Studyjny debiut Toola jest chyba ich najbardziej normalnym rockowo-metalowym dziełem. Stylistycznie trochę odstaje od reszty ich dotychczasowych wydawnictw. Co nie znaczy, że jest zły. Jest świetny od pierwszej do ostatniej sekundy. No może przesadziłem z tą ostatnią sekundą bo „Disgustipated” mi nie podchodzi. Zdecydowanie wolę „Third Eye” z ich następnego albumu. Reszta utworów broni się wyśmienicie. Praktycznie w każdym z nich Maynard udowadnia, że nie jest jakimś tam przeciętnym wokalistą z ulicy. Potrafi zaśpiewać spokojnie jak i wydrzeć się kiedy trzeba. Muzycznie też jest bardzo dobrze. W większości utwory nie są połamane czy pokombinowane tak jak te z kolejnych wydawnictw. Chyba tylko „Flood” można by podciągnąć pod np. Aenimę. Kawałek jest świetny, ma niesamowite, mroczne intro, które (nie wiem czemu) kojarzy mi się z jakimś drapieżnym ptakiem lecącym w zwolnionym tempie nisko nad mokradłami w szary, deszczowy, jesienny dzień. Nie ma co się rozpisywać nad muzyką – tego trzeba posłuchać. Undertow jest jednym z najciekawszych albumów lat 90-tych. I na koniec: w wypadku Toola od początku warto zwrócić uwagę na ich bardzo ciekawe, pokręcone i zarazem chore teledyski (w tym wypadku „Prison Sex” i „Sober”) reżyserowane przez gitarzystę zespołu – Adama Jonesa. Taka miła odskocznia od wszechobecnych w dzisiejszych teledyskach lasek w bikini kręcących tyłkami i bling-bling manów:)
Moja ocena -> 9/10