Overkill – Ironbound

overkill ironboundW zeszłym roku nasz kraj odwiedziła wielka czwórka thrashu. Ale czy to na pewno jest czołówka kapel thrashowych dzisiejszych czasów czy może lecą na opinii wyrobionej dawno temu? Metallica pogubiła się po wydaniu „…and justice…”. Slayera nigdy nie lubiłem. Anthrax moim zdaniem znalazł się w czołówce lekko na wyrost. Z Megadeth bywa różnie, trafił im się gniot taki jak „Risk” ale na ostatnich albumach mają tendencję zwyżkową z (chyba) apogeum na świetnym „Endgame”. Jaki z tego morał? Trzeba sprawdzić kapele z „mniejszej czwórki”:) Na pierwszy ogień poszedł Overkill z ich najnowszym dzieckiem – „Ironbound”. Krążek wylądował w odtwarzaczu, wcisnąłem PLAY i cofnąłem się w czasie… Totalna miazga, powrót do najlepszych thrashowych czasów. Meta ze swoim „Death Magnetic” może się schować(DM nie dość, że rewelacyjny nie jest to został dodatkowo spartolony przez loudness war i da się go przesłuchać bez nerwicy tylko w wersji z bodaj że Guitar Hero gdzie dźwięk jest normalny). „Ironbound” jest świetny od pierwszej do ostatniej sekundy. Momentami szybki, dynamiczny i agresywny, czasem wolniejszy i bardziej kombinacyjny, w całości świetnie dopracowany i bijący ostatnie wydawnictwa The Big 4 na głowę(oprócz „Endgame” Mustaine’a i ekipy). Zatem dzisiejszy thrash, szczególnie ten mniej popularny choćby w naszym kraju, ma się dobrze. A nawet bardzo dobrze. btw. Zastanawiam się jak to się mogło stać, że przez ponad 10 lat słuchania thrashu jakimś cudem udało mi się przegapić tę kapelę. Teraz nadrabiam zaległości.

Moja ocena -> 10/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *