Przez wielu In Absentia uważana jest za najlepszy krążek w dyskografii zespołu. Dla mnie to po prostu jedna z wielu ich genialnych płyt. Już na samym początku muzycy dają nam solidnego kopa w postaci „Blackest Eyes” – krótkie wprowadzenie i rozpoczyna się utwór właściwy, pomieszanie cięższych gitar z ogólną lekkością, kawałek jest niesamowicie nośny, przebojowy. A dalej jest jeszcze lepiej bo nr 2 to „Trains” – jeden z ich najlepszych spokojnych utworów. Dosłownie cudo. A zaraz po nim kolejny przejaw geniuszu w postaci „Lips Of Ashes” – niesamowita rzecz od pierwszej do ostatniej sekundy (z naciskiem na te początkowe;). Nie umiem opisać słowami klimatu tutaj występującego – tego koniecznie trzeba posłuchać samemu. No i tak mógłbym dalej chwalić praktycznie każdy kolejny utwór. Świetny jest przebojowy „The Sound Of Muzak”. Bardzo fajnie brzmią cięższe momenty płyty: „Strip The Soul” ze świetną połamaną gitarą oraz przetworzonym głosem Wilsona w refrenie oraz „The Creator Has A Mastertape” – to już w ogóle jest szaleństwo: szybkość, dynamika, ciężar pokręconych gitar, specyficznie zmodyfikowany wokal. Dla mnie – fana cięższych brzmień – jest to jeden z najciekawszych momentów płyty. Z gitarowym wariactwem mamy jeszcze do czynienia w „Wedding Nails”. Po spokojnej pierwszej części, lekkim ciężarem atakuje nas też tajemniczy „Gravity Eyelids”. Reszta utworów to granie z innej beczki. Taki np. „Collapse The Light Into Earth” to pratycznie tylko pianino i Wilson. Na podobnej zasadzie oparty jest też”Heart Attack In A Layby”. Żywsze i bardziej optymistyczne dźwięki prezentuje „Prodigal”. Całość uzupełnia bardzo klimatyczny „.3”. A teraz czas na gwóźdź programu. W domu mam własną kopię In Absentia w wersji CD. Jakiś czas temu miałem przyjemność posłuchać sobie tego albumu w wersji rasowego DVD-A. Wcześniej miałem do czynienia z różnymi albumami w wersjach rozbitych na 5.1, z DTSem lub bez i innymi bajerami. Ale zazwyczaj opierało się to na rozbiciu ścieżki na 5 i tyle. Tu jest zupełnie inaczej, Wilson postarał się i album brzmi nieziemsko(całość zajmuje coś w okolicach 7-8GB a filmików tu nie ma), słuchanie tego wydawnictwa w takiej opcji to zupełnie inne doznanie chociaż raczej do sporadycznej powtórki. Żeby w pełni zachwycać się wszystkimi „wisienkami na torcie” trzeba siedzieć na fotelu i być skupionym tylko na słuchaniu zatem do codziennego „spożycia” bardziej nadaje się zwykła wersja CD. Także dla siebie samego DVD-A raczej bym nie kupił. Mam 2 wcześniejsze albumy w digipakach z tymi wersjami jako bonus – też brzmią niesamowicie i są świetnie przygotowane ale gościły u mnie w kinie domowym chyba z max. 5 razy podczas gdy Pianocraft systematycznie odtwarza wersje CD. Na chwilę obecną traktuję takie DVD-A jako bardzo atrakcyjną ciekawostkę i w sumie szkoda, że od In Absentia wersje te występują osobno:)
Moja ocena -> 9/10
uważam iż twoja ocena tej płyty jest ciut za niska
wahałem się między 9 a 10 ale jednak z tej nowszej twórczości (od czasów Stupid Dream) najbardziej doceniam Fear Of A Blank Planet. In Absentia jest z całą resztą ciut niżej – tak akurat między 9 a 10:)