Acid Drinkers – La Part Du Diable

acid drinkers la part du diableMoja przygoda z tym wydawnictwem rozpoczęła się cholernie nieszczęśliwie. Najpierw w internecie pojawił się singiel „Old Sparky”. Fajny ale bez rewelacji, nie powiem, że jakoś specjalnie mnie poruszył. Za chwilę sytuacja totalnie odmienna. W jednym z portali pojawiła się do odsłuchu cała płyta. Przesłuchanie chciałem odłożyć do momentu aż świeżutki krążek wpadnie w moje łapki a muzyka poleci z Pianocrafta. No ale jeden utwór odpaliłem. Pech chciał, że był to „The Trick”. Długo zbierałem szczękę z podłogi, takiej petardy dawno nie słyszałem. No i muszę przyznać, że się nakręciłem. I to bardzo. Nadszedł ten dzień – pierwszy odsłuch…. I lekkie rozczarowanie. Bo takie okrutne petardy mamy tu tylko trzy: wspomniany przed chwilą „The Trick” oraz „Bundy’s DNA” i „The Payback”. Miazga okrutna, szalone tempo, utwory bezkompromisowe – nie biorą jeńców:) W wypadku Acidów ostatnio noga chodziła mi tak przy „When You Say To Me…” (no dobra, przy „Ring Of Fire też). W każdym razie te 3 utwory są genialne. A reszta? Tu przyznam się bez bicia, że nie była to miłość od pierwszego wejrzenia – powyższa trójca narobiła mi niezłego apetytu no i po debiutanckim przesłuchaniu nadal byłem głodny. Teraz – po kilkunastu maglowaniach tego materiału jest już zdecydowanie lepiej. Przede wszystkim osłuchał się singiel. Gitary świetnie „mielą” w „On The Beautiful Bloody Danube”, dodatkowo bardzo szybko w ucho wpada refren. Następny w kolejce „Dance Semi-Macabre” – ja tu słyszę Biohazard z ich nowej odsłony (tak gdzieś od czasów Uncivilization), świetny utwór, jeden z ciekawszych na płycie. „Andrew’s Strategy” – też wzbudza we mnie pewne skojarzenia tylko nie potrafię sobie przypomnieć z czym (momentami jakby Deftones z czasów Adrenaline? Ten wstęp, gitary… Albo nie:). „Kill The Gringo”? Strzał lewym sierpem na dzień dobry (chociaż tego kawałka akurat bezgranicznie nie ubóstwiam) No i to by było na tyle z tych najbardziej oczywistych plusów. A pozostałe utwory? Mają tylko jedną wadę – nie urywają tak dupy jak wyżej wymienione. Praktycznie nie można im niczego zarzucić, ot co najmniej acidowa średnia albo i oczko wyżej. Trochę giną pośród genialnych fragmentów La Part Du Diable. Marzyłby się album w całości na takim poziomie jak wyżej wymienione po tytule utwory. A tak dostaliśmy album bardzo dobry: z momentami genialnymi jak i troszkę słabszymi. Nie jest to szczytowe osiągnięcie Acidów ale do TOP5 spokojnie można ten krążek wrzucić nie mając żadnych wyrzutów sumienia. Warto zwrócić uwagę na brzmienie tego krążka, które jest genialne, jedne z najlepszych w historii Acidów.

btw. Jest prawie koniec października a to dopiero pierwszy polski album kupiony przeze mnie w tym roku. Murowany kandydat do najlepszego krążka 2012 roku w moim podsumowaniu?:)

Moja ocena -> 8/10

6 myśli nt. „Acid Drinkers – La Part Du Diable”

  1. jak dla mnie to jajco. Zmęczyłem się i nie wrócę już do tego. Jedynie pierwszy numer wywołał u mnie szybsze bicie serca

  2. chłopaki z 67 mil z tego linka świtnie zrecenzowali tą muzykę i płytę. Podpisuję się obiema rekoma i nogiema. Faktycznie nawet okładka do bani jest. Poczytam ich trochę i dodam do swoich ulubionych blogów chyba

    1. Czytałem ich recenzje i za bardzo nie wiem czego oni oczekiwali po nowych Acidach. To jest zespół, który ciągle ewoluuje i nie nagrał 2 takich samych płyt (no dobra początek kariery – ten typowo thrashowy – mieli taki, że zmiany stylu były niewielkie). Ale później, z każdym krążkiem rozwój był coraz większy. Ja lubię takie napieprzanie więc nowy krążek mi się podoba. Swoją drogą w ich recenzjach widzę trochę sprzeczności np. w pierwszej opinia o „Kill The Gringo”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *