„Come With Me” to debiut wrocławskiego Symptomu Izera. Jednak od pierwszych dźwięków albumu słychać, że nie mamy do czynienia z debiutantami tylko doświadczonymi muzykami.
I faktycznie tak jest. Członkowie zespołu przez lata zbierali doświadczenie w innych formacjach. Dzięki temu Symptom Izera startuje z wysokiego pułapu i z miejsca wskakuje do czołówki najciekawszych gitarowych albumów wydanych w tym roku. Gitarowych… No właśnie… Już na samym starcie „Come With Me” pojawia się problem z zaszufladkowaniem tego wydawnictwa. Niby to rock. Ale nie taki zwyczajny. Czuć tu elementy progresji, nawiązań do lat 90tych polskiej i amerykańskiej sceny. Gdzieś przewija się Deftones, w innym miejscu Tool, jeszcze innym coś z grunge’u. Zespół płynnie przeskakuje między lekkością i ciężarem, dynamiką i spokojem. Efekt brzmi nadzwyczaj dobrze.
Muzykom kroku dotrzymuje Waldemar Bolesta, który za mikrofonem również płynnie przeskakuje między śpiewem, krzykiem a nawet recytacją. Swoje 5 minut ma tutaj również Tomasz Pawlak, którego bas jest nadzwyczaj dobrze słyszalny i momentami gra pierwsze skrzypce. Przyznam szczerze, że dawno nie słyszałem aż tak dobrze wyodrębnionej gitary basowej. Na „Come With Me” traktuję ją jako duży atut – jeden z wielu.
Muzykom udało się tu odnaleźć swego rodzaju złoty środek. Słuchanie materiału zawartego na krążku sprawi radość rockowym ortodoksom. Jednocześnie jest on podany w takiej formie, że spokojnie znajdzie uznanie w gronie mniej radykalnych słuchaczy.
Symptom Izera intryguje już od pierwszych sekund otwierającego całość „Dead President”. Jego początek przypomina jakiś zagubiony utwór Toola. Z błędu wyprowadza tylko wokal i dalsza część utworu – zdecydowanie mniej „toolowa” ale na pewno wielowątkowa. Toolowe inspiracje bez problemu odnajdziemy też w drugim na krążku „Glitter Stars”. Pole do popisu ma tu Bolesta, który udowadnia, że jest wszechstronnym wokalistą.
W początkowych fragmentach „Do You Really Believe?” pobrzmiewają echa post-grunge’owe z okolic Staind. Jednak już po kilkudziesięciu sekundach czuć, że Symptom Izera ma muzycznie do zaoferowania więcej niż ekipa ze Springfield. „The Golden Throne” to zdecydowanie bas, który przypomina to co w „Unspeakable” wyczyniał Youth z Killing Joke. Miód na uszy!! Podobnie jest w „I Don’t Want To Know” gdzie dodatkowo w uszy bardzo szybko wpada chwytliwy refren. Całość udanie zamyka utwór tytułowy.
Jednak po jego końcowych dźwiękach w głowie zapala się czerwona lampka: było bardzo fajnie ale jakoś tak krótko. I faktycznie – debiut Symptomu Izera trwa niewiele ponad 30 minut. Zdecydowanie za krótko Panowie! Przy takiej jakości nagranego materiału z pewnością można było stworzyć jeszcze z 2-3 utwory i zamknąć album z czasem powyżej 40 minut. W obecnej wersji odczuwam niedosyt. I w zasadzie czas trwania jest jedynym moim zarzutem w stosunku do „Come With Me”. Poza tym jest dobrze! Czekam na więcej z jeszcze większą dawką muzycznego kombinowania.