Od lat zastanawiam się dlaczego w polskich mediach tak usilnie promowana jest rodzima muzyka popularna, która do górnolotnych z pewnością nie należy. Tymczasem polscy artyści płynący gdzieś po za głównym nurtem cieszą się uznaniem i szacunkiem za granicą. Jednak w większości przypadków nie mają oni medialnego wsparcia w kraju przez co dotarcie do nich jest utrudnione i wymaga pewnego wysiłku. Chociaż i tak jest już zdecydowanie lepiej niż jeszcze kilka lat temu bo w coraz większym stopniu wykorzystywany jest potencjał Internetu gdzie promocja i możliwość dotarcia do odbiorcy jest zdecydowanie ułatwiona.
„Cień Chmury Nad Ukrytym Polem” miał premierę w 2013 roku. Można zatem powiedzieć, że ta nisza muzycznego biznesu dopiero raczkowała i debiutancki LP Starej Rzeki, solowego projektu Kuby Ziołka, był swego rodzaju bombą z opóźnionym zapłonem, którą na szczęście udało się odpalić i to w samym centrum Wdeckiego Parku Krajobrazowego gdzie położona jest wieś, od której projekt wziął nazwę.
Obszar ten należy do Borów Tucholskich i „Cień Chmury Nad Ukrytym Polem” wprost ocieka klimatem tego obszaru. Robi to jednak w bardzo specyficzny i nie bezpośredni sposób przez co początkowo jedynym skojarzeniem z Kaszubami może być kurpiowski wzór na okładce tego wydawnictwa. Jednak dla osoby, która choć raz była w tamtym rejonie wzbudzenie skojarzeń i wspomnień nie będzie większym wyzwaniem. A dodatkowo osoba ta przeżyje magiczną podróż przez różne gatunki muzyczne.
Początkowe dźwięki rozpoczynającego album „Przebudzenie boga wschodu”, oparte o akustyczną gitarę, nie zwiastują w żaden sposób nadchodzącego dronowego niepokoju i napięcia, które rośnie z każdą sekundą i wybucha w black metalowym fragmencie „Tej nocy / broń nas od złego”. Jednak gatunek należy potraktować jako ciekawostkę i chwilowy wyskok z ambientowo-dronowo-avant-folkowo-post-rockowo-eksperymentalnych ram, na których bazuje to wydawnictwo.
Już druga część utworu przynosi akustyczną gitarę i powrót do delikatnych klimatów. Duet „Przebudzenie…” i „Tej nocy…” przypomina scenariusz letniej burzy gdzie początkowy spokój, zastępowany jest coraz gęstszą atmosferą, po której następuje gwałtowna (black metalowa) nawałnica. Po niej jest już tylko spokój. Taki rozwój sytuacji pokrywałby się z trąbą powietrzną, która w 2012 roku nawiedziła i zniszczyła część Starej Rzeki.
W dronowo-ambientowe klimaty wracamy w utworze tytułowym, który mógłby być idealnym soundtrackiem do nocnych wędrówek po różnych zakamarkach borów. Jednak po każdej nocy przychodzi dzień zatem i tu klimat się zmienia gdy nadchodzi poranek. W „Prześwicie” na krótko wracamy do bardziej standardowego grania. Multum pięknych fragmentów przynosi „Nächtlich Spaziergang durch Klinger”. Na deser otrzymujemy utwór Nico „My Only Child” w interpretacji Ziołka, która do pewnego momentu dość wiernie oddaje klimat oryginału by później przenieść się ponownie do krainy gdzie króluje ambient i drone, które towarzyszą nam do ostatnich sekund albumu.
„Cień Chmury Nad Ukrytym Polem” trwa prawie godzinę ale czas ten mija w ekspresowym tempie i praktycznie każda sekunda w towarzystwie tego wydawnictwa jest ciekawym i bardzo oryginalnym doświadczeniem. Nie wiem jak sytuacja przedstawia się w rzeczywistości ale ja dzieła tego pokroju traktowałbym jako nowoczesne dobro narodowe i wartość, za pomocą której promować powinny się Kaszuby. Z pewnością byłby to odważny i bardzo oryginalny krok ale przecież do odważnych świat należy!
Fajnie że dokopałeś się do tego wydawnictwa. Jest bardzo ciekawe, mroczne i klimatyczne, choć dwójeczka jest jeszcze lepsza.
Ja najpierw trafiłem na „Zamknęły…” i dopiero później sięgnąłem po „Cień…”. Oba albumy genialne ale chyba faktycznie dwójka lepsza:) Ogólnie Instant Classic grube rzeczy wydaje. Od dawna męczę Alamedę 5 a od niedawna Lotto, ARRM i duet Zimpel/Ziołek.
W zeszłym roku wydali jeszcze bardzo dobry album „2” innego projektu Wacława Zimpela, Saagara. Koniecznie posłuchaj 😉
Obadam;) Ostatnio dogadałem się z IC i dostałem od nich paczkę płyt do zrecenzowania:)
Fajnie napisana recenzja, ale jednak nie do końca się zgadzam. Mnie się wydaje, że trochę za bardzo posklejany z różnych niszowych gatunków jest ten album. Żeby nie było nieporozumień – nie twierdzę, że brzmi źle, ale jednak wolę bardziej „skupione” projekty, niż takie granie „od sasa do lasa”. Ktoś mógłby zarzucić, że Ziółek i s-ka na siłę próbują pokazać jacy są ambitni i obyci we współczesnym muzycznym undergroundzie (bo tak się składa, że drone, black metal, krautrock i neo-folk to były przez wielu na nowo odkrywane zjawiska na początku lat 2010-tych). Trochę mi to pachnie alternatywnym koniunkturalizmem. Alameda 5 „Duch tornada” podobnie zresztą rozjechana na wszystkie strony.
Pozdrawiam.