W wywiadach udzielanych w czasie tworzenia nowego albumu członkowie zespołu zapewniali, że będzie to materiał na miarę „The Gathering”: rzecz mocna, thrashowa i wyrywająca z butów podobnie jak krążek z 1999 roku.
Z drugiej strony w sieci pojawiały się przebąkiwania o tym, że nagrania się przedłużają, wydawca ciśnie a wolny czas jest tylko gdzieś pomiędzy kolejnymi koncertami. Słaby prognostyk, nie? Na szczęście utwory, które pojawiły się w sieci jeszcze przed premierą: tytułowy oraz „Stronghold” dawały nadzieję (ba! podkręcały oczekiwania!), że może być na prawdę dobrze. A jak wyszło?
Nie ma co ukrywać, że porównywanie „Brotherhood Of The Snake” do „The Gathering” jest co najmniej lekkim nadużyciem. Z drugiej strony – informacje o presji, goniących terminach itp. członkowie zespołu mogli zachować dla siebie bo są nie na miejscu i wydają się być usprawiedliwieniem. Tylko w zasadzie czego? Pisania „na kolanie” w ogóle tu nie czuć a sam „Brotherhood Of The Snake” na pewno Testamentowi wstydu nie przynosi. „The Gathering” to z pewnością nie jest ale wszystkie składniki poumieszczane są na właściwym miejscu.
Nowy album ekipy z Kalifornii to rzecz zdecydowanie prostsza od chociażby „Dark Roots Of The Earth”. Nie znajdziemy tu ballad, zbędnego rozbudowania i kombinowania. „Brotherhood Of The Snake” to w głównej mierze czysty, soczysty, rasowy thrash. Wspomniane wcześniej dwie albumowe zapowiedzi to utwory szybkie, ciężkie, typowo testamentowe. Ze swoją dynamiką z pewnością świetnie sprawdzą się na koncertach a gdyby zrobić zestawienie najciekawszych utworów nagranych przez zespół w tym stuleciu to byłyby one brane pod uwagę jako jedne z pierwszych.
Pod ten sam klimat podciągnąć możemy jeszcze świetny „Centuries Of Suffering” i trochę słabszy „Canna-Business”. Ciekawie wypadają wolniejsze „The Pale King” i „Black Jack”. Dużo dobrych fragmentów odnajdziemy bez problemu w „The Number Game” i najbardziej rozbudowanym w zestawieniu „Neptune’s Spear”.
„Brotherhood Of The Snake” z pewnością nie jest najmocniejszą pozycją w dyskografii zespołu. Nie jest to również album nowatorski ani przełomowy. Bardziej można by go nazwać asekuranckim bo wszystko to już kiedyś słyszeliśmy. Ale w zasadzie jego jedyną dużą wadę wygenerował sam zespół przedpremierowymi wypowiedziami;) Mogliśmy oczekiwać „opus magnum” Testamentu a otrzymaliśmy „tylko” bardzo dobry album – najlepszy nagrany przez zespół w tym tysiącleciu.
„Brotherhood Of The Snake” słucha się świetnie, 45 minut mija bardzo szybko i po tych 3 kwadransach ma się ochotę ponownie wcisnąć play. Fani starej szkoły thrashu czyli grania prostego, ciężkiego i szybkiego z pewnością będą wniebowzięci. Zwłaszcza, że Chuck Billy wrócił do momentów growlowanych, których na poprzednim krążku brakowało. A jak wiadomo po albumie „Demonic” – akurat ten wokalista growlować umie;)
„Brotherhood Of The Snake” thrashowym albumem roku? Raczej nie. Ale do TOP5 łapie się z pewnością i mogę założyć się o flaszkę, że spokojnie będzie bił na głowę „Hardwired…” Mety;)
Dorzucę drugą flaszkę, że Mete pobije 😀
Zobaczymy, bo dwa zapowiedziane nowe kawałki Mety były bardzo fajne i rokują dobrze nowemu albumowi.
Pierwszy całkiem spoko chociaż ktoś go spuentował idealnie cytatem z „Sound Of Muzak” Porcupine Tree:
„The music of rebellion
Makes you wanna rage
But it’s made by millionaires
Who are nearly twice your age”.
Drugiego utworu nie byłem w stanie do końca przesłuchać. Ale nie powiem – na nowy album czekam i pewnie w dniu premiery kupię (zwłaszcza że ma być w rozsądnej cenie <50zł) 😉
Bardzo fajna recenzja albumu pojawiła się na BangerTV w wykonaniu Sama Dunna. Zwrócił uwagę, że rzeczywiście wiele fragmentów jest nie-thrashowych, ale kto by się przejmował konwenansami. Na pewno jest bardziej wierny thrashowym brzmieniom niż Hardwired 😉 Co nie zmienia faktu, że krążek Metallicy też mi wszedł bardzo dobrze (zwłaszcza tytułowy Hardwired i Spit out the bone). Na nowym krążku Testamentu parę fragmentów jest dość zabawnych, ale ogólnie trzyma klimat i jest to bez wątpienia album na poziomie 🙂