Ciężkie jest życie tego fana Red Fang, który rozpoczął swoją przygodę od pochodzącego z 2008 roku albumu debiutanckiego. Znaczna jego część mogła ukształtować dalsze oczekiwania wobec zespołu, których wesoła ekipa z Portland w okresie późniejszym nie spełniła.
„Prehistoric Dog”, „Reverse Thunder” i „Night Destroyer” były niesamowicie nośne, przebojowe i porywały od pierwszego przesłuchania nie tylko fanów gatunku ale też i przeciętnych słuchaczy. Do powyższej trójki dołączał „Humans Remain Human Remains”, który przytłaczał ciężarem i walcowatym charakterem. W tym momencie każdy fan grania ze stajni „stoner” mógł się czuć jak w siódmym niebie.
Niestety po debiucie Red Fang nigdy już tak nie grał. Dwa kolejne albumy przynosiły słuchaczowi dużo dobrej muzyki ale pozbawionej tej iskry, którą miał np. „Prehistoric Dog” czy „Reverse Thunder”.
„Only Ghosts” w żaden sposób tego nie zmienia. I ten fakt był największym powodem rozczarowania, które towarzyszyło mi w czasie słuchania albumowych zapowiedzi oraz finalnego efektu prac muzyków. „Only Ghosts” to bezpośrednia kontynuacja „Murder The Mountains” i „Whales And Leeches”. Gorsza czy lepsza? Trudno stwierdzić mając ciągle w głowie świetne dźwięki z debiutu.
Nowy album dołączył do wcześniejszego duetu, który traktuję jako albumy dobre ale nie pozbawione wad. Na nowym krążku znajdziemy utwory chwytliwe i żywiołowe jak np. wypuszczone przed premierą „Flies”, „Shadows” i „Not For You”.
Pod przebojowe momenty podciągnąć możemy też np. „Cut It Short” czy całkiem ciekawy „The Deep”. Niestety nie udało się uniknąć potknięć i mielizn. „Living In Lye” w pewnym momencie rozjeżdża się i zwyczajnie zaczyna ciągnąć w taki sposób, że słuchacz przesuwa wzrokiem wskazówki zegara w oczekiwaniu na rozpoczęcie kolejnego utworu. Większości z pozostałych utworów słucha się przyjemnie ale po zakończeniu albumu nie za wiele zostaje w głowie. Pod pozytywy można podciągnąć „The Smell Of The Sound”, który w drugiej części na prawdę intryguje. I to by było na tyle.
W efekcie tego „Only Ghosts” jawi się jako album nierówny i skierowany raczej do fanów zespołu. Jeśli zatem lubiłeś „Murder The Mountains” i „Whales And Leeches” to nowe wydawnictwo możesz kupować w ciemno. Jeśli natomiast twórczości Red Fang wcześniej nie znałeś to przygodę z zespołem zacznij od poprzednich albumów bo „Only Ghosts” raczej nie jest krążkiem, który przysporzy grupie nowych fanów.
W moim osobistym rankingu to płyta wpadła do kategorii rozczarowania, Oczekiwania były duże, podgrzewane przez sam zespół który przed premierą wypuszczał dobre single. Szkoda że po premierze okazało się że te single to wszystko co mają na tym albumie do zaoferowania. Reszta jest tak boleśnie nijaka że przebrnięcie przez ten album stanowi nie lada wyczyn 🙂
Nie no – aż tak źle nie jest;) Ale faktycznie mało w głowie zostaje. Po napisaniu tego tekstu przesłuchałem „Only Ghosts” jeszcze parę razy, głównie w czasie jazdy samochodem. W tej konwencji jako tło sprawdził się dobrze. Ale żeby tylko usiąść i słuchać to już gorzej. Chociaż fajne momenty są. Za n-tym przesłuchaniem wciągnął mnie „The Smell Of The Sound”.