Życie z roku na rok staje się coraz bardziej wariackie. Coraz szybciej gonimy za wyznaczonym celami. Wraz z nami przyspiesza całe nasze otoczenie. Większość ludzi nie ma już czasu na spokojne słuchanie płyt. Muzyka zazwyczaj towarzyszy im w postaci cyfrowej w drodze do pracy, w samochodzie, w czasie spacerów.
A ja lubię czasem wcisnąć sobie pauzę i spędzić kilkadziesiąt minut sam na sam z dobrą muzyką . Ostatnio ten czas w udany sposób umilała mi Ola Jas ze swoją debiutancką EPką: sobotni wieczór, mała kawiarenka na rynku któregoś z polskich miast, niewielkie audytorium, lampka wina i Ola wraz z niewielkim gronem muzyków. Tak to widzę – kameralnie, skromnie, subtelnie, z klasą. Głos Oli koi zmysły i świetnie współgra z akustycznym akompaniamentem gdzie gitara spotyka się z kontrabasem, perkusją, skrzypcami, altówką, wiolonczelą i trąbką – tak na deser:)
Całość bardzo udanie rozpoczyna „Nadzieja” z lekko zadziorną gitarą i bardzo klimatyczną trąbką. „Mnie nie ma” ma olbrzymi potencjał radiowy. „Wiosenny Śnieg” budzi we mnie silne skojarzenia z twórczością Marka Grechuty i Grzegorza Turnaua. Klimatycznie wypada „Moja Mała”, po której dostajemy cover Czerwonych Gitar „Nie Mów Nic”. Po jego końcowych dźwiękach następuje długa cisza. Dopiero wtedy zdajemy sobie sprawę, że to już koniec. I w zasadzie tylko to uznałbym za wadę debiutu Oli Jas.
Lekko ponad 17 minut to zdecydowanie za mało, zwłaszcza że w ich czasie artystka dość mocno podkręca oczekiwania słuchaczy zaprezentowanym poziomem. Zatem z pewnością nie tylko ja ucieszyłbym się z dodatkowych 10-15 minut materiału. Ola Jas wokalnie prezentuje poziom zdecydowanie wyższy od niektórych usilnie promowanych gwiazd. Muzycy również trzymają fason a całości zwyczajnie chce się słuchać. Warto tu również zwrócić uwagę na warstwę tekstową, która ma sens co w dzisiejszych czasach nie zawsze się spotyka. Nie pozostaje nam zatem nic innego jak tylko oczekiwać pełnoprawnego albumu na podobnym poziomie.