nevermindDziś na tablicy będzie Nevermind – rzecz dla niektórych święta: jeden z najlepszych albumów w ogóle, w muzyce gitarowej, w grunge’u, w latach 90tych, w Stanach itp. itd. Nie dla mnie. Fakt faktem – mamy tu do czynienia z bardzo dobrym materiałem, którego dobrze się słucha ale wg mnie najbardziej znane wydawnictwo Nirvany jest jednocześnie jednym z najbardziej przecenianych w historii muzyki. W samym gatunku od ręki można wymienić co najmniej 5 lepszych albumów. Nie trzeba nawet patrzeć na gatunek – Cobain z ekipą w swoim dorobku mają pozycję lepszą – In Utero. No ale o gustach podobno się nie dyskutuje zatem przechodzimy do tego co na Nevermind jest zawarte. Pierwsze co rzuca się w oczy to bardzo ciekawa okładka, docenili ją „specjaliści” czyli faktycznie coś w tym być musi;) Czytaj dalej Nirvana – Nevermind

Pearl Jam

pearl jamPearl Jamowe awokado spotkało się raczej z mieszanym/średnimi ocenami fanów jak i krytyki. Faktycznie – z jednej strony – nie jest to ich szczytowe osiągnięcie, album na miarę Ten. Z drugiej – jest to zdecydowanie ich najbardziej wyrazisty i żywiołowy krążek wydany w tym millenium. Brzmieniem zawstydza Binaural, pod każdym względem bije na głowę przeciętny Riot Act i jest bardziej niegrzeczny i energiczny niż Backspacer. Momentami Vedder z ekipą brzmi tutaj nie jak pan po 40tce tylko jak młodzieniec pełen agresji i gniewu na otaczający go świat. Przykłady? Już na starcie: „Life Wasted”, momentami „World Wide Suicide”, w całości najmocniejszy na płycie „Comatose”. Mocny start, nie? Później album troszkę zwalnia(z przerwą na niezłego buta w „Big Wave”) ale nie do poziomu niektórych „smutów” z Backspacera. Czytaj dalej Pearl Jam

Alice In Chains – Facelift

alice in chains faceliftDebiut AIC – Facelift ma jedną zasadniczą wadę w postaci 4 pierwszych utworów. Zapytacie: ale że jak to niby? Otóż „We Die Young”, „Man In The Box”, „Sea Of Sorrow” i „Bleed And Freak” są tak cholernie dobre, tak wysoko zawieszają poprzeczkę, że reszta (mimo tego, że też co najmniej dobra) nie jest w stanie jej dorównać. Z filarów gatunku chyba tylko Pearl Jam na swoim debiucie ma więcej genialnych utworów. A co z pozostałymi 8 kawałkami?. Są… Jedne lepsze, drugie troszkę mniej. Z całości najbardziej wybija się „I Know Somethin” z bardzo fajnym początkiem, trochę to wszystko przypomina mi Aerosmith, ogólnie -fajnie buja. Ciekawie prezentuje się wolniejszy „It Ain’t Like That”, „Real Thing” oraz trochę szybszy i żywszy „Put You Down”. Pozostałe tracki reprezentują klimaty spokojniejsze i zasadniczo żadnen z nich nie wybija się w żadną stronę. Czytaj dalej Alice In Chains – Facelift

Nirvana – MTV Unplugged In New York

nirvana mtv unplugged in new yorkOstatnio było o Alicji bez prądu. Idziemy za ciosem – dziś drugi przedstawiciel gatunku. Pierwszy rzut oka na tracklistę i tu lekki szok: 6 z 14 utworów ma jakieś zupełnie nieznane tytuły. Tak jak Alicja była „anty” i podczas koncertu nie było coverów tak Nirvana odbiła w kierunku przeciwnym i mamy tu 3 utwory od Meat Puppets i po jednym od The Vaselines, Davida Bowiego i Leadbelly. Są to rzeczy bardzo dobre, chyba nawet najlepsze na tym wydawnictwie. Przyglądamy się trackliście w dalszym ciągu… Czegoś tu brakuje…. Nie ma „Smells Like Teen Spirit”?! Pewnie wiele osób oburza ten fakt – mnie nie. Ich największy hit (swoją drogą mają kilka o wiele lepszych:) pasowałby tu jak świni siodło. Koncert jest zagrany na spokojnie, kameralnie, nie ma tu raczej miejsca na większe kopyto. Czytaj dalej Nirvana – MTV Unplugged In New York

Alice In Chains – MTV Unplugged

alice in chains mtv unpluggedZ założenia koncerty bez prądu opierają się na przearanżowaniu swoich utworów, odegraniu kilku coverów i zaproszeniu gości. Alicja miała bardzo głęboko te reguły. Nie ma tu gości, coverów. Tym bardziej nie ma mowy o jakichś egzotycznych instrumentach typu lira korbowa, kobza czy krowi dzwonek. Praktycznie wszystko zostało tu odegrane w tej samej formie jaka występuje w wersjach studyjnych (tylko na akustykach;). Dodatkowym ułatwieniem dla kapeli był dobór repertuaru. 8 z 13 utworów to rzeczy „studyjnie” spokojne. No i właśnie m.in. za to na Alicji wieszano psy. A to, że odwalili pańszczyznę, że poszli na łatwiznę i ogólnie jedna wielka lipa. A mi się właśnie to bardzo podoba. Czytaj dalej Alice In Chains – MTV Unplugged

