Hey swoim występem bez prądu zawiesił poprzeczkę na baaardzo wysokim poziomie. Myślałem, że już nic mnie nie zaskoczy. Zwłaszcza, że dobrych kapel nadających się do tego typu przedsięwzięć nie mamy na pęczki. A jednak. Kult dał radę. Nawet bardzo. Koncert jest genialny. A żeby nie było, że jestem gołosłowny to proszę bardzo moje argumenty:
- świetny dobór repertuaru – dużo utworów, których na koncertach raczej nie grają czyli np. Umarł mój wróg, Berlin, Mędracy, kawałki z Taty Kazika, mało twórczości z najnowszych „dzieł”;
- ciekawe aranżacje – świetna szybka część 1932 Berlin, moim zdaniem najlepszy na płycie W czarnej urnie (na Tacie się nie wyróżnia, tu jest genialny), zupełnie inna Arahja;
- goście – Kazik z ekipą nie poszli na łatwiznę i nie zaprosili „oczywistych” gości typu Kasi Nosowskiej czy innego Grabaża. Chcieli wypromować swoich znajomych i fajnie im to wyszło. Dr. Yry świetnie pasuje do twórczości taty Kazika. Zacier wybrał utwór niezbyt wymagający, pewnie na karaoke po pijaku niektórzy lepiej go śpiewają ale na pewno nie mają na sobie takiego ubioru, balonów i garnka na głowie:). Tomek Kłaptosz też dał radę chociaż utwór miał strasznie jałowy (obok beznadziejnego Szantowego najgorszy na płycie);
- czas trwania koncertu – na kilku koncertach Kultu byłem, nigdy się nie zawiodłem, ekipa pańszczyzny nie odstawia, zawsze można liczyć na ponad 2 godziny muzyki. Mamy tutaj bisy, chyba wcześniej w koncertach Unplugged się to nie zdarzyło.
A co mnie boli? Tak jak już pisałem wcześniej – beznadziejny Szantowy i słabe Bliskie spotkania. Po kilkunastu przesłuchaniach gadki Kazika między utworami zna się już na pamięć. Tak jak na początku można je potraktować jako ciekawostkę tak później robią się zwyczajnie nudne. A wystarczyło troszkę inaczej podzielić ścieżki na cd i komentarze dawać po utworze, wtedy tylko szybki przerzut na następny kawałek i byłby spokój. A tak żeby dostać się do „W czarnej urnie” trzeba przemaglować ponad minutę gadania. Co jeszcze? Zespół na początku jest trochę spięty – wg. mnie na wysokie obroty wchodzą po Yrym, który robił sobie jaja i rozluźnił atmosferę. Wielka szkoda, że w wersji cd+dvd nie ma Gwiazdy szeryfa i Balu kreślarzy (jest tylko w wersji gołego dvd). Z jednej strony wielkiej rewelacji z tymi utworami nie było ale z drugiej jak już płacę za koncert to chciałbym go sobie obejrzeć/posłuchać w całości tak jak było a nie pociętego z opcją ściągnięcia sobie tych 2 utworów ze strony pewnego producenta telefonów – sponsora występu. Na koniec jeszcze kilka słów o dvd. Tak jak Hey grał na zwykłej, regularnej scenie tak tutaj mamy zupełnie coś innego. Widownia po obu stronach, blisko zespołu, aż chciałoby się tam być i zobaczyć na żywo dziurę w koszulce Kazika:) Podsumowując: tak jak zespół nie ma weny i nie potrafi od dłuższego czasu nagrać równego albumu na wysokim poziomie tak koncerty od kilkunastu lat gra niezmiennie świetne (czy to z prądem czy też bez).
Moja ocena -> 9/10
Myśle, że dobór repertuaru nie był przypadkowy – starali się z każdej płyty wziąść przynajmniej po jednym kawałku. W końcu to wydawnictwo miało być podsumowaniem całej dotychczasowej działalności zespołu, a nie tylko najnowszych „dzieł” 😛 Poza tym zgadzam się – świetny koncert.