Sepultura – A-Lex

sepultura a lexPo nagraniu bardzo dobrego Dante XXI Sepulturę czekało bardzo trudne zadanie. Trudne o tyle, że ich kolejny album też miał być conceptem. Tym razem muzycy na warsztat wzięli Mechaniczną Pomarańczę autorstwa Anthony’ego Burgessa. Każdy mający „zaliczoną” tę pozycję pewnie potwierdzi, że jest to raczej specyficzna literatura. Świetna ale zarazem raczej skierowana do wąskiego grona odbiorców – dla koneserów. Podobnie jest z tym albumem. Rozbieżności w jego ocenie są duże. Jedni narzekają, że są to tylko marne popłuczyny po twórczości z czasów Maxa, inni widzą światełko w tunelu, jeszcze inni odcinają się od przeszłości i starają się oceniać „tu i teraz”. I właśnie z tej perspektywy album wypada co najmniej dobrze. Nie umiem wyjaśnić jak to jest dokładnie ale osobiście mam tak: do niektórych zespołów nie potrafię podejść nie patrząc w przeszłość (np. The Offspring), w przypadku innych przychodzi mi to bez problemów. Tak właśnie mam z Sepulturą. Może dlatego, że moja przygoda z tym zespołem rozpoczęła się gdy Maxa od dawna już w nim nie było? Wracamy do płyty. Już w samym tytule mamy ciekawostkę – grę słów. Pochodzący z łaciny(czy jak niektóre źródła donoszą – z rosyjskiego – kwestia gustu;) zwrot A-Lex (bezprawie) to jednocześnie imię głównego bohatera powieści Burgessa. Album, podobnie jak Dante XXI, został podzielony na części rozdzielone czterema instrumentalnymi A-Lexami. Do nich dołącza jeszcze „Ludwik Van” – 9ta Symfonia Beethovena zagrana na sepulturowato. I to są praktycznie jedyne momenty, które pozwalają słuchaczowi na chwilę oddechu. Poza nimi nie ma tu kompromisów. Już po pierwszej części A-Lexa otwierającej krążek słuchacz atakowany jest hardcore’owym i niesamowicie szybkim „Moloko Mesto”. Po chwili – w „Filthy Rot” zespół częstuje nas motorycznymi gitarami i plemiennymi zaśpiewami w refrenach. Wszystko na swej drodze niszczą „We’ve Lost You!” oraz „What I Do!”. Pierwszy robi to w walcowatym tempie, drugi na ekspresowo niszczy to co jeszcze pozostało:) Dzieło zniszczenia uzupełnia „The Treatment”. Niesamowity wstęp ma „Metamorphosis” – przytłaczający, schizofreniczny, chory motyw. Idealnie nadawałby się do filmu. Po tym utworze następuje gwóźdź programu – „Sadistic Values” – podobnie jak Alex mający 2 oblicza. Na początku spokojne, z normalnym śpiewem Greena(całkiem dobrze mu to wychodzi) po pewnym czasie przeistacza się w coś destrukcyjnego, totalnego. Różnych smaczków nie brakuje w „Forceful Behavior”, „The Experiment”, „Strike” i „Paradox”. Smaczki te głównie opierają się na fajnych riffach. Tych zasadniczo na całej płycie nie brakuje i są mocną stroną A-Lexa. Tak samo jest z brzmieniem, został tu zachowany wysoki poziom z Dante XXI i całość pod tym względem prezentuje się bardzo dobrze. Na koniec pozostał jeszcze jeden utwór, jeden z moich ulubieńców – „Enough Said” – niby jest to proste „napieprzanie” ale jakaż tu jest dawka energii i mocy skondensowanych w 96 sekundach bardzo dynamicznego grania. Świetna rzecz – mogę słuchać wielokrotnie. Tak jak w sumie całego A-Lexa. Kiedyś nie przepadałem za tym albumem, słuchałem go od święta ale podczas któregoś z kolei odświeżania dyskografii zespołu odkryłem w nim to coś i teraz jest to moje ulubione(obok Dante XXI) wydawnictwo Sepy z czasów Greena. Ma kilka słabszych momentów ale nie psują one ogólnego obrazu płyty. Trochę nie rozumiem fanów, którzy już na starcie zmieszali A-Lexa z błotem. Gdy człowiek odetnie się od zespołowej przeszłości to album ten na prawdę wypada dobrze. Ja nawet nie muszę się od niczego odcinać by słuchanie tej płyty sprawiało mi dużą frajdę. Jedynym minusem jest to, że mam wersję promo. Ktoś „niechcący” zapomniał w opisie aukcji o tym wspomnieć, dodatkowo nie chciał przyjąć zwrotu. No trudno:)

Moja ocena -> 8/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *