Dość szybko Mark Lanegan doszedł do wniosku, że jego ambicje muzyczne sięgają zdecydowanie dalej niż twórczość tworzona z macierzystą formacją – Screaming Trees. I bardzo dobrze. Dzięki temu przez ponad 20 lat solowej twórczości Lanegana w ręce fanów wpadło kilka na prawdę bardzo dobrych krążków głównie z kategorii rock/blues/alternatywa. Zaliczyć do nich z pewnością można debiutancki album czyli właśnie The Winding Sheet. Już od pierwszych dźwięków otwierającego album „Mockinbird” słychać, że jest to zdecydowanie coś więcej niż grunge, którego w czystej postaci trzeba by chyba z lupą szukać;) Przez utwór, oprócz „normalnego sprzętu”, przewija się gitara akustyczna oraz pianino(w małych ilościach). Drugi na track liście – „Museum” to już totalnie inna bajka. Mamy tu do czynienia z typowo akustycznym graniem: skromnym w formie ale bardzo bogatym w treści. Utwór ten jest raczej minimalistyczny ale ma w sobie coś intrygującego, hipnotyzującego. Niesamowicie wpada w ucho. W podobnym klimacie utrzymane są jeszcze „Wildflowers”, „Woe” oraz „I Love You Little Girl”. Złego słowa nie można o tej trójce powiedzieć. Zasadniczo z całej trzynastki znajdującej się na krążku tylko „Juarez” odstaje na minus i jest tutaj całkowicie niepotrzebny(na tle na prawdę ambitnego krążka wypada po prostu prostacko i tyle;). To tyle w temacie wad – resztę „wciągam” bez żadnych zarzutów. Bardzo fajnie wypada „Down In The Dark”, który jest najbardziej zbliżony do stylu prezentowanego przez Screaming Trees(i spokojnie można by go wcisnąć na któryś z krążków grupy). Lanegan na debiucie sięgnął po utwór tradycyjny – „Where Did You Sleep Last Night” – ten sam, który kilka lat później pojawił się na MTV Unplugged Nirvany. Na tym „zbiegi okoliczności” się nie kończą. W utworze na gitarze elektrycznej oraz wokalnie udziela się sam Cobain a dodatkowo na basie Krist Novoselic. Kurta usłyszeć możemy jeszcze we wspomnianym trochę wyżej „Down In The Dark”. Ale to nie koniec gości i przeglądu instrumentów. W nieziemsko chwytliwym „Undertow” oraz snującym się „Eyes Of A Child” usłyszeć możemy skrzypce. Bardzo szybko w ucho wpada(i nie chce go opuścić) jeszcze „Ten Feet Tall”. Przechodzimy do gwoździa programu czyli utworu tytułowego. Podczas słuchania „The Winding Sheet” zawsze towarzyszy mi bardzo dziwne uczucie. Twórczość Lanegana poznałem dopiero na przestrzeni ostatnich kilku lat ale tutaj mam wrażenie jak gdyby utwór ten towarzyszył mi praktycznie od zawsze, odkąd pamiętam. Nad tym kawałkiem unosi się jakaś magiczna aura. Mimo długości (5:30) i specyfiki ma się ochotę do niego wracać i wracać i wracać…. Niesamowita sprawa, nawet ciężko to opisać słowami – koniecznie posłuchajcie i oceńcie sami.
Mark Lanegan już na swoim debiutanckim solowym wydawnictwie dał znać, że to nie będzie jednorazowy wybryk tylko początek dłuższej, niesamowicie interesującej muzycznej przygody, która trwa od 1990 roku do dziś i nic nie zapowiada żeby w najbliższym czasie coś w tej sprawie miało się zmienić. I całe szczęście!
Moja ocena -> 9/10
Zacny dobór recenzowanych płyt! U mnie Lanegan czeka w kolejce do odsłuchania. Zawsze go lubiłem i ceniłem.