Alice In Chains

alice in chainsKiedyś, na fali fascynacji Dirtem, nie lubiłem tego krążka. Zasadniczo to go nienawidziłem, praktycznie dla mnie nie istniał, Dirtowi do pięt nie dorastał. Kupiłem go tylko dlatego, że zamawiałem kilkanaście innych płyt i akurat było jeszcze miejsce w paczce, no i cena była atrakcyjna (coś około 2$). Moja opinia co do tego wydawnictwa zmieniła się diametralnie kilka lat temu kiedy to w końcu chciałem poznać jak brzmią utwory z Unplugged w wersji studyjnej. Odpaliłem raz, drugi… Muszę przyznać, że zdecydowanie nie była to miłość od pierwszego wejrzenia. Album dość drastycznie różni się od tego co Alicja prezentowała wcześniej. Klimatów znanych z Dirt tu nie znajdziemy, nie ma tu tego ciężaru, tych gitar, tego specyficznego klimatu. Czytaj dalej Alice In Chains

Soundgarden – Superunknown

soundgarden superunknownWczoraj szukając w swojej kolekcji pewnej płytki natrafiłem na Superunknown. Od razu odpuściłem sobie dalsze poszukiwania i dzieło Cornella i spółki wylądowało szybko w odtwarzaczu. Jak ja dawno nie słuchałem tego krążka. Chyba było to moje debiutanckie przesłuchanie w tym roku. A to już ponad połowa kartek z kalendarza wyrwana. Ale to właśnie w takiej formie – raz na jakiś czas – Superunknown smakuje najlepiej. Chociaż nie ukrywam, że trochę przesadziłem i następny odsłuch będzie o wiele szybciej. Sposób w jaki poznałem Soundgarden nie jest jakoś wybitnie oryginalny i odkrywczy – w latach 90tych na MTV i innych środkach przekazu leciał pewien bardzo znany utwór z tego krążka. Spodobał mi się i zapamiętałem nazwę zespołu i kawałka. Czytaj dalej Soundgarden – Superunknown

Pearl Jam – Ten

pearl jam tenMożna dyskutować, który album grunge’owy jest najlepszy. Dla jednych będzie to Nevermind Nirvany, dla innych któryś z krążków Alice In Chains, Soundgarden albo innego Stone Temple Pilots:) Jedno jest pewne – żadna z tych kapel nie pozamiatała tak na starcie jak Pearl Jam (nie liczę tu „supergrup” Mad Season i Temple Of The Dog bo niestety to tylko jednorazowe projekty). Z ekipą Veddera jest podobna sytuacja jak z opisywanymi niedawno przeze mnie Exodusem i Kornem. Zespół zadebiutował najlepszym albumem w swojej dyskografii. Później też nagrywali bardzo dobre albumy (jak i słabsze) ale żaden z nich nie był tak równy i przebojowy jak Ten. Czytaj dalej Pearl Jam – Ten

Alice In Chains – Sap

alice in chains sapDruga EPka zespołu (a w sumie pierwsza rasowa bo We Die Young to taki niby singiel) jest jeszcze krótsza od swojej genialnej następczyni – Jar Of Flies. Tu 20 minut z minimalnym hakiem podzielono na 4 a właściwie 5 utworów bo ostatni jest ukryty i nie ma go w spisie. Jak dla mnie mogłoby go w ogóle nie być bo psuje ogólną atmosferę tego wydawnictwa. Hidden track zwany „Love Song” to nagrana zabawa muzyków, która z muzyką zasadniczo nie ma wiele wspólnego. Cztery wcześniejsze utwory budują całkiem przyjemną atmosferę, którą ukryty kawałek kopie już na starcie z buta. No ale na szczęście nikt nie każe nam go słuchać. A pozostałe utwory są na prawdę przyjemne. Dwa pierwsze znane są fanom zespołu z zagranego kilka lat później koncertu bez prądu. „Brother” i „Got Me Wrong” w wersji studyjnej i unplugged są do siebie podobne. Czytaj dalej Alice In Chains – Sap

Pearl Jam – Vitalogy

pearl jam vitalogyNiby nie jest to debiut ani Vs. ale spośród wszystkich krążków PJ to właśnie do Vitalogy wracam najczęściej. Jest to najbardziej specyficzna pozycja w dyskografii grupy. Pod każdym względem. Pierwsze co rzuca się w oczy to oprawa graficzna. Vitalogy stylizowane jest na starą książkę o zdrowiu i życiu. Z zewnątrz mamy imitację skórzanej oprawy(w tekturze) ze złotymi tłoczeniami a w środku m.in. stare zdjęcia, teksty Veddera, reprodukcje z książki Ruddicka itp itd. Niby nic wielkiego ale to jednak coś zupełnie innego niż zwykłe wydania plastikowe czy nawet digipaki. Trochę płyt w swojej kolekcji mam i ta jest zdecydowanie najfajniej wydana. A jak przedstawia się sprawa muzyki? Czytaj dalej Pearl Jam – Vitalogy