The Ocean to jeden z tych zespołów, w przypadku których jakakolwiek wzmianka o nadchodzącym nowym powoduje u mnie szybsze bicie serca. Nie inaczej było w przypadku “Holocene”, którego pierwsza zapowiedź pojawiła się na początku roku i z miejsca wywołała spory szok. Zespół już wcześniej przyzwyczaił słuchaczy do elementów elektronicznych. Stanowiły one jednak tło dla reszty dźwięków. W “Preboreal” natomiast grają pierwsze skrzypce i zabierają sporo miejsca pozostałym instrumentom. Elektronika do tego stopnia zdominowała utwór, że nie odnajdziemy w nim w ogóle cięższych fragmentów. Muzyce towarzyszy całkowicie czysty wokal. Całość intryguje, jednak jest wyraźnie inna od tego co zespół prezentował do tej pory.
“Parabiosis” zdaje się być powrotem na właściwe tory. Utwór przypomina czasy “Heliocentric”. Pojawiają się w nim cięższe fragmenty a całość brzmi zdecydowanie żywiej od pierwszej zapowiedzi mimo ponad 3 minut dłuższego czasu trwania.
“Sea Of Reeds” mógł wzbudzić ponowną konsternację ponieważ zdecydowanie kroczy on ścieżką obraną w “Preboreal”. Z kolei “Subatlantic” stoi po stronie “Parabiosis”. Pojawiają się tu też linie wokalne z okolic growlu.
W zasadzie na podstawie czterech zapowiedzi krążka trudno było cokolwiek wywnioskować ponieważ zespół zaserwował nam dwa duety stojące po zupełnie różnych stronach barykady. Jedno było pewne – będzie inaczej niż do tej pory.
Jak się później okazało core dla “Holocene” stanowi solowy projekt klawiszowca zespołu, który swoją muzykę skierował właśnie w stronę ambientu i elektroniki. Dopiero do niej zostały dopisane pozostałe partie. W efekcie otrzymaliśmy lekko ponad 52 minuty nowego materiału podzielonego na 8 utworów.
Przy pierwszym przesłuchaniu najwyraźniej wyróżnia się “Unconformities” ze względu na świetny kobiecy wokal Karin Park w pierwszej części i rasowy The Ocean sprzed co najmniej 10 lat w drugiej odsłonie utworu. Dzieje się tu bardzo wiele a wątkami spokojnie można by obdzielić kilka innych utworów.
Sporo ciężaru i nawiązań do przeszłości zespołu bez problemu odnajdziemy w “Subboreal”. Pozostałe dwa utwory to już zdecydowanie lżejsza odsłona The Ocean. Zespół nie wiadomo który już raz pokazał inną odsłonę i udowodnił, że ma pomysł na dalszą ewolucję swojej muzyki.
“Holocene” raczej nie porwie słuchacza przy pierwszym przesłuchaniu. Jest to album, który wymaga więcej czasu aby się z nim zaprzyjaźnić. Jednak czas ten zwróci się nam z nawiązką. O podium w dyskografii ciężko tu mówić ale nadal jest to bardzo mocna pozycja, której Niemcom mogłoby pozazdrościć wiele innych zespołów.