Pierwsze skojarzenie po przesłuchaniu „Here Comes My Train”? The Black Keys! Drugie? Jednak nie do końca: niby muzycznie się zgadza ale wokal inny – nawiązujący do klasyki czyli The Doors i maniery Jima Morrisona.
I tu pojawia się pierwsza ciekawostka dotycząca Oil Stains. Otóż w tym duecie z Koszalina za mikrofonem siedzi perkusista – rzecz rzadko spotykana, szczególnie w polskim przemyśle muzycznym. Ale dzięki temu Oil Stains już na starcie wyróżnia się czymś ciekawym i nietypowym.
A jak to jest z muzyką? „Here Comes My Train” czyli debiut Koszalinian przynosi słuchaczowi 11 utworów trwających łącznie lekko ponad 40 minut. Minuty te mijają zaskakująco szybko. W sumie nic dziwnego bo „Here Comes My Train” to zwyczajnie udany materiał.
Muzyka tworzona przez Oil Stains nie jest w żaden sposób odkrywcza: co chwilę pojawiają się jakieś skojarzenia: a to do starszych czasów i np. The Doors, a to do nowszych i np. The Black Keys. Dominują jednak te pierwsze. W przypadku Oil Stains ta wtórność nie jest w żaden sposób wadą, bardziej można uznać ją za zaletę bo muzycy czerpią z najlepszych dokonań muzyki rockowej i bluesowej.
Na „Here Comes My Train” odnajdziemy brudny, garażowy, gitarowy czad i dynamikę („Home Of Broken Dreams”, „Heroine” czy też instrumentalny „Matematyk”) a tuż obok nich utwory wyrwane rodem z zagubionych taśm ekipy Morrisona. Elementów kojarzących się z The Doors jest tu na prawdę dużo, kumulacja następuje chyba w utworze tytułowym oraz „Me And My Car”. Warto również zwrócić uwagę na najspokojniejszy na płycie, wręcz balladowy „Oh Girl” oraz promujący album „Girl With The Crown”. Reszta trzyma porównywalnie wysoki poziom.
Tak jak wspomniałem już wyżej: „Here Comes My Train” nie jest w żaden sposób odkrywczy, nie przeciera nowych szlaków ani nie wyznacza nowych trendów. Ale co z tego? Muzyki Oil Stains słucha się na prawdę przyjemnie a debiutancki krążek jest dowodem na to, że muzycy mają pomysł na siebie i swoją twórczość. Teraz wystarczy tylko doszlifować kilka elementów, napisać nowy materiał i pozamiatać nim polską komercyjną scenę. I tego chłopakom z Oil Stains z całego serca życzę!!
Doorsowy wokal – no, tu w pełni się zgadzamy 😉
Rasowość i dobre inspiracje – no też.
Ale reszta…
Dla mnie ta płytka to 25% wykorzystanego potencjału, kawałki generalnie są krótkie i ogromnie podobne do siebie przez co płytka się zlewa w jedno i poza krótkimi chwytliwymi frazami, które aż błagają „rozwiń mnie” to za wiele się tu nie dzieje.