Exodus – Blood In Blood Out

exodus blood in blood outPrzyznam szczerze, że dawno z taką niecierpliwością nie czekałem na żaden premierowy krążek tak jak na nowego Exodusa.  W zasadzie tuż po poznaniu Exhibit B chciałem więcej. Parę lat już od tego momentu minęło zatem trochę się naczekałem. Po drodze zdążyło mi się zapalić parę awaryjnych światełek. Pierwsze: śmierć Jeffa Hannemana z zeszłym roku i wciągnięcie Gary’ego Holta w szeregi Slayera. W tym momencie myślałem, że na coś nowego od Exodusa poczekamy przez następne 3-4 lata. Drugie: rozstanie z Robem Dukesem w połowie tego roku i pojednanie z „Zetro” Souzą. Oczywiście do Steve’a nic nie mam, 10 lat temu na Tempo Of The Damned wypadł świetnie. Nie zmienia to faktu, że na mikrofonie zdecydowanie wolę Dukesa – scenicznego demona, który śpiewa zdecydowanie mocniej i na dłuższą metę mniej drażniąco. Trzecie: zapowiedź albumu w postaci „Salt The Wound”. Holt wraz z ekipą zapowiadali ultra szybki krążek, urywający dupę i miażdżący wszystko na swej drodze, dodatkowo miało to być najlepsze wydawnictwo w ich dotychczasowej karierze. Szkoda tylko, że sam kawałek jest totalnym zaprzeczeniem ich słów. Ni to szybkie, ni miażdżące, dupy również nie urywa. Chociaż nie można powiedzieć, że to zły utwór. Spokojnie można by go wrzucić na Tempo Of The Damned. Ale w TOP5 na pewno by się tam nie znalazł. Jak już jesteśmy w temacie albumu sprzed 10 lat – Blood In Blood Out brzmieniowo nawiązuje właśnie do niego. Zetro brzmi praktycznie tak samo, gitary (świetny bas!) i perkusja również. Wszystko jest zdecydowanie bardziej wygładzone i delikatniejsze niż na obu Exhibitach. Żółte światełka przygasły trochę w momencie wypuszczenia na światło dzienne drugiego albumowego zapowiadacza – utworu tytułowego. Tu już wszystko się zgadza: jest dynamika – szaleńcze tempo;), ciężar, agresja – forma z najlepszych kawałków z TOTD plus do tego świetne zespołowe chórki. Takich petard jest na krążku więcej. Exodus częstuje nas jedną z nich już na otwarciu. „Black 13” pędzi niczym Yamaha R1 po autostradzie. Trochę niepotrzebny jest tu elektroniczny wstęp wygenerowany przez gościa zwącego się Dan The Automator. Chociaż ta elektronika płynnie przechodzi w całkiem fajny riff zatem w ostateczności może być. Na BIBO mamy więcej gości. We wspomnianym na samym początku „Salt The Wound” swoją solówką obdarza Kirk Hammett. Prawda jest taka, że akurat w kwestii gitar Exodus nigdy nie miał problemów także na dobrą sprawę mógł te solo zachować na nową płytę Mety (oh wait…..;). W „BTK” natomiast udziela się Chuck Billy z Testamentu tylko jakoś go tam mało, z początku z lupą trzeba szukać. Sam utwór natomiast nie porywa zatem sprawa wygląda podobnie jak z Hammettem. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Na Blood In Blood Out znajdziemy kilka świetnych utworów: te które wychwalałem już wyżej plus m.in. „Body Harvest”, „Collateral Damage”, „Wrapped In The Arms Of Rage” czy też „Food For The Worms” – to jest dopiero potwór. Do tego dochodzi kilka innych solidnych utworów (i odstające od reszty „Numb” i „My Last Nerve” ciągnący się niemiłosiernie niczym guma do żucia, która przykleiła nam się do podeszwy w gorący dzień). Każdy z nich to rasowy Exodus jaki kojarzymy z okolic Tempo Of The Damned. I tu pojawia się problem. Po zapowiedziach muzyków można było oczekiwać albumu przynajmniej na tym samym poziomie. Wydaje mi się, że tak się jednak nie stało. Duże grono fanów, w tym ja, będzie miało jeszcze jeden problem – brzmieniowo-Dukesowy. Bardzo lubię TOTD ale zdecydowanie bardziej wolę wydawnictwa z czasów Roba. Są one potężniejsze brzmieniowo, wokal również bardziej mi odpowiada. Całość brzmi destrukcyjnie, miażdżąco i totalnie. Tu tego nie ma. Poziom materiału też jest troszkę inny. Obu Exhibitów słuchałem ze zdecydowanie większym zainteresowaniem, mimo że B był o jakieś 10 minut dłuższy od najnowszego materiału a A porównywalny. Na BIBO są momenty, w których chciałoby się żeby utwór już się skończył i przeskoczył na następny. Pierwszy raz od dawna nie mam ochoty na więcej tylko bardziej na poucinanie niektórych fragmentów. No i jeszcze raz wspomnę – brakuje mi Dukesa. Wiem, że miał on niewielki wpływ na całość bo to Holt jest główną siłą napędową Exo ale jednak… Blood In Blood Out w żadnym wypadku nie jest słabym albumem – zespół nadal bije na głowę większość thrashowej sceny ale po 2 poprzednich krążkach i buńczucznych zapowiedziach czekałem na coś więcej – coś na zasadzie: chciałem się napić piwa ale dostałem już upite i lekko wygazowane. Obstawiam, że za kilkanaście odsłuchów zdanie lekko zmienię i ustawię BIBO obok krążków z Dukesem. Na razie jednak wolę katować się totalnymi Exhibitami.

Moja ocena -> 7/10

4 myśli nt. „Exodus – Blood In Blood Out”

  1. Oceniłabym wyżej, ale może dlatego, że ta płyta była dla mnie pierwszym zetknięciem z zespołem. Muszę zabrać się za starsze krążki, aby zrozumieć lekkie rozczarowanie autora. Pozdrawiam!

    1. Ja przygodę z Exodusem rozpocząłem od albumów z Dukesem na wokalu i to one stanowią dla mnie punkt odniesienia (chociaż nie powinny;). Po kilkunastu odsłuchaniach i odcięciu od przeszłości teraz dałbym 8/10.

  2. Exodus od Tempo of the Damned nie nagrał słabej płyty i z tego należy się cieszyć. A recenzenci lekko kręcą nosami , trochę się dziwię . Odsłuchałem nową płytę i cieszę się , że wreszcie mogę posłuchać nowego dzieła Exodusu .

    1. Też się cieszę ale nie zmienia to faktu, że kilka rzeczy bym stąd wywalił;) Na pierwszy rzut „Numb”. „BTK” też rewelacji nie robi, podobnie „Salt The Wound”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *