Overkill – White Devil Armory

overkill white devil armoryFajnie jest być fanem Overkill. Zespół z zegarmistrzowską precyzją co 2 lata (z niewielkimi odstępstwami;) częstuje nas nowymi wydawnictwami. I to nie byle jakimi! Wydany w 2010 roku Ironbound przez wielu uznawany jest za „thrashtersztyk”, podobnie z resztą jak The Electric Age nagrany 2 lata później. Krążki te mogłyby posłużyć jako wzorzec thrashu XXI wieku: jest szybko, ciężko, nowocześnie ale jednocześnie czuć tę nutkę klimatu sprzed lat. Dwoma poprzednimi albumami Overkill zawiesił sobie poprzeczkę cholernie wysoko. W zasadzie nie ma się co dziwić osobom, które obawiały się nowego materiału. Sam z resztą do nich należałem. Po takiej fali wznoszącej musiało w końcu kiedyś nadejść potknięcie, jakiś błąd w sztuce, wypadek przy pracy. Sorry… Nie tym razem!!! White Devil Armory jest kolejnym dowodem na to, że na chwilę obecną Overkill jest najlepiej trzymającą się ekipą ze starej szkoły thrashu. Chociaż przyznam szczerze, że pierwsze przesłuchanie nie zapowiadało niczego dobrego. Ale wcześniej pojawiła się albumowa zapowiedź w postaci „Armorist” – tu również wielkiego szału nie było. Ale już jest;) I ta fala entuzjazmu przeniosła się z zapowiedzi na cały White Devil Armory. W wywiadach zespół wspominał, że nowy krążek będzie wypadkową dwóch poprzednich. I tak właśnie jest. WDA to hybryda Ironbound i The Electric Age. Zatem przełomu nie ma się co spodziewać. I przy pierwszych kilku przesłuchaniach właśnie ta wtórność mi najbardziej przeszkadzała. Ale do cholery! W tym gatunku chyba nie da się już odkryć Ameryki zatem po co szukać dziury w całym? Zwłaszcza, że materiał zawarty na WDA kopie po dupie i jest nieziemsko równy. I to również można uznać zarówno za zaletę jak i wadę;) Zaleta? Nie widzę tu ani jednej zbędnej sekundy. No może poza intro, bez którego album również bardzo dobrze by sobie poradził. Wada? Na poprzednich 2 albumach było kilka perełek, które jasno świeciły i wyróżniały się na tle całości. Tutaj tak mocno tego nie czuć. Za to cały materiał jest zdecydowanie bardziej równy no i oczywiście mimo tej równości mam swoich faworytów. Zalicza się do nich galopujący, bardzo szybki „PIG”, utrzymany w podobnym tempie „Where There’s Smoke” i najdłuższy na płycie, połamany „Freedom Rings”. Singlowemu „Armorist” też niczego nie brakuje i z płyty jakoś lepiej „wchodzi” niż z zapowiedzi. Fajnie prezentuje się zamykający całość „In The Name”. I tak można by wymienić również resztę utworów. Ktoś może obrzucić WDA błotem, obsmarować i skrytykować za wtórność, odcinanie kuponów itp. Fakt faktem – czuć to bez dwóch zdań ale mi osobiście w żadnym stopniu to nie przeszkadza i takie ich wydawnictwa mogę bez najmniejszego „ale” wciągać co 2 lata (chociaż nie gwarantuję, że za 2-3 krążki nie nastąpi przesyt;). Na White Devil Armory jest wszystko czego fan thrashu może oczekiwać. Mi niczego więcej do thrashowego szczęścia nie trzeba.

Moja ocena -> 9/10

Jedna myśl nt. „Overkill – White Devil Armory”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *