Issues to chyba najbardziej oryginalny i nietypowy album Korna. I nie chodzi tu o samą muzykę tylko o całą resztę:) Najpierw zespół ogłosił konkurs na okładkę dla tego wydawnictwa. Trzeba przyznać, że podium przedstawia się na prawdę świetnie. Następnie premiera pierwszego singla odbyła się w serialu South Park. Dalej było już normalnie chyba, że o czymś nie wiem. Po złagodzeniu brzmienia i wydaniu przebojowego Follow The Leader zespół wrócił w cięższe rejony. Issues jest najbardziej specyficznym albumem w dorobku Korna. Unosi się nad nim gęsta, przytłaczająca atmosfera. Przed chwilą wspomniałem o przebojowości – tej tutaj też nie brakuje. Trzy single z krążka: „Falling Away From Me”, „Make Me Bad” oraz „Somebody Someone” to rzeczy niesamowicie nośne ale jednak skierowane do węższego grona niż np. o wiele lżejszy i łatwiej wpadający w ucho „Freak On The Leash” z poprzedniego albumu. Co nie zmienia faktu, że w 2000 roku cała trójka rześko hulała sobie w mediach a pierwszy stał się nawet dużym przebojem (drugi natomiast miał bardzo interesujący teledysk;). W tym samym roku zainteresowałem się Kornem. Na wyjeździe integracyjnym w liceum kolega katował na okrągło ten album. Wcześniej znałem single no i z ciekawości pożyczyłem krążek. Jak widać sentyment pozostał do dziś. Issues ma na prawdę kilka genialnych momentów. Single to jedne z najlepszych utworów Korna w ogóle ale koronę bez dwóch zdań nosi tu „Trash” – świetny muzycznie z lekko wstrząsającym tekstem. Bardzo wysoki poziom prezentują też „Beg For Me”, „No Way” oraz obłąkany „Hey Daddy”. Niczego złego nie można też powiedzieć o albumowym buldożerze – „Wake Up”. Issues to 16 utworów, 5 z nich to przerywniki muzyczne. Niektóre z nich: świetne intro „Dead”, schizofreniczne „4 U”, „It’s Gonna Go Away” i „Am I Going Crazy?” fajnie uzupełniają album i są jakby wprowadzeniami do kolejnych utworów. „Wish You Could Be Me” natomiast działa mi na nerwy i zazwyczaj go przełączam. Tak jak „Let’s Get This Party Started”. Oba utwory mają w sobie coś co mnie odpycha i drażni. Z resztą tak nie mam. Nawet zamykające płytę nieco słabsze „Counting” i „Dirty” są na tyle ciekawe, że jest na czym ucho zawiesić. Dla wielu fanów Issues jest szczytowym osiągnięciem Korna. Moim zdaniem dużo w tym przesady. Album z pewnością łapie się do czołówki ale chociażby debiutu i swojego poprzednika poziomem nie przeskakuje. Swoją drogą obstawiam, że część z tych fanów to ludzie, którzy przygodę z zespołem zaczęli właśnie od Issues, nosili czarne koszulki z nadrukowanym miśkiem z okładki i krążek ten wybrali z sentymentu;)
Moja ocena -> 8/10
hej,
podobają mi twoje subiektywno-sentymentalne recenzje – umieszczanie poszczególnych albumów w czasie – powiązania z wydarzeniami i osobami.
też jestem rocznik 85′ więc chronologicznie sprawa wygląda podobnie 🙂
chciałem zaznaczyć, że należę do grupy fanów, którzy przygodę z Kornem nie zaczynali od Issues ale właśnie ten album darzą największym szacunkiem.
w moim przypadku pierwszym albumem, był FTL.
początek 7 klasy, rok 1998 (zaraz po wydaniu albumu), wtedy zobaczyłem po raz pierwszy teledysk do Freak on a Leash.
do tej pory mam płytę, którą mi wypalił kumpel, z wydrukowaną okładką samoróbką. działa bez zarzutu.
nie wchodząc w kwestię gustu, bo nie ma dwóch takich samych, Issues cenię za klimat, opary obłąkania, które unoszą się nad płytą, tajemnicę. smaczki. dopracowanie.
jest to płyta bardziej intymna niż np. FTL. FTL można było wziąć na imprezę w liceum, żeby postraszyć koleżanki i powalić pogo przy Dead Bodies Everywhere.
Issues to, jak dla mnie płyta do słuchania w samotności w domu. ma w sobie dużo przestrzeni. pozwala odetchnąć poprzez, jak to określiłeś „przerywniki muzyczne”. pewnie wiesz, choć nie wspomniałeś o tym w recenzji, że kawałek „Am I Going Crazy?” słuchany od tyłu brzmi tak samo:)
w przeciwieństwie do ciebie „Counting” uważam za jeden z lepszych numerów – uwielbiam początkowy riff.
Dzięki! Każda płyta to dla mnie jakaś część życia, związane z tym wspomnienia itp. Przez ten pryzmat staram się te krążki przedstawiać i oceniać. Suchych – technicznych recenzji mamy w internecie na pęczki więc po co tworzyć kolejne?:) Chociaż nowe krążki niestety zazwyczaj opisywane są technicznie bo sentymentalnie mógłbym o nich wspominać dopiero za X lat;)
„4 U” jest utworem, który został zadedykowany fanom przez Davisa. Tak ku uściśnieniu. 😉
A tak poza tym to przeczytałam kilka Twoich recenzji – podoba mi się Twój styl pisania. Oby tak dalej.