Intronaut to jedno z moich nowszych odkryć ze świata sludge i post metalu. Ich najnowszy krążek, czyli właśnie Habitual Levitations, jest w mojej kolekcji już dość długo ale bardzo dużo czasu zajęło mi jego rozgryzienie. Dziś – kiedy to już (chyba) wiem co autorzy mieli na myśli – mogę bez żadnych wątpliwości powiedzieć, że to jeden z najbardziej intrygujących albumów tego roku. Ekipa Intronaut żyje chyba we własnym świecie, oderwanym od rzeczywistości, hermetycznym ale jednocześnie magicznym i porywającym. I właśnie taki klimat muzycy uwiecznili na tym wydawnictwie. Słuchając go człowiek faktycznie zaczyna nałogowo lewitować. Trzeba jednak poświęcić te 51:17 tylko i wyłącznie temu krążkowi. Słuchanie go w tle również może dostarczyć wielu doznań ale człowiekowi ulatują i umykają niektóre smaczki. A tych jest tu pełno. Praktycznie każdy utwór to wielowątkowa, rozbudowana historia opisana mnóstwem dźwięków. W fotel wgniata już otwierający album „Killing Birds With Stones”, w którym to skoncentrowane jest tyle emocji i muzycznych pejzaży, że można by nimi spokojnie obdzielić kilka utworów. A to co zaczyna się dziać gdy zegar przekroczy 5:36 to już istna magia. Zespół stworzył prawie 2,5 minuty czegoś niesamowitego i pięknego. Nie lubię tego określenia ale żadne inne nie przychodzi mi do głowy. A tego fragmentu mogę słuchać wielokrotnie. „The Welding” z kolei od początku raczy słuchacza lekko drażniącym, powtarzającym się dźwiękiem, później następuje zwolnienie po którym redukujemy bieg i dodajemy gazu do dechy aby poddać się szaleństwu jazdy bez trzymanki. Niesamowita sprawa. „Steps”, głównie przez wokale, kojarzy mi się ze średniowieczem, jakimś klasztorem ukrytym za grubymi murami. „Milk Leg” raczy słuchaczy mnóstwem gitarowych wywijasów i kombinacji, do tego dochodzi bardzo fajnie wyodrębniony bas w spokojnej części utworu. „Eventual” przenosi nas z kolei do innej galaktyki, w podróż kosmiczną po nieograniczonej przestrzeni dźwięków. Odrobinę wyciszenia w całej tej podróży zafundowanej słuchaczowi przez Nałogowe Lewitacje przynosi bardzo stonowany „Blood From A Stone”. Ale to tylko chwilowy oddech bo na zakończenie dostajemy kosmicznego kolegę „Eventual” czyli „The Way Down” – utwór wyciągnięty z innej czasoprzestrzeni. Trochę drażni mnie dowcip umieszczony przez muzyków na koniec tego utworu ale jest to sama końcówka, którą spokojnie można wyłączyć;) Ale żeby nie było tak kolorowo to postaram się znaleźć w tym albumie jakieś wady. Widzę jedną małą – „Harmonomicon” wydaje się być zrobiony trochę na siłę i sztucznie przedłużany. Nie jest to zły utwór ale odstaje od świetnej całości. Habitual Levitations to zdecydowanie dzieło nietuzinkowe, które koniecznie trzeba dogłębnie poznać. Jeden odsłuch z pewnością nie odsłoni wszystkich zalet tego krążka.
Moja ocena -> 8/10