Queens Of The Stone Age – Villains

queens of the stone age villainsJosh Homme to człowiek orkiestra: Queens Of The Stone Age, Eagles Of Death Metal, Them Crooked Vultures, Kyuss. Te nazwy w gitarowym świecie robią wrażenie. Dla mnie szczególnie ważna jest ostatnia z nich. Kyuss to dla mnie kwintesencja grania stonerowego i jeden z ulubionych zespołów. Eagles Of Death Metal nie jestem w stanie zdzierżyć, do Queens Of The Stone Age też bardzo długo nie mogłem się przekonać.

To „coś” zaskoczyło dopiero parę miesięcy temu i właśnie wtedy zacząłem n-te podejście do dyskografii QOTSA, tym razem zakończone pełnym sukcesem. Można zatem powiedzieć, że mam z nią bardzo świeże i niepoukładane stosunki: nie mam jeszcze swojego ulubionego albumu czy utworu. W związku z tym do „Villains” podchodziłem bez uprzedzeń i wyrobionego zdania o poprzednikach.

Album rozpoczyna się naprawdę dobrze. Po dziwnym wstępie „Feet Don’t Fail Me” bardzo szybko się rozkręca i niesamowicie buja, ocieka wręcz przebojowością i zachęca do poruszania się. Gdzieś z tego zachwytu wybija dość duże „ale!” – brzmienie, które od pierwszych dźwięków sprawia bardzo dziwne wrażenie: trochę sztuczne, sterylne, moim zdaniem ewidentnie spieprzone. Ale dzięki tej niesamowitej chwytliwości jesteśmy w stanie mu wiele wybaczyć.

W przypadku drugiego na płycie „The Way You Used To Do” sprawa nie wygląda już tak kolorowo. Utwór niby wpada w ucho ale sprawia wrażenie zrobionego na siłę w konwencji „user-friendly” – nadającej się do radia. Problem w tym, że szanse na szeroko zakrojoną promocję w mediach i tak są bardzo znikome. To niemiłe uczucie i wrażenie towarzyszy nam jeszcze w dalszej części krążka. I w zasadzie jest to jedyne uczucie, które w moim przypadku pojawiło się pomiędzy 3 a 9 utworem.

Tak jak w przypadku poprzednich albumów człowiek rejestrował ciekawe utwory, interesujące fragmenty i różnego rodzaju smaczki tak tutaj w głowie nie pozostało dosłownie nic. „Villains” zwyczajnie przeleciał sobie do końca. Fakt faktem – zrobił to bezboleśnie ale w zasadzie nie rozpaczałbym gdyby tego nie zrobił.

Spotkałem się kiedyś z ciekawą opinią. Jej „twórca” stwierdził, że nie ma nic gorszego niż sztuka, która nie pozostawia po sobie żadnych odczuć i nie budzi emocji. W przypadku QOTSA podpisuję się pod tym obiema rękami. „Villains” ani ziębi ani parzy. Są tu oczywiście lepsze momenty jak np. „Fortess”, „Head Like A Hounted House” czy „Domesticated Animals” ale nie są one na tyle porywające aby zatrzeć wrażenie albumu przeciętnego, nie do końca udanego.

To wraz z drażniącą produkcją sprawia, że „Villains” jest bez wątpienia najsłabszym albumem w dorobku QOTSA. Szczerze mówiąc dziwią mnie hurraoptymistyczne opinie pojawiające się m.in. w prasie branżowej gdzie „Villains” nazwano np. albumem ocierającym się o geniusz. Pytam się: w którym miejscu?! Czym zatem nazwać „Welcome To Sky Valley” Kyussa? Arcydziełem? „Villains” to do bólu przeciętny album ginący w tłumie. Od takiego artysty jak Homme można oczekiwać zdecydowanie więcej.

Moja ocena -> 6/10

2 myśli nt. „Queens Of The Stone Age – Villains”

  1. Z tych grup w których macza palce Homme warto jeszcze wspomnieć o grupie Iggy’ego Popa którego zeszłoroczny album Pos Pop Deepression jest prawie w całości Homme’a i stylistycznie mocno przypomina momentami Like Clockwork.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *