Coogans Bluff to jedno z moich największych odkryć zeszłego roku. Na zespół Niemców z Rostocku pewnie nigdy bym nie trafił gdyby nie Red Smoke Festival. Ze względu na zerową znajomość twórczości i ogrom innych – ciekawszych rzeczy do roboty, ich koncert miałem ominąć. Zdanie zmieniłem w ekspresowym tempie bo już po kilkudziesięciu sekundach pierwszego utworu. Co mnie przekonało? Otóż rozbudowana sekcja dęta.
Uwielbiam łączenie rocka z dęciakami. Z wielkim sentymentem słucham starych albumów Kultu i Armii gdzie na waltorni i trąbce królował Banan. Sprawił on, że instrumenty te nie były tylko dodatkiem do reszty ale często grały pierwsze skrzypce (początek „Niejeden” może być tego najlepszym przykładem). W przypadku Niemców jest podobnie i wielokrotnie perkusja czy gitara stanowią tylko tło.
Wystarczy posłuchać „Ellen James Society”, który w zasadzie można uznać za wizytówkę zespołu. W tym instrumentalnym utworze dęciak zdaje się odgrywać rolę wokalu i przy monotonnie wybijanym rytmie perkusji i delikatnej gitarze, skupia na sobie całą uwagę. Dopiero pod koniec utworu z tego skupienia wyrywa słuchacza mocny przester. W tym momencie zdajemy sobie sprawę, że braliśmy udział w czymś niecodziennym. Cudowna sprawa.
Do „Ellen James Society” prowadzą 4 utwory poprzedzające, po przesłuchaniu których słuchacz może mieć spory bałagan w głowie. „Her Tears” to rzecz żywcem wyrwana z filmów Quentina Tarantino i nie zdziwiłbym się gdybym usłyszał ją np. w „Pulp Fiction”. Klasycznego rocka sprzed kilkudziesięciu lat prezentuje „Heart Full Of Soul”.
Całość rozpoczyna się od „Why Did You Talk” gdzie w delikatny sposób została już zaznaczona obecność instrumentów dętych. Temat został pociągnięty w utworze tytułowym, który w początkowej części brzmi jak bardzo udany jam session jazzowy. W pewnym momencie klimat ulega drastycznej zmianie i wraz z cięższą gitarą pojawia się wokal. Słuchając „Gettin’ Dizzy” na prawdę można czuć się oszołomionym ponieważ w końcówce utworu wracamy do klimatu jamowego.
Bardzo wiele elementów jazzowych zawiera w sobie najdłuższy w zestawieniu „Too Late”, który obok „Ellen…” uznaję za najmocniejszy moment wydawnictwa. Po raz kolejny mamy tu do czynienia z muzyką graniczącą z improwizowaniem – bardzo udanym i świadczącym, że ekipie Coogans Bluff granie sprawia niesamowitą przyjemność.
Sporym zaskoczeniem w zestawieniu jest z pewnością „Things I Could Do”, którego prędzej spodziewałbym się w saloonie gdzieś na Dzikim Zachodzie niż na „Gettin’ Dizzy”. Jednak tytuł krążka do czegoś zobowiązuje;) Końcówka albumu to potwierdza i tak w „Money & Mess” spotykamy się z w miarę standardowym rockiem. „Chicago” natomiast….. posłuchajcie sami;)
Nie ma co ukrywać – muzyka Coogans Bluff nie jest rewolucyjna i odkrywcza. Stanowi zlepek tego co już wielokrotnie słyszeliśmy. Jednak zlepek ten jest tak udany, świeży czy też niespotykany, że zwyczajnie chce się go słuchać i do niego wracać. Dodatkowo zespół z Rostocku świetnie wypada w wersji koncertowej. W Pleszewie porwał widownię, która bądź co bądź przyjechała na festiwal stonerowy. A w przypadku Niemców powiązania z tym gatunkiem są bardzo luźne i widoczne raczej na papierze niż w rzeczywistości;)