Marka Knopflera można lubić lub nie, jednak trzeba przyznać, że jest bardzo konsekwentny w tym, co robi. Od ponad 20 lat jego twórczość jest niezwykle spójna. Każda z jego płyt to nie lada gratka dla fanów. Nie inaczej jest i tym razem. „Down The Road Wherever” to bezpośrednia kontynuacja poprzednich wydawnictw i rzecz, która u fanów Knopflera wywoła wiele radości i zapewni mile spędzone chwile. Jest to również materiał, który z pewnością nie przekona do artysty tych, których nie udało się przekonać do tej pory.
Nowy album, w zależności od wersji, to od 14 do 16 premierowych utworów. Jest to duża liczba, podobnie jak czas ich trwania: w pierwszym wariancie przekraczający 71 minut, w drugim 78. Dla przeciętnego słuchacza będzie to zdecydowanie za wiele, jednak dla fanów Marka to prawdziwa uczta.
„Down The Road Wherever” w świetny sposób rozpoczyna „Trapper Man”: utwór, jak na Knopflera, bardzo energiczny, żywy i przebojowy. W okrojonej wersji mógłby bez problemu pojawić się w mediach, jednak 6 minut to niestety za dużo w przypadku radiowych standardów. Szkoda, bo w „Trapper Man” praktycznie wszystko się zgadza: od bogatej i ciekawej warstwy muzycznej, po tekst i refren szybko wpadający w ucho.
Żywy i dynamiczny klimat utrzymuje drugi w kolejności „Back On The Dance Floor”. Balladowo robi się w kolejnym „Nobody’s Child”. W bardziej energiczne rejony powracamy już w bluesującym „Just A Boy Away From Home” i „Good On You Son”. I tak wygląda praktycznie cały „Down The Road Wherever”: zlepiony z fragmentów, które doskonale już znamy i słyszeliśmy je wielokrotnie. Ale co z tego, skoro fragmenty te nadal są piękne i sprawiają wiele frajdy przy słuchaniu?
Uśmiech na twarzy pojawia się, gdy do gry we wspomnianym „Good On You Son” wkracza saksofon. Dęciaki w zdecydowanie większej ilości pojawiają się w „Nobody Does That”. Kameralny, recitalowy klimat przynosi „Slow Learner”. Po drugiej stronie barykady stoi bardzo nośny, wręcz taneczny „Heavy Up”. Jednym z mocniejszych fragmentów albumu jest kolejny przedstawiciel klimatów bluesowych – „Rear View Mirror”, który znalazł się tu tylko w wersji deluxe.
Po końcowych dźwiękach albumu zdajemy sobie sprawę z tego, że „Down The Road Whatever” nie jest w żaden sposób odkrywczy ani innowacyjny. Ale chyba nie tego oczekujemy od artysty, występującego na światowych scenach od ponad 40 lat? Ja sam od Knopflera oczekuję udanej kontynuacji stylu, który wypracował na przestrzeni wielu lat. Po raz kolejny się nie zawiodłem. Jeśli Mark utrzyma obecną formę, to z wielką chęcią będę słuchał jego przyszłych albumów. „Down The Road Whatever” sprawdzi się świetnie jako towarzysz i poprawiacz humoru na długie, jesienne wieczory.
Wszystko pięknie, ale żeby nie wspomnieć o prawdziwej perełce: One Song at a Time?