Killing Joke (1980)

killing jokeOstatnio zastanawiałem się jak poznałem Killing Joke. Dokładnie nie pamiętam ale obstawiam, że przez cover „The Wait” w wykonaniu kapeli wiadomo jakiej:) Na pewno był rok 2003, jakoś krótko po premierze ich albumu bo w internecie krążyły nowe utwory np. Asteroid czy Impact. No ale wracając do debiutu to trzeba przyznać, że kapela już na starcie ustawiła sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Są tutaj genialne The Wait, Requiem, Wardance, ale zaraz. Po co ja je tutaj wymieniam. Praktycznie wszystkie utwory są świetne. Od reszty odstają może trochę S.O.36 i Tomorrow’s World(przez to, że są dłuższe i wolniejsze) ale one też mają swój klimat i po kilku przesłuchaniach zrównują się poziomem z resztą. Grupa od początku prezentuje swój oryginalny styl z charakterystycznymi gitarami i wokalem także od razu wiadomo kogo słuchamy. Mimo ponad 30 lat album brzmi całkiem świeżo i czysto(w porównaniu z np. thrashowymi wydawnictwami z tamtych lat), fajnie wpasowuje się w stylistykę Killing Joke. Kilka lat temu pojawił się na rynku remaster z dodatkowymi kawałkami. Wyróżnia się bardzo fajny, szybko wpadający w ucho Change, reszta to remixy. Osobiście mam wersję podstawową, dla jednego utworu nie ma sensu zmieniać wydania:) Podsumowując: debiut na duży plus.

Moja ocena -> 9/10

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *