Przez ponad ćwierć wieku istnienia ekipa Acid Drinkers przyzwyczaiła słuchaczy do tego, że przy każdym nowym krążku można „spodziewać się niespodziewanego”. W zasadzie jest to wróżenie z fusów: raz trafi się czysty thrash lat 80tych, innym razem coś bardziej rockowego, klasyczny metal, album z coverami lub coś potężnego – nowoczesnego. Kwasożłopy do perfekcji opanowały sztukę „obsługi” swoich instrumentów zatem wcale nie zdziwię się jak kiedyś od AD dostaniemy płytkę country – dowód na to, że mogliby dostaliśmy jakiś czas temu;) Po 2 mocniejszych i bardziej nowoczesnych albumów przyszedł czas na zmianę. 25 Cents For A Riff to wydawnictwo zdecydowanie inne. W zasadzie rasowych thrashowców mamy tu tylko dwa – ale za to jakie! „God Hampered His Life” daje ostro do pieca i świetnie sprawdzi się na koncertach. Do tego Jankiel na wokalu przypominający Jaza Colemana, całość zalatująca lekką nutką Motorhead – miodzio! Podobnie jest z „Enjoy Your Death”. Przyznam szczerze, że od momentu kiedy usłyszałem pierwszą albumową zapowiedź w postaci „Don’t Drink Evil Things” trochę bałem się o nowy materiał. Początkowo kawałek mnie nie powalił (po X odsłuchaniach jest już zdecydowanie lepiej no i Titus brzmi fragmentami jak Ozzy) ale nauczony doświadczeniem wiedziałem, że zazwyczaj ich zapowiadacze nijak się mają do całości. Tak jest i tym razem. Drugi utwór – tytułowy – puszczony w eter zdecydowanie zwiększył apetyt na krążek. „25 Cents For A Riff” niesamowicie buja, utwór jest cholernie nośny, szybko wpada w ucho i chce zagościć w nim na dłużej. No i ten riff – zdecydowanie dałbym za niego więcej niż ćwierć dolara:) Podobnie jak za następny na track liście „Me” – utwór o podobnym potencjale. Bardzo ciekawie wypada „Not By Its Cover” – kolejny kawałek z Jankielem na wokalu. Ale w zasadzie czy coś tu nie wypada ciekawie? Każdy z utworów ma w sobie to coś, dodatkowo to coś w każdym przypadku jest czymś zupełnie innym: a to trafi się jakiś genialny riff, a to jakiś inny smaczek typu Ślimak na wokalu w hard rockowym „Madman’s Joint”. Swoją drogą riffowi w tym kawałku również niczego nie można odmówić. Wisienką na torcie na krążku jest zamykający album „My Soul’s Among The Lions” – rzecz wyrwana rodem z lat 60-70. Z polskiej sceny chyba tylko Acidów stać na takie posunięcie w utworze jak i w odniesieniu do całego krążka. 25 Cents For A Riff to swego rodzaju mieszanka wybuchowa, mikser do którego ktoś powrzucał najlepsze elementy całego rockowego i metalowego z ostatnich kilku dziesięcioleci. Przyznam szczerze, że wolę cięższą odsłonę Acidów ale w perspektywie długofalowej 25 Centów sprawdzi się pewnie zdecydowanie lepiej ze względu na dużą różnorodność. O poziomie nagranego materiału chyba nie trzeba wspominać? Choćbym nawet bardzo chciał nie ma się tutaj do czego przyczepić. A nie chcę bo 25CFAR to świetne wydawnictwo, kolejne w już i tak bogatej i bardzo ciekawej dyskografii grupy. Kandydat do polskiej płyty roku?
Moja ocena -> 8/10
Nigdy nie wiem, kto gdzie śpiewa 😉 Album zaprawdę udany. Pewnie nie jest to ostatnie słowo kwasożłopów.
Czas chyba wrócić do słuchania Kwasiarzy. Kilka ostatnich albumów pominąłem, ale ten coś za mną łazi, więc kto wie…