Pleszew to niewielkie miasto położone w województwie wielkopolskim niedaleko Jarocina. I tak jak Jarocin pewnie każdemu z nas kojarzy się z festiwalem organizowanym z przerwami od ponad 40 lat tak nazwa „Pleszew” przeciętnemu Polakowi nie mówi pewnie nic. Jednak dla fanów cięższych brzmień miasteczko to od kilku lat w połowie lipca staje się na 3 dni światową stolicą stonera.
Sprawcami całego zamieszania są członkowie zespołu Red Scalp. Niesamowita jest dynamika rozwoju Red Smoke Festu , który kilka lat temu skromnie stawiał pierwsze kroki a z roku na rok przyciąga coraz większe gwiazdy gatunku. Kolejne pule karnetów wyprzedają się w przeciągu kilku minut. Niesamowita jest również sama atmosfera tej imprezy gdzie granie spod szyldu Led Zeppelin spotyka się z rasowym stoner rockiem, sludge i muzyką totalną jaką w tym roku zaprezentowali Włosi z Ufomammut. Tradycją stało się to, że całą imprezę otwiera koncert gospodarzy, którzy na żywo brzmią równie świetnie jak w wersji studyjnej. Ale zacznijmy od początku.
„Lost Ghosts” to drugi album w niezbyt długiej historii pleszewskiej grupy. Jednak od 2012 roku zespół zdążył dość mocno zamieszać na scenie stonerowej i to nie tylko za sprawą festiwalu ale przede wszystkim jakości nagranych krążków. Już debiutancki z nich zyskał uznanie wśród fanów gatunku. Zawieszona wysoko poprzeczka została przeskoczona z dużym zapasem drugim wydawnictwem. „Lost Ghosts” można bez wątpienia uznać za jeden z najlepszych polskich gitarowych albumów 2017 roku oraz jeden z najciekawszych w gatunku wydanych w tamtym roku na świecie.
Tracklista „Lost Ghosts” na pierwszy rzut oka nie powala bo zamyka się w 5 utworach trwających niespełna 40 minut. Otwierający album „Portal” rozkręca się bardzo powoli i wprowadza słuchacza w indiański – rytualny klimat. Ciężej robi się dopiero w drugiej połowie tego instrumentalnego utworu. Świetnie prezentuje się płynne przejście z „Portalu” w „Faces”, w którym dzieje się już zdecydowanie więcej. Przede wszystkim pojawia się wokal: jak na gatunek bardzo ciekawy i dający sygnały o dużym potencjale. W „Faces” znalazło się też miejsce dla solówki.
Powyższy duet jest bardzo dobrym wstępem do pierwszej z wisienek na torcie – utworu tytułowego. Tutaj wokalista dostaje zdecydowanie większe pole do popisu i w pełni je wykorzystuje. W muzyce stonerowej głos często traktowany jest jako dodatek do muzyki przez co jest zaniedbywany i stanowi słabe ogniwo całości. Na szczęście ekipa Red Scalp nie popełnia tego błędu i Jędrzej Wawrzyniak brzmi na prawdę świetnie – z taką skalą i umiejętnościami umieściłbym go w gatunkowej czołówce wokalistów.
Sam utwór „Lost Ghosts” można natomiast uznać za najbardziej ambitne dokonanie w dotychczasowej historii zespołu. Prawie 10 minut muzyki to kilka wątków, zmian tempa i przede wszystkim saksofon – wykorzystany w bardzo umiejętny sposób i stanowiący ogromną wartość dodaną.
Drugą wisienką na albumowym torcie jest bez wątpienia „Mantra Bufala” zapraszający słuchacza na indiański rytuał. Utwór jest równie rozbudowany jak poprzednik i stanowi dowód na to, że członkowie Red Scalp potrafią w świetny sposób bawić się muzyką i sprawia im to olbrzymią frajdę. Doskonałe wyciszenie przynosi na koniec „With The Wind” kończący się tym samym motywem gitarowym jakim rozpoczyna się „Faces”.
To chyba sygnał dla słuchacza aby ponownie wcisnąć „play”. Sygnał ten jest raczej niepotrzebny bo i tak w większości przypadków przygoda z „Lost Ghosts” nie kończy się na pojedynczym przesłuchaniu. Nie jest to album „radio friendly” jednak każdy fan stonera doskonale się w nim odnajdzie. Za jego jedyny mankament można uznać w zasadzie tylko czas trwania – chciałoby się chociaż jeden utwór więcej, parę minut dłużej.
Oprócz jakości nagranego materiału warto zwrócić uwagę na produkcję krążka. Ta prezentuje światowy poziom: mimo zachowania gatunkowej stylistyki wszystkie instrumenty są bardzo dobrze słyszalne a brzmienie gitar powala. Jednym słowem: rewelacja!