Każdy kolejny album berlińskiego The Ocean Collective to świetna okazja do poszerzenia swojej wiedzy z różnych zakresów. Dzięki Niemcom nieświadomi fani mogli zgłębić zasady poglądów: heliocentrycznego i antropocentrycznego, poznać budowę oceanów, procesy eoliczne czy cofnąć się do czasów prekambryjskich. Oczywiście zawartość albumów nie jest w 100% skoncentrowana na wymienionych tematach jednak zawiera pewien „korzeń”. W dzisiejszych czasach, typowo konsumpcyjnych gdzie wszystko podane jest na tacy, jest to praktyka jak najbardziej godna pochwały ponieważ zmusza słuchacza do myślenia i pewnego wysiłku jaki trzeba włożyć by te zagadnienia poznać.
Na pierwszą część duetu „Phanerozoic” czyli „Paleozoic” (druga ma się ukazać w 2020 roku) przyszło nam czekać najdłużej w historii zespołu bo ponad 5 lat. Czy było warto? Berlińczycy za sprawą poprzedniego albumu – „Pelagial” zawiesili sobie poprzeczkę na niesamowicie wysokim poziomie. Za sprawą „Paleozoic” tej poprzeczki nie przeskakują. Ale nie dlatego, że nowy album jest gorszy, jest po prostu zupełnie inny mimo zachowania zespołowej stylistyki i ciężko je porównywać.
Zacznijmy od oczywistych podobieństw. Zespół kontynuuje piękną tradycję zapoczątkowaną na „Pelagial” czyli światło dzienne ujrzała również instrumentalna wersja wszystkich utworów. Szkoda tylko, że nie jest ona dodawana w podstawowej wersji albumu tak jak to było w przypadku poprzednika. Z pomocą przychodzą serwisy streamingowe i wersja instrumentalna jest dostępna chociażby na Spotify.
„Paleozoic” zaczyna się od niespełna 2.minutowego „The Cambrian Explosion”, który można uznać za intro płynnie przechodzące w „Cambrian II: Eternal Recurrence”. I tak jak w przypadku pierwszego utworu słuchacze mogli mieć chwilę zawahania tak tu już po kilkudziesięciu sekundach wiadomo doskonale z jakim zespołem mamy do czynienia.
I to jest właśnie piękne w muzyce post metalowej. Zespołów obracających się w tej stylistyce jest wiele: Neurosis, Cult Of Luna, Isis, Minsk, Mouth Of The Architect, Rosetta, Solstafir, Dirge, Callisto, Intronaut czy z naszego rodzimego podwórka Obscure Sphinx i Blindead. Praktycznie każdy z nich wypracował swój własny, niepodrabialny styl, który osoba obeznana w gatunku rozpozna praktycznie po kilku dźwiękach.
Powróćmy jednak do „Paleozoic”. Już po kilkudziesięciu sekundach drugiego utworu dostajemy wyraźny sygnał, że będzie ciężko. Do typowo metalowych dźwięków dołącza growl, który z czasem wzbogacają chórki (to chyba nowość). W dalszej części utworu przychodzi moment wyciszenia do jakiego zespół przyzwyczaił nas na wcześniejszych wydawnictwach. Jednak momentów tych jest zdecydowanie mniej niż na „Pelagial”. Nawet czystym partiom wokalnym towarzyszy momentami przytłaczający ciężar. Jednak wypada to nadzwyczaj dobrze i np. refreny z „Ordovicium: The Glaciation Of Gondwana” robią wrażenie i wpadają w ucho już przy pierwszym przesłuchaniu.
Dłuższą chwilę wytchnienia przynosi „Silurian: Age Of Sea Scorpions”, który najmocniej przypomina klimat „Pelagial”. Wisienką na torcie „Paleozoic” jest „Devonian: Nescent” z gościnnym udziałem wokalisty Katatonii. Powala już sam początek utworu – dawno nie słyszałem tak urzekających dźwięków – i nie biorę tu pod uwagę tylko samego post metalu. Dalej jest już zdecydowanie ciężej ale równie ciekawie. „Devonian: Nescent” jest jakby złożony z kilku niezależnych utworów zlepionych w całość trwającą ponad 11 minut. Napiszę tylko, że czas ten mija w ekspresowym tempie – niech to wystarczy za reklamę;)
Album zamykają instrumentalny „The Carboniferous Rainforest Collapse” oraz „Permian: The Great Dying”, którego mogliśmy usłyszeć na kilka tygodni przed premierą krążka. Po końcowych dźwiękach „Paleozoic” zawsze towarzyszą mi mieszane uczucia. I to nie ze względu na jakość nagranego materiału tylko fakt, że nie miałem do czynienia z całością tylko częścią, na której kontynuację będzie trzeba jeszcze długo poczekać. Do samej muzyki zawartej na krążku nie mam praktycznie żadnych zastrzeżeń. Pierwsza część „Phanerozoic” to kolejna świetna pozycja w dyskografii Berlińczyków. Nie ma to jednak jak „niemiecka precyzja”:)