Po wydaniu genialnego In Absentia ekipa Wilsona mogła pójść za ciosem mając już sprawdzoną formułę. Mogli też podjąć się wytyczenia nowych szlaków i właśnie tak stało się w przypadku Deadwing. Czy to przecieranie można uznać za udane? Kwestia gustu;) Dla mnie Deadwing to przede wszystkim „Arriving Somewhere But Not Here” i „Start Of Something Beatiful”. Oba rozbudowane, wielowątkowe, pełne smaczków, piękne. W przypadku tego pierwszego nie odstrasza nawet czas trwania – ponad 12 minut ani cięższy fragment w środku (zapowiedź tego co nadejdzie na kolejnym krążku i częściowy ukłon w stronę Opeth?). Drugi – zdecydowanie krótszy – zniewala niesamowitym pianinem w drugiej połowie utworu. Z rzeczy „kobylastych” mamy tu jeszcze otwierający całość utwór tytułowy ocierający się o 10 minut. Nie powala on tak ja wymieniona wyżej dwójka ale również prezentuje wysoki poziom i ma intrygującą, lekko szaloną solówkę. Czytaj dalej Porcupine Tree – Deadwing
Archiwa tagu: porcupine tree
Porcupine Tree – In Absentia
Przez wielu In Absentia uważana jest za najlepszy krążek w dyskografii zespołu. Dla mnie to po prostu jedna z wielu ich genialnych płyt. Już na samym początku muzycy dają nam solidnego kopa w postaci „Blackest Eyes” – krótkie wprowadzenie i rozpoczyna się utwór właściwy, pomieszanie cięższych gitar z ogólną lekkością, kawałek jest niesamowicie nośny, przebojowy. A dalej jest jeszcze lepiej bo nr 2 to „Trains” – jeden z ich najlepszych spokojnych utworów. Dosłownie cudo. A zaraz po nim kolejny przejaw geniuszu w postaci „Lips Of Ashes” – niesamowita rzecz od pierwszej do ostatniej sekundy (z naciskiem na te początkowe;). Nie umiem opisać słowami klimatu tutaj występującego – tego koniecznie trzeba posłuchać samemu. Czytaj dalej Porcupine Tree – In Absentia
Porcupine Tree – Fear Of A Blank Planet
Wczoraj w serwisie PopMatters ukazał się ranking 10 najlepszych płyt progresywnych tego milenium. Nie żeby mnie to zestawienie jakoś specjalnie poruszyło czy nakręciło: kilku kapel nie znam, inne kojarzę z nazwy, w swojej kolekcji posiadam stamtąd tylko 2 płytki: 10,000 Days Toola oraz zwycięzcę rankingu, bohatera dzisiejszej recenzji – album widoczny na zdjęciu po lewej. Lubię brzmienia progresywne ale nie mogę się uważać za speca od tych klimatów. Na półce mam dyskografię Pink Floydów, z rzeczy nowszych kojarzę praktycznie tylko okolice różnych tworów Stevena Wilsona także trudno mi ocenić czy Fear Of A Blank Planet faktyczne zasługuje na przyznany mu tytuł. Nie zmienia to faktu, że wydawnictwo to jest wybitne, genialne i wyróżnia się na tle tego co świat muzyczny prezentuje nam w ostatnich latach. Czytaj dalej Porcupine Tree – Fear Of A Blank Planet
Porcupine Tree – The Incident
Z Porcupine Tree pierwszy raz zetknąłem się na łamach Teraz Rocka. The Incident był płytą miesiąca. Przeczytałem recenzję, zainteresowała mnie koncepcja albumu, kilka tygodni później zobaczyłem Incydent w jednej z „sieciówek” (która to niby nie jest dla idiotów). Był gdzieś wysoko w TOP 20, wziąłem w ciemno i się nie zawiodłem. Album zagościł na dłużej w moim odtwarzaczu, piłowałem go dość intensywnie – świetnie się go słucha. Teraz, gdy już wszystkie long play’e Porcupine Tree leżą u mnie na półce muszę przyznać, że stworzyli oni lepsze i ciekawsze dzieła. Co nie zmienia faktu, że Incydent jest bardzo dobrym wydawnictwem. Ogólnie Steven Wilson ma wielki dar do tworzenia ciekawej muzyki. Wydaje hurtowo płyty pod różnymi szyldami (Porcupine Tree, No-Man, Blackfield, solo) i żadne nie schodzą poniżej pewnego (wysokiego) poziomu. Czytaj dalej Porcupine Tree – The Incident